Listopadowa Wiedźma

To był dziwny poranek. Wszystko działo się jakby wolniej. A przedmioty wypadały z rąk. Najpierw Nino upuścił talerz. Talerz spadł z hukiem na podłogę. Jednak wcale się nie rozbił. Ali najpierw podskoczyła zaskoczona hałasem, a potem długo wpatrywała się w leżący na podłodze talerz.
– Co tak patrzysz? – zapytał Nino – przecież jest cały. Nic się nie stało.
– Właśnie – wyszeptała Ali.
– Zdarza się, czasami upadają szczęśliwie – uśmiechnął się Nino i podniósł talerz.
Potem w powietrzu zaczął tańczyć widelec. Wiecie może jak to jest. Widelec wypada wam z rąk jakby z impetem i przez chwilę zupełnie jak w cyrku wiruje w powietrzu, zanim w końcu upadnie. Jednak widelec nie tyle upadł, co wbił się zębami w podłogę.
– Tuż obok mojej stopy! – zakrzyknął Nino – o centymetr! Taki jesteś ostry?
To było dziwne. Ale przecież też się zdarzało. Ali nie miała nastroju na żarty. Skrzywiła się patrząc na Nino.
– Znowu nie w humorze? – zapytał Nino – ostatnio często ci się zdarza. Ciągle masz ponurą minę.
– Daj mi spokój – odburknęła Ali – nie mam ochoty na rozmowę.
– Właśnie – odparł Nino – zauważyłem przecież.

Po chwili Ali zapomniała o talerzu i widelcu. Chciała już tylko wyjść z mieszkania, w którym faktycznie ostatnio wszystko ją denerwowało. Meble, dywany, poduszki i naczynia. I tańczące widelce. O rodzicach i Nino nie wspominając. Też tak czasami macie?
Jednak to był zaledwie początek bardzo dziwnych zdarzeń. W szkole Ali była zupełnie rozkojarzona. W ogóle nie mogła skupić się podczas lekcji. Ale najgorsze było to, że jej tornister był niemal całkowicie pusty tego dnia. Była pewna, że wczoraj pakowała do niego książki i zeszyty. A tymczasem nie było ich tam. Nauczyciele z niedowierzaniem kiwali głowami, a Ali zupełnie nie wiedziała co ma na to powiedzieć.
Po lekcjach wracała do domu dziwnie przygnębiona. Było chłodno – chociaż był dopiero 31 października zimno było jak w środku listopada. Ali nigdy nie lubiła listopada. Dłużył jej się przed grudniem, który przynosił ze sobą ciepły przedświąteczny nastrój. Dzisiaj czuła w powietrzu listopad – taki, jakiego najbardziej nie lubiła. Pełen smutku, mokrych liści i zimnego, huczącego wiatru wieczorami. Takiego wiatru, który w przychodzi po ludzkie dusze.

O tym, że wiatr zabiera ludzkie dusze usłyszała po raz pierwszy kiedy była mała. Leżała wtedy kilka dni w szpitalu na oddziale dziecięcym. Było nawet sympatycznie. Dużo dzieci. Na co dzień nie myślało się o tym, że wszyscy tu są na coś chorzy. W świetlicy były zabawki, gry, kredki i telewizor. A wieczorami pielęgniarki stawały w drzwiach świetlicy i opowiadały sobie niestworzone historie. Nie zważały na to, że mali pacjenci wszystko słyszą i w nocy mają koszmary. Pewnego wieczoru za oknem wiał bardzo silny wiatr. Huczał w ścianach i suficie oddziału. A zwłaszcza w nieprzyjemnej, zimnej łazience. Wtedy właśnie jedna z pielęgniarek zaczęła opowiadać, że wiatr to sługa złych mocy i że zabiera ludzkie dusze. Nie na zawsze. Czasami tylko na chwilę. Ale czasami odmienia je całkiem, a potem dopiero oddaje. Takie odmienione.

Ali przez lata nie myślała o tej historii. Teraz nagle jej się przypomniała. I w tej właśnie chwili silniejszy podmuch wiatru zerwał jej szalik z szyi. Szalik poszybował jak latawiec unosząc się dość wysoko. W końcu jednak powoli opadł na stojącą nieopodal ławkę, jakby czyjaś życzliwa ręka odłożyła go tam po prostu. Ali podeszła do ławki i niepewnie chwyciła swój szalik. Czuła się naprawdę coraz dziwniej. Chociaż przecież nie było powodu.

Wkrótce zrobiło się ciemno i na ulicach pojawiły się grupki dzieci poprzebieranych w najdziwniejsze stroje. Niektórzy mieli na sobie długie białe prześcieradła i to wyglądało niesamowicie w bladoniebieskim świetle spoglądającego z nieba Księżyca. Inni ubrani byli na czarno i ich sylwetki chwilami całkowicie ginęły w mroku. Bardziej kreatywni na czarnych strojach wymalowane mieli sylwetki kościotrupów i w ciemnej ulicy zdawało się, że to one poruszają się i spacerują po ulicach w ten wyjątkowy wieczór.

Nino też wybrał się dziś dokądś. Na pewno nie w poszukiwaniu cukierków – na to był już za duży. Raczej straszyć młodsze dzieci w jakimś dziwnym przebraniu. Razem z tym jego kolegą miewali głupie pomysły. W mieszkaniu było całkiem pusto i to było bardzo przyjemne. Ciepłe światło kuchennej lampy obejmowało jasnym kołem stół w kuchni i dawało poczucie bezpieczeństwa. Zza okna dochodziły dźwięki ulicy – dowód na to, że dookoła toczy się zwyczajne życie. Dookoła ciepłej wyspy, pełnej kolorowych dywaników, zabawnych poduszek i miękkich koców i zapachów domu. Ali zaparzyła sobie kubek gorącej herbaty i zamyśliła się nad obrusem w kratkę na kuchennym stole. “Ciekawe gdzie są rodzice… ” – przemknęło jej przez myśl, ale za moment już odpłynęła myślami w swoją stronę. W miejsca w głowie gdzie mogła być sama. Cieszyła się, że nikogo nie ma w domu. Czasami chciałaby, żeby wszyscy zniknęli. Denerwowali ją ostatnio często. Ich pytania, niepotrzebne troski, czasami pretensje. I Nino też, z tymi jego głupimi dowcipami. Czasami myślała nawet: a niech by tak zniknęli! Na zawsze! Miałaby święty spokój. Po co w ogóle ktoś wymyślił rodzinę? Ludzi, którzy ciągle kręcą się wokół ciebie i coś od ciebie chcą. Najczęściej w chwili, kiedy zupełnie nie masz ochoty na rozmowy i w ogóle kontakt z kimkolwiek. Na opowiadanie o tym, co było w szkole i jakie masz plany na popołudnie. Jakby to była ich sprawa!
– No i stało się – odezwał się nagle jakiś obcy głos z przedpokoju.
Ali zupełnie niespodziewanie poczuła dreszcz na plecach. Mogło jej się tylko wydawać, a jednak…
– Nie, nie wydawało ci się – odezwał się ponownie głos – mówię do ciebie!
Teraz już Ali nie mogła mieć wątpliwości. Ktoś był w mieszkaniu i przemawiał do niej. Głos nie był jej znany. Nie mówiąc o tym, że w ogóle nikogo nie powinno tu przecież być.

Ali powoli i niepewnie wyjrzała z kuchni do przedpokoju. Panował tam półmroku, ale nie było wątpliwości, że ktoś siedział na krześle w kącie. Szczupła postać w długim płaszczu, który sięgał do podłogi. Długie włosy spadały jej na ramiona i przesłaniały twarz. Jednak Ali była pewna, że na nią patrzy. Poczuła chłód i ścisk w żołądku.
– Cukierek albo psikus – zaskrzeczała wiedźma (bo była nią z pewnością)
– cukierków nie cierpię, ale psikusy bardzo! – i zaśmiała się bardzo głośno.
– Kim jesteś i co tu robisz? – Ali jakimś cudem zebrała się na odwagę.
– A jak sądzisz? – przedrzeźniała ją wiedźma – jestem psikusem na Halloween. A nawet więcej. Spełniam… złe życzenia. Takie, które powstają w głowach ludzi pod wpływem złości. W chwilach zdenerwowania. Tych życzeń jest naprawdę dużo i niektóre są okropne. Wierz mi – twoje życzenie, żeby zniknęli rodzice i brat nie jest najgorsze. Mam nadzieję, że jesteś zadowolona – stwierdziła nagle syczącym głosem.
– Nie… – zaczęła Ali, ale nie bardzo wiedziała co jeszcze mogłaby powiedzieć. Niespodziewanie zrobiło jej się przykro. Przez te złe myśli i życzenia, które niestety pojawiały jej się czasami w głowie.
Wiedźma machnęła ręką i wyciągnęła z szerokiego rękawa fajkę. Wsadziła ją sobie do ust i w tym momencie z fajki popłynęły pod sufit obwarzanki dymu, najpierw całkiem małe, a potem coraz większe i większe. Wkrótce wypełniły cały przedpokój, a Ali zaczęło się robić niedobrze. W pewnym momencie poczuła, że coś ściska ją w pasie, a potem podrywa z podłogi do góry. Jeden z wychodzących z fajki “dymnych” krążków opasał ją jak dmuchane koło do nauki pływania i unosił nad podłogą.
– Puść mnie! – krzyknęła głośno.
Ale wiedźma znowu zaczęła się śmiać i odparła
– Muszę dokończyć zadanie i trochę tu… posprzątać.
Ali zaczęło kręcić się w głowie i w dodatku rozbolał ją brzuch. Nic już nie była w stanie powiedzieć. Tymczasem wszystkie meble i sprzęty w mieszkaniu zaczęły unosić się w powietrzu i wirować coraz szybciej i szybciej. Wiedźma wstała z krzesła w przedpokoju i wciąż trzymając fajkę w zębach zaczęła rozrzucać książki, ubrania i inne przedmioty, ze złośliwym uśmiechem chwytała też filiżanki i talerze i zrzucała je na podłogę, śmiejąc się głośno kiedy tłukły się na drobne kawałki.
– Nie rób tego – zdołała zawołać Ali – mama będzie bardzo zła. Robisz straszny bałagan!
– Twojej mamy tu nie ma – odparła wiedźma – i raczej szybko nie wróci. Możemy robić bałagan i psuć wszystko bezkarnie. Niech wszystko zniknie z powierzchni ziemi. Zgodnie z życzeniem!
Ali nagle strasznie zatęskniła za mamą i tatą. I nawet za Nino. Gdyby był tutaj na pewno rozprawiłby się z tą okropną wiedźmą! Gdzież oni są?
Tymczasem wokół wszystko wirowało i wszystko rozsypywało się w drobny mak. Podłoga pokryta była kawałkami naczyń, kartkami wydartymi z książek, ubraniami i tysiącem różnych drobiazgów. Wszędzie panował wielki nieład i Ali już nie była pewna czy to na pewno jest to mieszkanie, w którym mieszkała jej rodzina. Było zupełnie do niego niepodobne.
Nagle wiedźma chwyciła ulubioną filiżankę mamy. Taką z delikatnej porcelany, ozdobioną barwnymi, misternymi wzorami. Mama bardzo ją lubiła i odstawiała zawsze wysoko na półkę, żeby nikt jej nie potłukł. Sama ją myła i wycierała. Piła z niej białą i niebieską herbatę.
Wiedźma przez chwilę przyglądała się filiżance. A potem schowała ją szybkim ruchem do swojego szerokiego rękawa.
– Tę zabiorę – mruknęła – przyda mi się do ziółek.

W tym momencie ktoś zaczął z całych sił szarpać za klamkę drzwi do mieszkania. Ali zdawało się, że słyszy głos Nino. Nic jednak nie mogła zrobić ponieważ unosiła się pod sufitem przedpokoju po przeciwnej stronie. Nie wiedziała w jaki sposób mogłaby dostać się w pobliże drzwi.
Jednak ktoś właśnie zmierzał w tę stronę ze złowrogą miną. Ali nawet nie zdążyła krzyknąć. Wiedźma raptownie otworzyła drzwi, za którymi stał zdziwiony Nino.
– Ali! – zawołał, kiedy zobaczył swoją siostrę unoszącą się pod sufitem. Jednak nie zdążył dodać nic więcej bo w tym momencie z fajki, którą miała w ustach wiedźma wydobył się obłok, który podpłynął w stronę Nino i po chwili Nino znalazł się w czymś na podobieństwo bańki mydlanej, tylko nie tak przejrzystej i błyszczącej. Bańka – nie – bańka uniosła Nino wysoko i najpierw przepłynęła przez mieszkanie, a potem wypłynęła przez otwarte okno gdzieś w stronę wieczornego nieba. Nino patrzył przez tę bańkę na Ali smutno – a przynajmniej tak jej się wydawało.
– Nino!!! – zawołała Ali i poczuła, że dłużej nie wytrzyma – zaraz się popłacze. Poczuła jak pieką ją oczy i ściska ją w gardle – Nino!!!
– Cukierek czy psikus – mruczała tymczasem wiedźma chwyciwszy ramkę ze zdjęciem z wakacji, na którym byli wszyscy czworo – rodzice, ona i Nino – i wyrzuciła ją za okno.
Ali poczuła, że wszystko wokół zaczyna się kołysać jak łódź na wzburzonej wodzie, a ściany i podłoga mieszkania rozpływają się w jakiejś szarej mgle aż w końcu znikają zupełnie. Tak jakby szarość zrobiła sobie ucztę i pożerała wszystko.
– Mamo – zawołała smutno Ali – tato!!!
W tej chwili wiedźma chwyciła ją za ramiona i zaczęła potrząsać bardzo mocno. Śmiała się przy tym i wołała:
– Ali! Ali! Cały świat się zaraz spali!
Psikus czy cukierek, nie cierpię takich gierek! Wszystko znika, widziałaś… czy nie tego właśnie chciałaś?

Ali czuła, że zaraz całkowicie odpłynie gdzieś daleko a jej dusza wypłynie z niej i zostanie wchłonięta przez tę szarość, która pożerała wszystko wokół. I będzie pusta w środku jak jej tornister dziś w szkole. Wszystko to było bardzo dziwne. I zrobiło jej się naprawdę smutno. Strasznie tęskniła za rodzicami i Nino – nigdy w życiu tak za nimi nie tęskniła! Gdyby byli obok na pewno to wszystko by się nie zdarzyło…
– Ali, Ali… ! – wołała tymczasem wiedźma…

– Ali, Ali, obudź się… – mama lekko ściskała ją za ramię – hej, pobudka.
Obok mamy stał Nino i uśmiechał się do niej.
– Dlaczego śpisz na siedząco? – śmiał się – wygodnie tak?
Ali podniosła głowę. Cała była obolała.  Rozejrzała się trochę nerwowo po mieszkaniu, ale wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Ciepłe światło kuchennej lampy obejmowało jasnym kołem stół w kuchni i dawało poczucie bezpieczeństwa. Musiała zasnąć na stole w kuchni. Wciąż bolał ją brzuch i trochę ją mdliło. Chyba z głodu, nic przecież nie zjadła po przyjściu ze szkoły. Zza okna dochodziły dźwięki ulicy – dowód na to, że dookoła toczy się zwyczajne życie. Chociaż…
– Ali! Ali! Cały świat się zaraz spali!
Psikus czy cukierek, nie cierpię takich gierek! Ali, Ali… – dobiegło gdzieś zza okna. Albo tylko jej się zdawało. Ali potrząsnęła mocno głową i wreszcie całkiem się obudziła.
– Czas na kolację – powiedziała mama, a jej głos wydał się Ali tak miły, jak nigdy – i żadnych psikusów już dziś – zaśmiała się mama nagle.
W tym momencie do mieszkania wszedł tata i wniósł ze sobą listopadowy chłód z ulicy.
– Ależ ziąb – zatarł zmarznięte dłonie – i wiatr! Ciekawe, ile dziś dusz porwie i potem odda odmienione. W końcu dziś wszystko jest możliwe…
I nagle mama, tata i Nino zaczęli się śmiać bardzo głośno. I ten ich śmiech wydał się Ali bardzo dziwny. Spojrzała na nich zaskoczona bo przypomniał jej się śmiech, który już dzisiaj słyszała. Przyjrzała się uważnie rodzicom i bratu jednak wyglądali tak, jak zawsze. Przynajmniej z zewnątrz.

Ali odpędziła szybko wspomnienie złego snu (bo to był przecież sen? ) i pomyślała o tym, jak to dobrze, że są tutaj obok. I zdaje się, że jej dusza też była na swoim miejscu. I to było najważniejsze. A ona chyba nie powinna się już niczemu dziwić po takim dniu. Naprawdę niczemu… Tak myślała, patrząc na kręcących się po mieszkaniu i rozmawiających ze sobą o czymś beztrosko rodziców i Nino. I czuła się trochę tak, jakby widziała ich po raz pierwszy w życiu…
– Ali – z zamyślenia wyrwał ją głos mamy – nie wiesz, gdzie może być moja ulubiona filiżanka? Ta porcelanowa. Nie ma jej tam, gdzie zawsze ją odstawiam. Zupełnie nie rozumiem…
– Znajdzie się – wtrącił tata zanim Ali zdążyła otworzyć usta – a jeśli nie, to kupimy nową. To tylko filiżanka!
W tej chwili wzrok Ali powędrował w stronę półki, na której zawsze stała ramka ze zdjęciem z wakacji, na którym byli wszyscy czworo – rodzice, ona i Nino. Ale ramki i zdjęcia nie było. Zniknęła tak, jak filiżanka mamy.
– Ali! Ali! Cały świat się zaraz spali!
Psikus czy cukierek, nie cierpię takich gierek! Wszystko znika, widziałaś… czy nie tego właśnie chciałaś… ?
– dobiegło w tej samej chwili gdzieś zza okna. Ali spojrzała niepewnie na Nino i na rodziców, ale wyglądało na to, że nic nie usłyszeli. Tata pocieszał mamę, która martwiła się zagubioną filiżanką. Nino przeglądał jakieś czasopismo. A Ali miała wrażenie, że te słowa na stałe już zapisują się w jej głowie i że będzie je tam słyszeć bardzo długo. Jak taki cichy głos sumienia, który co jakiś czas przypomina nam nasze grzeszki. Nie tylko te popełnione – jak małe kłamstwa lub zaniechania, ale także te tylko “pomyślane”. Każdy przecież ma czasami takie. Prawda?

I one nie są tak całkiem bez znaczenia. Jak sądzicie?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *