Kaktus

Pewnego razu był sobie Kaktus. Zielony, lekko tęgawy, najeżony igłami. Zupełnie jak krawiecki przybornik. Kwiaty na parapecie czuły pewien respekt przed Kaktusem. Byle muszka nie usiądzie na nim. Kot też omijał go z daleka. Wszyscy okazywali szacunek Kaktusowi. Kaktus miał piękną doniczkę, urodą jednak nie grzeszył. Jeżył się więc i igły pokazywał i po cichu marzył o byciu kwiatem, takim prawdziwym.
Można dużo opowiadać o tym jak zbyteczna jest uroda. Jak dużo ważniejszy charakter. Kaktusowi charakteru nie brakowało, ale z chęcią byłby choć raz tylko ozdobą, chciałby pysznić się kolorami, zdobić parapet, nie tylko budzić respekt. Tuż obok stały Fiołki, pachnące słodko i piękna Orchidea, wyprostowana i smukła. Dech zapierało od patrzenia na ich barwne kwiaty. Kaktus ze swymi igłami wyglądał oryginalnie, nie można zaprzeczyć. I sprawiał wrażenie twardziela. W duszy był jednak wrażliwcem i nie chciał być postrzegany tylko poprzez kolce, które zdobiły jego pękatą postać. Nie za to ceni się kwiaty.
Ale los wie chyba co robi czyniąc nas tymi, którymi jesteśmy. Nadszedł czas życiowej próby. Kwiaty zostały w mieszkaniu na dwa tygodnie same. Niedobór wody im nie służył. Uroda przegrała. Piękna orchidea stała nadal wyprostowana i smukła, ale straciła swe niezwykłe kwiaty. Fiołki skurczyły się, poskręcały a ich zapach zniknął. Kaktus przetrwał. Stał dumny, niezłomny, z najeżonymi igłami i teraz to on zdobił parapet. Raz wreszcie i w czymś chociaż był bezkonkurencyjny…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *