Kapelusz

Pewnego razu był sobie kapelusz. Elegancki, popielaty, w jodełkę. Nowy właściciel kupił go i przyniósł do domu w pięknym pudełku. I zaraz nałożył na siwą głowę. Jeszcze tylko laska z błyszczącą gałeczką – i gotowe. Można iść na spacer.

Lecz – i nie wiadomo jaka była tego przyczyna – kapelusz od początku nie chciał się głowy trzymać. Kiedy tylko pan z siwą głową komuś się kłaniał kapelusz myk – na ulicę – i siwy pan go ganiał. Kiedy wiatr zawiał, kapelusz chwytał się wiatru i unosił się z wiatrem. A potem opadał na chodnik i jak opona toczył się po chodniku – i pan z siwą głową musiał biec za nim. Pomysłów miał bez liku! Przekrzywiał się na głowie lub na oczy spadał. A kiedy pan kogoś spotkał i chwilę rozmawiał, kapelusz na głowę tego drugiego przeskakiwał. Wirował, jak latający spodek, podczas spaceru – lekko unosząc się nad siwą głową. I nie chciał słuchać rad laski z błyszczącą gałeczką i pouczeń, że jeśli nie da sobie z tym spokoju to skończy na szafie, w przedpokoju.

No i skończył na tej szafie. Pan z siwą głową w końcu go tam odłożył – dosyć miał psot kapelusza. Teraz więc kapelusz leżał w pudle na szafie i się kurzył. Próbował zeskoczyć, ale było za wysoko. Był jednak dobrej myśli, bo pozytywne miał nastawienie i dużo wiary w siebie…
Siwy pan spacerował teraz z gołą głową. Spokojnie, powolutku. Siadywał na ławeczce, podpierał na laseczce i patrzył na drzewa. Nie musiał już za kapeluszem biegać. A potem wracał wolnym krokiem do domu.

Lecz nadszedł dzień, na który kapelusz właściwie czekał. Siwy pan zdjął pudło z szafy i spojrzał na swój kapelusz. A potem wyjął go z pudła i włożył na głowę. Jeszcze tylko laseczka – i gotowe.
– Idziemy na spacer, mój druhu – te słowa skierowane były do kapelusza – lekarz zalecił mi więcej ruchu. Zamiast siedzieć i patrzeć na drzewa, mam dla zdrowia trochę pobiegać…☺

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *