Muszla

Pewnego razu był sobie ślimak. Całkiem nieduży i niewiele jeszcze wiedział o świecie. Kiedy tylko niebo szarzało od chmur lub robiło się ciemne wieczorem, chował się do swojej wygodnej muszli i nie wychylał nawet na milimetr. Nie chciał wiedzieć skąd i dlaczego. Przyczyny i skutki nie interesowały go. Jedyne czego pragnął to niezmienność rzeczy i wydarzeń. Czyli, mówiąc krótko: po dniu zawsze powinna następować noc, a po nocy nadchodzić nowy dzień. A w centrum tego wszystkiego była jego bezpieczna i przytulna muszla, w której mógł schować się przed pytaniami o sens wszystkiego.

Któregoś dnia jednak zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Ślimak obudził się o świcie, bo coś kapało mu uporczywie na nos. Wyglądało na to, że muszla jest uszkodzona. I przecieka. Coś takiego nie zdarzyło się nigdy dotąd. Muszla była jedynym schronieniem ślimaka i jej uszkodzenie nie wchodziło w grę. Jak miałby żyć w uszkodzonej muszli? Czy ma mu kapać na nos za każdym razem, gdy spadnie deszcz?
Tak oto świat ślimaka zachwiał się w posadach. Koniec z powtarzalnością rzeczy i wydarzeń. Trzeba coś przedsięwziąć. Wyremontować muszlę albo może… znaleźć nową.

I tak los ślimaczy zmusił ślimaka do zastanowienia się nad dalszą egzystencją . Musiał odpowiedzieć sobie na szereg pytań, dotyczących dalszych działań . Muszla już nie chroniła go przed złożonością świata. Raczej ujawniała jego niestałość.

Ślimak postanowił wyruszyć na poszukiwania nowej muszli. Na poszukiwania utraconego poczucia bezpieczeństwa i schronienia. Czuł, że tylko tego chce od życia. Móc schować się przed nocą i deszczem. I pytaniami o sens wszystkiego.

Wędrował długo. Bo ruchy miał ślimacze. Tego zmienić nie mógł. Ślimaczył się drogami i polami i oglądał świat, jakiego dotąd nie widział spod swojej muszli. Muszla podczas wędrówki uszkodziła się jeszcze bardziej i kiedy padał deszcz ślimak budził się mokry. A kiedy zapadał zmrok widział gwiazdy nad głową.
Któregoś dnia spotkał żuka wędrującego wśród traw.
– Dokąd zmierzasz przyjacielu? – zapytał żuk.
– Szukam nowej muszli – odparł ślimak grzecznie.
– Twoja nie jest już dobra?
– Jest uszkodzona. Nie chroni już dobrze przed nocą i deszczem.
– Ale wygląda całkiem solidnie. I masz szczęście, że masz schronienie zawsze przy sobie. Ja co noc muszę szukać nowego.
– Jestem ślimakiem i to naturalne, że mam swój domek zawsze przy sobie. Nie naturalne jest, kiedy kapie mi rano na nos.
– Cóż, mokry nos to jeszcze nie koniec świata. I Twoja muszla naprawdę wygląda całkiem dobrze. Ale szukaj dalej, skoro potrzebujesz nowej, powodzenia.

Ślimak wędrował więc dalej. Kiedy pogoda psuła się, denerwował się trochę, że ma dziurawą muszlę. A jednak, kiedy zapadał wieczór i mógł schować się w niej przed zmrokiem, w duszy dziękował za to, że ją ma.

Któregoś dnia spotkał pana ropuchę, sędziwego już, ale jeszcze pełnego sił witalnych. Pan ropuch przywitał się grzecznie i zagadnął :
– Dokąd zmierzasz bracie, reebe… Z tym pięknym domem na plecach, reebe…
– Szukam nowej muszli. Ta jest uszkodzona.
– Ale to przecież twoja muszla, reebe… może się nie znam, ale chyba każdy ślimak ma swoją muszlę od urodzenia aż do końca, reebe…
– Moja jest zniszczona. Na pewno da się ją wymienić na nową.
– Ooo… Bracie… To tak jakbyś chciał wymienić życie na nowe, reebe… Choć może się nie znam.

Ślimak nie zwrócił uwagi na te słowa i powędrował dalej. Wypytywał po drodze, gdzie można znaleźć muszle, takie do zamieszkania . Ale wszyscy patrzyli na niego zdziwieni.
W końcu ślimaczym swoim tempem, dotarł aż nad niebieskie morze. Zobaczył plażę pełną złotego piasku i westchnął:
– To chyba koniec mojej wędrówki. Przez morze nie dam rady przepłynąć.
I wtedy dostrzegł na samym brzegu muszelkę. Piękną, srebrzystą. A obok drugą i kolejne, szare, różowe i białe jak śnieg. Przepiękne. Ale – od razu to zauważył – żadna nie pasowała do niego.
Żadna nie nadawała się na dom. Mogły być ozdobą, nie schronieniem.

Ślimak zamyślił się i zapatrzył. W białe fale biegnące w jego stronę, a potem cofające się do morza, jakby się droczyły. W złoty piasek. W błękitne niebo, które na horyzoncie wlewało się do wody.

A kiedy odpoczął i nawdychał się powietrza pełnego zdrowotnego jodu, postanowił wracać w swoje strony. Ruszył ślimaczym krokiem i, kiedy się tak ślimaczył, rozmyślał. O wielu rzeczach: o słowach ropucha i żuka, o pięknych muszlach na plaży, o niebieskich falach śpiewających bez końca swoją pieśń, o drodze, którą przebył dzięki temu, że jego muszla uszkodziła się i zaczęła przeciekać. O tym, że oprócz dnia i nocy jest jeszcze tyle innych rzeczy na świecie.

Kiedy zapadł zmrok skrył się w muszli i spoglądał na gwiazdy przez to miejsce, w którym była uszkodzona. Jeśli zacznie padać, zmoknie mu nos. A potem słońce osuszy go i będzie mógł dalej egzystować w spokoju. Tylko, że dzięki uszkodzonej muszli będzie żył z większą świadomością niestałości świata. A taka świadomość jest dużo lepsza od kompletnej nieświadomości…

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *