Źdźbło trawy


Pewnego razu było sobie źdźbło trawy. Cieniutkie jak nitka. Blado-zielone. Ledwo widoczne lub właściwie wcale pośród bujnej roślinności wokół. Wysokie i grube łodygi różnych gatunków traw i kwiatów wznosiły się wokół, jak pnie drzew. A nieopodal rosły prawdziwe drzewa – olbrzymy.
Źdźbło trawy czuło, że jest niczym, żyjąc w takim sąsiedztwie. A jego  sąsiedzi nawet nie zauważali małego źdźbła trawy. Żyli obok, ale w dwóch różnych rzeczywistościach. Wysokie trawy i kwiaty wyciągały codziennie swoje długie łodygi ku słońcu. Przez to ich barwy były żywe i soczyste. Źdźbło trawy żyło w cieniu – w znaczeniu dosłownym – bo wyższe sąsiadki zasłaniały sobą niebo i słońce. Dlatego było blade i cienkie. Ale mimo to pełne woli życia i przetrwania w takich warunkach, jakie dostało od losu. A warunki były bardzo skromne. Takie maleńkie źdźbła trawy łatwo zdeptać i nawet rozetrzeć na pył butem. Żyje się więc w strachu, żeby żaden but nie pojawił się w okolicy. Ale ten strach nie jest nieustanny. Bo codziennie toczą się różne ważne sprawy. Małe robaczki przychodzą na pogawędkę. Czasami nawet biedronka zajrzy. Czasami coś w trawie zapiszczy. Każdy dzień przynosi wiele ciekawych zdarzeń.
Życie w sąsiedztwie większych i piękniejszych może wpływać w różny sposób. Budzić aspiracje lub niechęć. Chęć dorównania lub całkowitego odcięcia się. Można też godzić się na różnorodność świata i współistnieć bez aspiracji, ale i bez negacji. Ktoś obok dostał większe dary od losu. Ale każdy jakieś dostał. Źdźbło trawy żyło w cieniu, co latem było bardzo przyjemne. Promienie słońca ledwo przedzierały się przez bujną roślinność, żeby tylko połaskotać je ciepłym dotykiem. Ale nigdy nie parzyły. Wiatr tańczył w koronach drzew, a czasami przechylał wysokie trawy i kwiaty tak nisko, że o mało nie kładły się na łące. Źdźbło trawy czuło tylko lekki powiew, który chłodził je jedynie, ale nie przewracał. Podczas deszczu źdźbło trawy było dobrze chronione przed całkowitym zmoknięciem. Wysokie trawy i piękne kwiaty zasłaniały je przed deszczem, wcale o tym nie wiedząc.
Tak więc upływało życie małemu źdźbłu trawy. Bez większych emocji, ale całkiem spokojnie.
Źdźbło trawy starało się nie zamartwiać o jutro. Chociaż bywały dni kiedy trudno było nie martwić się wcale. Tak jak wtedy, kiedy szalała straszna burza. Krople deszczu wielkie i ciężkie przygniatały źdźbło trawy do samej ziemi, jak kamienie. Ale wysokie trawy i kwiaty obok też nie miały lżej. Przemokły do suchej nitki. A kiedy zerwał się wiatr i szalał po okolicy to nawet niektóre z drzew straciły swoje gałęzie, które wiatr porozrzucał po łące, niszcząc przy okazji wiele pięknych kwiatów i łamiąc ich smukłe łodygi.
A któregoś razu na łąkę wpadła gromada dzieci. Zrywały kwiaty, z których potem robiły wianki, depcząc przy tym wszystkie rośliny wokół. Z pięknych kwiatów zostały tylko łodygi skrócone o połowę. Trawy pozginały się, a niektóre zostały wgniecione w ziemię. Źdźbło trawy bało się bardzo, że już jest po nim. Oczywiście nikt nie zechce zerwać go, żeby włożyć do wianka lub bukietu. Ale grozi mu roztarcie na pył lub przynajmniej połamanie włókienek. Schyliło się tak mocno jak to możliwe. Prawie położyło się na ziemi, żeby dzieci mogły przebiec po nim bez naruszania jego wątłych tkanek. I wkrótce zostało przykryte piaskiem…
Kiedy wszystko się uspokoiło źdźbło trawy z trudem podniosło się i otrzepało z resztek piasku. Dookoła inne rośliny oceniały straty. Płatki kwiatów i listki wirowały wokół. Źdźbło trawy na szczęście było całe. Cieniutkie, blado-zielone, wytrwałe. Znowu się udało i można trwać dalej. Egzystować skromnie i cicho na wielkiej łące, zagadując mrówki i biedronki. Korzystając z ułamków promieni słońca, lekkich powiewów wiatru i deszczu, który odświeża jak ciepły prysznic. Z tych wszystkich darów jakie dostało od losu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *