Dom, który stał się autobusem…

Tę historię wymyślił mój synek, a ja tylko podążyłam za jego wyobraźnią.

Pewnego razu był sobie dom, średniej wielkości. Kształt miał nieco podłużny. Styl raczej nowoczesny. Dużo okien z obu stron, jedno przy drugim, i dwoje drzwi. Stał przy samej ulicy. Ulica była spokojna, ruch na ulicy umiarkowany. Dzień budził się ze snu na tej ulicy zawsze śpiewem ptaków, które przysiadały na gałęziach drzew. Dom stał zamyślony i patrzył w dal. Czasami zastanawiał się jak wyglądają sąsiednie ulice. Czy są tam inne domy. Czy drzewa i ptaki są takie same jak tutaj.
Któregoś dnia na ulicy zrobiło się gwarno. Ulicą szli ludzie, w grupkach, parach lub pojedyńczo. Na spokojnej dotąd ulicy zrobiło się głośno od ich rozmów. Chociaż niektórzy szli w milczeniu. Po krótkiej chwili dom, który patrzył na to wszystko zdumiony, zorientował się, że wszyscy idą w jego stronę. I że po kolei wchodzą do środka, przez jedne albo drugie drzwi. Zanim zdołał pomyśleć, dom był pełen ludzi. Kręcili się po nim jak mrówki, szurali krzesłami po podłodze i wkrótce wszyscy siedzieli i czekali… Na co? Dom o mało nie zatrząsł się w posadach z oburzenia.
– Czy ja jestem jakimś domem zgromadzeń?! – krzyczało coś w jego głowie – Jestem spokojnym domem, przy spokojnej ulicy! Zaszło chyba jakieś nieporozumienie!
Nagle do jego głowy, pełnej kłębiących się w niej myśli, przedarły się głosy ludzi:
– Halo! Długo jeszcze? Ile mamy czekać?
Dom zastygł a myśli skakały mu po głowie jak małe piłeczki. Nie mógł jednak odgadnąć na co ile mają czekać ci ludzie, i niby CO – “czy długo jeszcze”? Wtedy usłyszał kolejne głosy:
– Kiedy ruszamy? Chcemy już jechać! Czy jest tu jakiś kierowca???
Dom westchnął – a więc pomyłka! Wszyscy się pomylili! Nie wiadomo właściwie dlaczego, ale pomylili się. Wzięli go za jakiś….pojazd. Najpewniej za autobus! Jest trochę podłużny, ma tyle okien, jedno przy drugim. Może dlatego… Chciał więc wyjaśnić, zaprotestować i wyprosić grzecznie, aczkolwiek stanowczo, wszystkich. I już nabierał powietrze w płuca, żeby coś powiedzieć gdy nagle… poczuł coś dziwnego…jakby mrowienie, tuż przy fundamentach, lub raczej … wyżej nieco. Coś dziwnego działo się w dolnych partiach domu jakby… wyrastały mu nogi??? Domy nie mają nóg! To niemożliwe! Spojrzał w dół i zdębiał – z obu stron, po trzy z każdej strony, czarne i lśniące … opony! Koła! Wyrosły mu koła! Już nie był domem, tylko….autobusem???
Zanim zdążył zastanowić się nad tą zupełnie nieoczekiwaną zmianą w jego spokojnym dotąd życiu, jakiś mechanizm, o którego istnieniu nie miał pojęcia, wprawił go w ruch i powoli, dostojnie i całkiem pewnie wyjechał na pustą ulicę. Kiedy mijał ogrodzenie chciał jeszcze coś powiedzieć, zaprotestować! Ale zdumienie jego było tak duże, że zupełnie zabrakło mu słów. Jechał więc teraz przed siebie. Przynajmniej ludzie wewnątrz domu uspokoili się, siedzieli cicho na swoich krzesłach i kołysząc się lekko patrzyli w okna.
Dom również powoli zaczynał się uspokajać. Spojrzał przed siebie, potem zaczął rozglądać się dookoła i nagle poczuł, że ta jazda jest całkiem przyjemna. Wiaterek wiał lekko, drzewa szumiały liśćmi. Dzień był wymarzony na przejażdżkę. Wkrótce znaleźli się na sąsiedniej ulicy. Dom, który teraz był właściwie autobusem, rozglądał się z zainteresowaniem i przyglądał domom stojącym przy tej ulicy. I pomyślał, że życie czasami płata nam figle, które okazują się całkiem miłe. Czuł się tak jakby płynął. Gdyby nie wyrosły mu koła, nigdy, w żaden sposób, nie miałby możliwości zobaczyć tego wszystkiego co teraz oglądał podróżując po sąsiednich ulicach.
Nadchodził wieczór i czas był już najwyższy, żeby wrócił na swoje miejsce. Pewnie i spokojnie wjechał za ogrodzenie. Część pasażerów wysiadła po drodze, kiedy zatrzymywał się na chwilę. Pozostali teraz opuszczali swoje miejsca i odchodzili w różne strony ciemną ulicą. Dom czuł się zmęczony i był przepełniony wrażeniami minionego dnia. Ale wrażenia były pozytywne. Był teraz zupełnie innym domem. Głowę miał przepełnioną marzeniami. Zanim zasnął zastanawiał się jeszcze: kim obudzi się jutro rano? Czy pozostanie domem stojącym statecznie przy spokojnej ulicy, czy może znów będzie autobusem, który sunie ulicami przed siebie, jakby niesiony przez wiatr?
Postanowił ze spokojem czekać na to, co przyniesie kolejny dzień. I każdy następny. Już nie będzie się oburzał i protestował, zanim nie spróbuje. Był otwarty na zmiany i niespodzianki od losu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *