Wiosna

Pewnego razu był sobie patyk, który wyglądał zupełnie jak jaszczurka. Z lekko podniesionym podłużnym łepkiem i krótkimi nóżkami po obu stronach patykowatego tułowia. Leżał ten patyk-jaszczurka na trawniku tuż obok kamyka wyglądającego zupełnie jak ślimak. Taki ślimak co ledwie się wysunął z okrągłej muszli i rozgląda się czujnie po okolicy. I pewnie dostrzegł już liść, który leży nieopodal i wygląda całkiem jak żaba. Niewielka zielona żabka, z jaśniejszym wzorem na plecach, które wystawiła do słońca. I leży tak wygrzewając swoje żabio-liściaste kształty i łypiąc swym żabim okiem.
Nieopodal żołądź, w małej szarej czapeczce, przysiadł na trawie i przypomina żuka. Takiego co w trawie szemrzy i wędruje ciągle przed siebie. Pokonując nierówności terenu jak prawdziwy traper.
A kropka owocu jarzębiny jest jak mała biedronka. Co przysiadła na chwilę ale zaraz leci dalej. Do nieba, po kawałek chleba. Obok płatki kwiatów w kształt motylich skrzydeł rozsypały się na trawie. I falują lekko. A tuż pod drzewem leży szyszka, niewielka, która jak pająk wygląda z daleka. Taki nieduży ale włochaty. Może nie groźny ale jednak pająk.
I tak w bezruchu trwają w tej trawie i w ciszy sobotniego poranka na niby-łące. Jakby czekając na sygnał jakiś – do życia.
I nagle … ten patyk jak jaszczurka tułowiem poruszył i jedną z krótkich nóżek. Jakby chciał się zbliżyć do ślimaka, który zerka na niego spod okrągłej swej muszli.
– Cześć – mówi jaszczurka – na co tak patrzysz?
– Sprawdzam czy mogę bezpiecznie się wysunąć.
– A po co? Źle ci tam?
– Słońce tak grzeje. Chcę jak ta żaba wygrzać się trochę. Zima tak długo nie chciała odejść.
– Jaka znowu żaba – żachnął się jaszczurko-patyk.
– Tamta, co jak liść zupełnie wygląda.
Żaba jakby czekała na zaproszenie do tej rozmowy. Łypnęła swoim żabim okiem i podskoczyła do nich, uniesiona wiatrem.
– Czeeeść – rzekła żaba – wiooosna nareszcie. Trzeba korzyyystać.
Nagle tuż obok żuk-żołądź przeturlał się szybko i tylko skinął do nich spod szarej czapeczki.
– Ten to wiecznie gdzieś pędzi. Usiedzieć nie może – prychnęła jaszczurka.
Tymczasem biedronka jarzębinowa z uwielbieniem przygląda się skrzydłom kwiato-motyla.
– Ależ jesteś piękny -wzdycha.
– Tobie też ładnie w tej czerwieni – odpowiada motyl pełen taktu i gracji – tylko uważaj na tego tam … – i wskazuje na szyszko-pająka co czai się z boku.
– Och, ja go znam – piszczy biedroneczka – on nie zrobi nic złego.
– Witam – chrząka pająk i przysuwa się nieco. Gdyby miał kapelusz uniósłby go teraz nad głową jak prawdziwy elegant.
Biedronka wdzięczy się trochę bo taką akurat ma naturę.
– Dokąd pan idzie tak o poranku?
– Chciałem się przewietrzyć, rozprostować nogi.
Motyl patrzy na nich z pobłażliwym uśmiechem.
– Nie masz racji moja droga. Po lecie jest jesień – tak się ślimak tymczasem spiera z jaszczurką.
– Zima nie jesień – mówi na to jaszczurka – co to w ogóle jest jesień? Zima jest i tyle.
– Eeee tam – skrzeczy żaba wygrzewając grzbiet – po lecie to i tak już wszystko jedno.
– Nie dla wszystkich – nagle wtrąca się pająk chrząkając znacząco – nie dla wszystkich.
Motyl patrzy i słucha. Nie bardzo rozumie i nie lubi się wtrącać.
Wtem żuk szaro-zielony zatrzymuje się przy nich i przysłuchuje rozmowie. A zwykle tak się gdzieś spieszy.
– Jesień jest ładna – wzdycha – różnokolorowa…
– Jaka jesień – denerwuje się jaszczurka – co to w ogóle jest jesień.
Tylko biedronka chichocze cicho bo wie, że już tak będą się kłócić ciągle. Przez całą wiosnę i lato.
Bo w taki poranek, pod oddechem wiosny, wszystko chce się wreszcie obudzić do życia. Nie trwać już w bezruchu tylko ruszyć przed siebie. Nie być już na niby tylko prawdziwie. I potem jeszcze całe lato cieszyć się życiem. Aż do kolejnej zimy, poprzez krótką jesień, kiedy znowu się stanie tylko patykiem lub kamieniem lub uschniętym liściem.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *