Żółte autko wyścigowe

Dla mojego wspaniałego Synka

Pewnego razu było sobie autko wyścigowe. Niewielkie i zgrabne w sam raz, żeby się ścigać. I w żółtym kolorze. Jak słońce. Autka lubią wyścigi, ale to autko lubiło je ponad wszystko. Często jeździło sobie drogami, ćwicząc przyspieszanie i nagłe hamowanie.

Któregoś dnia autko jechało sobie jak zwykle przed siebie, gdy nagle… zaszumiało, zawirowało, coś uniosło do góry i nagle autko znalazło się w ciemnym tunelu. Tak przynajmniej mu się zdawało.
Kiedy jednak w końcu jego wzrok przyzwyczaił się do panującej wokół ciemności, okazało się, że wokół jest mnóstwo małych wyścigowych autek. Wszystkie w czerwonym kolorze.

– Gdzie jestem? – zapytało żółte autko.
– Jak to gdzie? – zdziwiło się leżące najbliżej czerwone autko – jesteśmy w worku. W worku Świętego Mikołaja!
– Jak to??? – krzyknęło żółte autko – ale ja… ja nie jestem przecież zabawką, jestem autem wyścigowym – prawdziwym!
– Pewnie – zaśmiało się czerwone autko – jesteś żółty! Wyścigowe auta są zawsze czerwone. Więc może i nie jesteś zabawką, ale na pewno nie jesteś autem wyścigowym.

Żółte autko podskakiwało lekko w worku Mikołaja tak, jak i wszystkie inne auta. Ale czerwone auta nie zwracały już na nie uwagi. Żółte auto czuło się więc trochę osamotnione, a z drugiej strony miało wielki mętlik w głowie :
“Jak to.. nie jestem autem wyścigowym?! Jak to – w worku Mikołaja!?! Dlaczego się tu znalazłem?! Co się tutaj dzieje?” 
Autko nie bardzo wiedziało, co martwi je bardziej. Czy to, że niby nie jest autem wyścigowym, czy też to, że zostało wzięte za zabawkę i wrzucone do worka…

Tymczasem Święty Mikołaj kierował się prosto do przedszkola, w którym mali chłopcy czekali na nowe autka wyścigowe. Mikołaj miał też oczywiście w worku zabawki dla dziewczynek – lalki w kolorowych sukienkach. Ale lalki zajęły miejsce z dala od aut wyścigowych, bo wyścigowe auta w ogóle nie były dla lalek interesujące.

Kiedy Mikołaj przekroczył próg przedszkola jedno z czerwonych aut szepnęło w stronę żółtego autka:
– Żaden chłopiec nie marzy o żółtym autku wyścigowym. Nie rozumiem skąd się tutaj wziąłeś.
Żółte autko posmutniało. Ale ostatnio tyle się zdarzyło, że to już był tylko dodatek do jego kiepskiego nastroju.
“Skoro już jestem zabawką – myślało żółte autko – byłoby dobrze, żeby ktoś mnie zechciał. Bo jeśli nie… to jaki sens nią być?” 

Dzieci w przedszkolu były podekscytowane. Chłopcy przepychali się trochę i dyskutowali o tym, który z nich dostanie najlepsze czerwone wyścigowe autko. Ale był wśród nich jeden mały chłopiec, który w ogóle nie chciał czerwonego autka. Marzył o małym, szybkim autku w kolorze żółtym, jak słońce! I cały czas w głowie powtarzał sobie: żeby tylko Mikołaj miał dla mnie małe żółte autko, a nie czerwone, jak dla innych.

Mikołaj rozsiadł się wygodnie w przygotowanym dla niego fotelu. A był to prawdziwy Mikołaj, nie żaden przebieraniec. Dzieci grzecznie czekały aż przyjdzie kolej na każde z nich. Mikołaj pytał każdego, jak ma na imię, ile ma lat i co lubi robić. Co prawda wiedział niemal wszystko o wszystkich dzieciach – bo przecież cały rok obserwował czy są grzeczne i czy zasłużyły na prezenty. Ale był Świętym Mikołajem, a nie jakimś służbistą i wiedział najlepiej na świecie, że małe dzieci czasami rozrabiają i wcale to nie oznacza, że są złe.
Każdy chłopiec dostawał piękną czerwoną wyścigówkę. I szczęśliwy odchodził z nią, dając szansę innym na prezent od Świętego Mikołaja.

W którymś momencie Święty Mikołaj sięgnął po raz kolejny do worka i wyciągnął z niego żółty samochodzik.
– No masz – mruknął – a ty co tutaj robisz? Musiałem się pomylić.
I wrzucił autko z powrotem do worka.
– Hej – krzyknęło autko – skoro nie nadaję się na  prezent, odwieź mnie tam, skąd mnie wziąłeś. Chcę żyć tam nadal spokojnie i ścigać się kiedy i z kim chcę.
– Spokojnie – odpowiedział Mikołaj – odstawię cię na miejsce, nie stanie ci się krzywda. Jestem przecież Świętym Mikołajem.

Ale wtedy żółte autko nagle bardzo mocno zapragnęło być wymarzonym prezentem dla jakiegoś chłopca. Czyżby rzeczywiście nikt na świecie nie chciał żółtej wyścigówki?

Po wręczeniu kilku kolejnych zabawek kolejnym dzieciom Mikołaj znowu chwycił żółty samochodzik. Zmarszczył siwe duże brwi i podrapał się po nosie. Zawsze tak robił, kiedy nad czymś się zastanawiał.
– Eeech…. – westchnął w końcu – no dobrze, widocznie tak miało być.
I wręczył autko chłopcu, który stał właśnie przed nim.
W życiu zdarzają się nierzadko szczęśliwe zbiegi okoliczności. I tym razem gdzieś na niebie zadzwonił szczęśliwy dzwoneczek. Bo żółte autko trafiło prosto w dłonie małego chłopca, który marzył o małym, żółtym autku wyścigowym. Chłopiec otworzył oczy szeroko ze zdumienia, a uśmiech rozjaśnił jego drobną twarzyczkę.
– Dziękuję ci Święty Mikołaju, spełniłeś moje Marzenie! – wykrzyknął chłopiec i przytulił mocno mały żółty samochodzik.
A Mikołaj mrugnął porozumiewawczo do żółtego autka i szepnął:
– No! To chyba teraz jesteś już na swoim miejscu.

Chłopiec ściskał małe żółte autko najmocniej jak mógł. A już wkrótce w przedszkolu rozpoczęły się wielkie wyścigi. Żółte autko ścigało się z czerwonymi autami i wiele razy wygrywało. A mały chłopiec czuł się najszczęśliwszy na świecie.

Czasami trudno jest różnić się od innych i nie każdy ma odwagę. Ale warto mieć odwagę. Bo ci, którzy ją mają i bardzo chcą czegoś innego niż pozostali, są najczęściej bardzo szczęśliwi. Wystarczy, że szczęśliwy dzwoneczek zadzwoni dla nich na niebie jeden jedyny raz.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *