Trufel


Pewnego razu były sobie dwa psy. Jeden niewielki, jasną miał sierść i krótki ogonek. Nie wyróżniał się urodą za to wszędzie go było pełno. Na imię miał Hermes. Zacne imię i w sam raz dla tego pełnego odwagi i energii pieska. Drugi większy, sierść miał długą i lśniącą, w kolorze czekolady.  Rzadko podnosił wzrok i najczęściej milczał. Nazywano go po prostu Trufel. Mógłby budzić podziw, gdyby tylko dał się zauważyć, ale wszyscy widzieli tylko tego mniejszego. Mniejszy był otwarty na towarzystwo, chodził z głową uniesioną, chociaż nie za wysoko. Na tyle, żeby dobrze widzieć i dobrze słyszeć. I móc patrzeć innym w oczy.
Trufel chodził trochę za nim. Dobrą miał naturę ale całkowity brak wiary w siebie. Czuł, że przegrywa z każdym na każdym polu, zanim jeszcze stanie do rywalizacji.
Między tymi dwoma wielka była przyjaźń. Znali się od dawna i spędzali razem mnóstwo czasu. Dobry to był czas bo mogli polegać na sobie i dobrze się razem bawili.
Hermes uwielbiał swojego czekoladowego kolegę. Cenił jego mądrość i rozwagę.
Trufel przepadał za swoim niewielkim kolegą o jasnej sierści. Lubił jego poczucie humoru i zazdrościł odwagi i pewności siebie.
Taki niezwykły był to duet.

Pewnego dnia wybrali się do parku. Bywali tam często ale tego dnia miało być wyjątkowo. Odbywał się psi piknik i psy każdej rasy zebrały się tam dzisiaj. Psy uwielbiają zabawę. Zwłaszcza kiedy są jeszcze młode i całkiem zdrowe. Do tego na pikniku miało być dobre jedzenie a dobre jedzenie doceni każdy pies.
Przyjaciele zamierzali więc bawić się dobrze.

W parku było tłoczno i wesoło. Zewsząd słychać było szczekanie. W powietrzu unosił się zapach jedzenia, który przyjemnie drażnił psie nozdrza. Zapowiadał się bardzo udany dzień. Mały piesek z większym wędrowali obok siebie żwirową ścieżką.  

Nagle na ich drodze stanął duży pies, który był postrachem wszystkich w okolicy. Patrzył na nich z kpiącym uśmiechem a kiedy próbowali go ominąć warknął groźnie.
– Dokąd to gołąbki? Nie ma tu miejsca dla takich jak wy. To impreza dla psów rasowych.
– Jesteśmy rasowe – zaszczekał Hermes unosząc wysoko głowę – poza tym to nieprawda. Każdy może przyjść.
– Ty jesteś przynajmniej wyszczekany. Ale twój czekoladowy kolega nie pasuje do towarzystwa.
I duży pies zbliżył się do psa o długiej, czekoladowej sierści.
– Odejdź stąd albo tak cię pogryzę, że pożałujesz – warknął do niego.
Trufel nic nie powiedział. Cofnął się tylko dwa kroki i spuścił głowę.
– Zostaw go – zaszczekał Hermes – bo ja cię zaraz ugryzę.
Duży pies rozejrzał się po parku. Dzisiaj było tu dużo psów i ryzykowne byłoby wszczynać bójkę. Za dużo świadków.
– Jeszcze się spotkamy – warknął duży pies i odszedł powoli w swoją stronę.
Wtedy Trufel westchnął głęboko :
– Jesteś niesamowity. Niczego się nie boisz.
– Boję się. I to jak. Ale nie pozwolę, żeby miał nade mną władzę.
– Ja zupełnie tak nie potrafię. Jestem do niczego.
– Wcale nie jesteś. I dobrze, że się nie odzywałeś. Lepiej nie ryzykować. Ja czasami szczekam za dużo.
Mały piesek z większym powędrowali dalej ścieżką w parku. I bawili się dobrze. Bo kiedy byli razem to zawsze bawili się dobrze.

Przyjaźń dwóch psów trwała. Uzupełniali się doskonale – jak biszkopt i czekolada. I jeden do drugiego nie miał pretensji o nieco inne podejście do życia. Chociaż… mniejszy pies o sierści w kolorze piasku czasami nie mógł zrozumieć dlaczego jego kolega ma tak mało wiary w siebie. Przecież wiara w siebie to w gruncie rzeczy nic trudnego. Wystarczy zaakceptować to, że jest się tym, kim jest i że w tym tkwi nasza siła.
Pies o sierści w kolorze czekolady nie dość, że był wspaniałej rasy,  to jeszcze był duży i niejednemu dałby radę. Gdyby tylko chciał.

Któregoś dnia Trufel wędrował ulicą sam. Dzień był szaro bury i trochę padało. Lubił taką pogodę, w przeciwieństwie do przyjaciela, który wolał w takie dni zostawać w domu. Na ulicy ruch był niewielki. Nagle nie wiadomo skąd pojawił się samochód – półciężarówka.
Zatrzymał się tuż przy nim i od razu wyskoczył z niego człowiek. W jednej chwili wepchnął Trufla do środka. Po czym ruszył, w kierunku schroniska.
Trufel był w tarapatach.
W schronisku przydzielono mu osobną klatkę, co było jakąś pociechą. Jednak nie na długo.
Po niedługim czasie drzwi się otworzyły i do środka wprowadzono innego psa. Był to ten duży pies, którego spotkali kiedyś w parku. Teraz nie wydawał się taki groźny. Ale minę miał nieprzyjazną.
– Jeszcze ty – warknął – też mi przyszło.
I ułożył się w kącie, odwracając się plecami do Trufla.
Minęło kilka dni. Dwa psy spędzały smutny czas w schronisku, nie odzywając się do siebie. Duży pies zauważył,  że jego towarzysz jest lubiany przez pracowników schroniska. On sam nigdy tego nie zaznał. Nie był zbyt ładny i charakter miał trudny. Psy i ludzie bali się go, ale nie lubili. Być lubianym to wielka wartość. Ale nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Pies o czekoladowej sierści nie zdawał sobie sprawy, przynajmniej na takiego wyglądał. Był spokojny i nieco wycofany. Duży pies pomyślał, że wiele by dał, żeby chociaż czasami okazywano mu tyle sympatii.


Życie w schronisku nie jest niczym o czym by marzył jakikolwiek pies. Dlatego duży pies cały czas obmyślał plan ucieczki. Znał już zwyczaje tu panujące. W ciągu dnia drzwi schroniska dwa razy były otwarte szeroko. Trzeba było tylko przyciągnąć człowieka, który w odpowiednim momencie otworzyłby klatkę. I wtedy w nogi.
– Słuchaj – odezwał się któregoś ranka do współlokatora – możemy stąd uciec. Ale musisz mi pomóc.
– Uciec? – zdziwił się Trufel. Pogodził się już z myślą o tym, że został uwięziony. Nie czuł się na siłach sprzeciwić losowi.
– A co, chcesz tu może zostać?
– Wolałbym nie, ale co poradzę.
– No właśnie. Godzisz się na los kiedy można go zmienić.
– Nie potrafię inaczej – Trufel spuścił głowę.
– Ech ty, dałbym ci nauczkę za tę twoją słabość. Ale teraz jedziemy na tym samym wózku. Poza tym potrafiłbyś, gdybyś chciał. Każdy może się tego nauczyć. A teraz posłuchaj. Lubią cię tu, chociaż nie wiem za co. Więc nie będą nas za bardzo szukać…
Plan był prosty. Trufel miał tylko przyciągnąć uwagę któregoś z opiekunów w odpowiednim momencie, kiedy drzwi do schroniska będą szeroko otwarte. Jeśli Trufel da mu znać, że coś go boli, człowiek otworzy ich klatkę. I wtedy wystarczy najszybciej jak się da pobiec do otwartych drzwi. Wokół schroniska było co prawda niewysokie ogrodzenie ale furtka nie domykała się i można było przejść przez nią w każdej chwili.
Truflowi na myśl o możliwości opuszczenia schroniska serce zabiło mocniej. Tęsknił za przyjacielem i za beztroską łazęgą po okolicy. Ale czy starczy mu odwagi? Zawsze starał się trzymać daleko od kłopotów. Poza tym nigdy nie czuł w sobie tyle siły, żeby zdobyć się na coś co by wymagało odwagi. Bardzo chciałby stąd uciec. Zadanie nie było tak trudne jak walka z własnym strachem.
Na drugi dzień do schroniska przywieziono nowego psa. Kiedy zobaczył Trufla ożywił się.
– Twój przyjaciel szuka cię wszędzie. Szkoda, że nie mogę przekazać mu nowiny, że jesteś tutaj. Obawiał się, że wpadłeś pod samochód. Szukał cię w najdalszych i najciemniejszych zakamarkach okolicy. O mało nie został pogryziony przez bandę dzikich psów. Ale kiedy usłyszały, że szuka zaginionego przyjaciela, dały mu spokój.
Kiedy Trufel to usłyszał nagle poczuł w sobie siłę i odwagę. Hermes naraża się szukając go wszędzie. A on boi się zrobić tak niewiele żeby móc znaleźć się znowu na wolności.
– Dobrze – rzekł do dużego psa – zrobimy to jutro. Jestem gotowy.
Nazajutrz od rana Trufel czuł się niezwykle podekscytowany. Miało się zdarzyć coś niezwykłego – wielka ucieczka – a on miał wziąć w tym udział. Czy na pewno nie stchórzy w ostatniej chwili?
Serce biło Truflowi mocno. W jednej chwili dokonała się w nim jakaś zmiana. Na razie niewielka ale mogła być niezłym początkiem dalszych zmian.

Duży pies dobrze przygotował plan ucieczki. I udało się go zrealizować co do przecinka.  Trufel biegł teraz przed siebie wolny i zadowolony z siebie. Schronisko zostało daleko za nim a przed nim była swoboda i wolność. Gdy nagle usłyszał za sobą :
– Eee… ty, koleś!
To duży pies wołał. Trufel w tym wszystkim zapomniał, że pies był postrachem całej okolicy. Teraz pewnie go pogryzie. A on mu zaufał…
Zatrzymał się jednak. Odwrócił się, wyprostował i podniósł wysoko głowę.
– Dzięki za pomoc. Dalej to już leć sam – powiedział duży pies.
– To ja dziękuję. Gdyby nie ty…
– Daj spokój… I jeszcze jedno – nie daj się. Masz potencjał.
Duży pies zaśmiał się pokazując zęby, dzięki którym wzbudzał strach.
– Słuchaj, a może jednak pójdziesz ze mną? Poznasz mojego przyjaciela – powiedział Trufel.
– Tego małego, wyszczekanego? Nie, dzięki…
W tym momencie zza rogu budynku, przy którym stali wyskoczył Hermes. Już miał zacząć szczekać na dużego psa ale przyjaciel zatrzymał go.
– Dzięki niemu jestem na wolności.
– Jesteś na wolności dzięki sobie – odpowiedział duży pies. Na razie gołąbki.
I duży pies zniknął gdzieś w bocznej uliczce. I pewnie nadal będzie postrachem całej okolicy. Albo może już nie?

A Trufel opowiedział swojemu przyjacielowi jak uciekł ze schroniska.
– Dałem radę Hermes, udało mi się.
– Zawsze wiedziałem, że dałbyś radę. Jesteś taki mądry.
– Ale nie tak odważny jak ty.
-Nie? A kto uciekł ze schroniska i zaprzyjaźnił się z dużym złym psem? Prawdziwy twardziel z ciebie…
– Eee tam, takie były okoliczności. Gdybyś to ty tam był, uciekłbyś już wcześniej…
I tak mały piesek z większym wędrowali obok siebie rozmawiając. Mały podziwiał swojego kolegę o czekoladowej sierści, który teraz zmienił się nieco. A ten większy uwielbiał swojego mniejszego przyjaciela za jego energię i śmiałość. I ich przyjaźń trwała i trwała i wyglądało na to, że nigdy się nie skończy.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *