Król


Pewnego razu był sobie Król. Mieszkał w dużym zamku i rządził dużym królestwem. Nie było mu łatwo pełnić tę funkcję, bo wcale nie jest łatwo być królem. Wielu mogło mu zazdrościć. Ale tylko on znał uczucie wielkiej samotności w dużej sali tronowej. Nawet wtedy kiedy dookoła stali jego dworzanie i służba.
Wieczorami Król też był zupełnie sam. Nie miał żony – tak się złożyło. Nie miał też dzieci. Służba przemykała cicho korytarzami, kucharze siedzieli przy piecu w kuchni. Ci, którzy mieli rodziny, spędzali z nimi czas. Król był sam. I ta samotność trochę mu doskwierała. Chętnie by z kimś porozmawiał, pośmiał się, pograł w szachy może…
Któregoś dnia Król wpadł na pomysł. Przecież jako król mógł rozkazać poddanym żeby dotrzymywali mu towarzystwa. Nic prostszego! Rozkaże im rozmawiać ze sobą i już.
Następnego dnia zasiadł wygodnie na tronie i zawołał wszystkich. Znali już jego rozkaz, który wydał z samego rana. Teraz zebrali się w sali tronowej żeby dotrzymać towarzystwa swojemu królowi.
– Piękna dziś pogoda – zaczął łagodnie Król.
– Taaa, taa – poddani odpowiedzieli skwapliwie, stojąc w wielkiej sali.
– Wieczór też jest całkiem przyjemny – kontynuował Król.
– Mhmmm… – odpowiadali poddani.
A jednak coś nie działało. Rozmowa nie kleiła się, poddani wiercili się trochę i spoglądali niepewnie. Król zamyślił się.
Na drugi dzień kazał wnieść do sali tronowej stoły i krzesła. Poddani mogli wygodnie usiąść, a tymczasem Król siedział na tronie.
Król tym razem zaczął na inny temat:
– Słyszałem, że smaczne sery sprzedają w małym sklepiku przy placu?
– O tak, Królu – jeden z poddanych ukłonił się nisko – i dobre mleko.
Rozmowa trwała jeszcze chwilę, ale… to nie była taka rozmowa, o jaką chodziło Królowi. Poddani kłaniali się, mówiąc. A właściwie to odpowiadali na jego pytania. Atmosfera była nieco sztywna i Król wcale nie czuł się mniej samotny. Ale może to dlatego, że dopiero krótko rozmawiają ze sobą? Może się rozkręcą z czasem?
Przez kilka kolejnych wieczorów Król spotykał się z poddanymi na pogawędkę. Ale atmosfera nie zmieniała się i Król czuł, że to nie jest tak jakby chciał.
Kiedy poddani wracali do swoich domów Król patrzył na nich przez okno i widział jak dyskutują i się śmieją. Dlaczego z nim tak nie mogli?
Któregoś wieczoru nie wytrzymał i zapytał wprost:
– Dlaczego tutaj nie rozmawiacie ze mną i ze sobą nawzajem jak wtedy, kiedy jesteście sami?
Na sali przez chwilę panowała wielka cisza. Potem ktoś chrząknął i odezwał się:
– Jesteś naszym Królem… Masz inne sprawy na głowie…
Ktoś z innej części sali dołączył się:
– Nie jesteś Królu jednym z nas. A my … nie jesteśmy tacy jak ty.
– Siedzisz na wysokim tronie – dodał ktoś jeszcze – trudno tak rozmawiać.
Król znowu się zamyślił, a następnego dnia kiedy poddani, jak co wieczór zasiedli przy stołach w sali tronowej, Król usiadł pomiędzy nimi. Zaczął rozmowę i wydawało mu się, że coś się zmieniło. Ale tylko trochę. Bo poza tym nadal czuł, że dzieli ich dystans trudny do pokonania.
W ciągu dnia Król jak zwykle rządził swoim królestwem. Wydawał dekrety i zarządzenia. Starał się być dobrym Królem. Ale czy za takiego uważali go poddani?
Postanowił, że ich o to zapyta.
Kolejnego wieczoru kiedy siedział między nimi zapytał:
– Czy jestem dobrym Królem?
Poddani milczeli przez chwilę, ale potem dało się słyszeć ich głosy:
– Tak, dobrym.
– Jesteś dobrym Królem.
– Dobry z ciebie Król…
Ale Król wyczuł, że za tymi słowami kryje się mnóstwo innych słów, które nie zostały wypowiedziane.
Król nadal spędzał wieczory z poddanymi, ale te wieczory niewiele różniły się od poprzednich. Poddani mieli swoje sprawy, swoje problemy, byli zmęczeni po całym dniu pracy i nie mieli ochoty na pogawędki z Królem. Tym bardziej, że Król to jednak Król. Siedział pomiędzy nimi w swojej złotej koronie i małe miał pojęcie o ich sprawach.
Król pomyślał, że chyba jest mu pisana samotność. Widocznie taki jest los Króla.
A poddani po wyjściu od Króla każdego wieczoru tak rozmawiali pomiędzy sobą:
– Król jak Król. Niby nie najgorszy, ale zawsze to Król. Co on wie o nas?
– Prawie nie wychodzi z tego swojego zamku. Nigdy nawet nie szedł ulicą. Jak już to jedzie powozem.
– Nie zna naszych problemów. O czym z nim możemy rozmawiać?
– Siedzi w tej złotej koronie i od razu człowiekowi trudniej mówić cokolwiek. No bo to Król przecież!
Tak rozmawiali poddani.

Pewnego wieczoru Król snuł się po pustych korytarzach zamku. Rozmyślał i czasami zatrzymywał się przy oknie żeby popatrzeć na ruch pod zamkiem. Tam ciągle załatwiano jakieś sprawy, rozmawiano, śmiano się głośno. Kiedy Król oddalał się od okna nagle usłyszał krzyki. Dochodziły z ulicy. Teraz panował tam wielki chaos.
– Pożar, pożar, pali się! – krzyczano głośno.
Wszyscy ruszyli w stronę budynków, nad którymi unosiła się teraz ciemna smuga dymu.
Król przez chwilę stał i patrzył i widział, że poruszenie jest coraz większe.
– Ludzie, pomocy! – krzyczał ktoś – ogień jest coraz większy! Kto żyw – do gaszenia pożaru!!!
Nagle Król poczuł dziwny impuls – nigdy przedtem nie miał czegoś takiego. Tak jak stał – w spodniach i swetrze – wyskoczył z zamku. Nie wziął ze sobą korony, zresztą ciężko byłoby w niej biec. I biegł co sił w nogach. Kiedy dotarł na miejsce zobaczył ludzi walczących z ogniem. Przekrzykiwano się, podawano sobie wiadra z wodą, każdy robił co mógł. Król stanął pomiędzy tymi ludźmi i nagle ktoś podał mu wiadro z wodą i krzyknął:
– Podaj dalej!!
Król, nie namyślając się ani przez chwilę, chwycił wiadro i podał dalej. A potem kolejne i kolejne i tak wiele razy, aż w końcu pożar został ugaszony. A potem razem z innymi pobiegł oceniać straty. A potem karczmarz zaprosił wszystkich na coś do picia, bo byli zmęczeni po tym gaszeniu pożaru. I Król – zapominając o tym, że jest Królem – poszedł ze wszystkimi. I rozmawiał z wieloma osobami i wiele osób rozmawiało z nim.
Aż w końcu ktoś zorientował się, że Król to Król. Ale Król tylko machnął ręką. A po tym wszystkim wrócił do zamku zmęczony i zasnął niemal natychmiast.
Na drugi dzień Król dopilnował żeby rozpoczęto prace nad odbudową spalonych budynków. Ci, którzy stracili coś cennego w pożarze, otrzymali odszkodowanie. Król sam poszedł na miejsce zdarzenia żeby jeszcze raz ocenić wielkość strat i porozmawiać z ludźmi. Idąc pozdrawiał tych, z którymi wczoraj ramię w ramię gasił wielki pożar. A oni odpowiadali na jego pozdrowienia i uśmiechali się życzliwie. Tego dnia Król w ogóle nie czuł się samotny. A właściwie – w ogóle nie miał czasu o tym myśleć. Tak bardzo zaangażował się w to, co działo się poza jego zamkiem.

Wieczorem Król znowu zaprosił poddanych na pogawędkę. Wszyscy zasiedli przy stołach i patrzyli na Króla. Ale inaczej niż przedtem. A Król usiadł między nimi, ale zanim to zrobił … zdjął z głowy koronę i zostawił ją przy swoim tronie. A potem rozmawiali cały wieczór. O przyczynach pożaru, o całej akcji gaśniczej, o planach odbudowy. A potem o smacznych serach ze sklepu przy placu, o dobrym mleku, o pogodzie i o wielu innych ważnych sprawach. I była to prawdziwa rozmowa. I było też mnóstwo śmiechu i żartów.
Odtąd Król częściej bywał wśród swoich poddanych. Sam doglądał odbudowy spalonych budynków. A poddani chętniej przychodzili na rozmowy do Króla. I Król nie czuł się już taki samotny. W końcu był Królem całego królestwa i miał wielu poddanych. A dzięki temu, że był mądrym i sprawiedliwym Królem, wkrótce także wielu przyjaciół.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *