na Koniec i Początek Roku

W ciszy nocnej coś stuknęło. Coś upadło czy ktoś upadł?
– Co do diaska? – ktoś zaklął cicho – gdzie to się podziało?
Szmery w ciemności i westchnięcia… Coś się tam dzieje w korytarzu.
– Kto tam? – zawołał głośno Miko – czy ktoś tam jest?
Zapadła cisza, jak makiem zasiał. Wszystko chyba w porządku.

Święta w Jagodolandzie trwały co roku kilka dni. Przez tych kilka dni nikt nie mógł pracować ani też robić rzeczy, które nie sprawiały mu radości lub przyjemności. Na przykład jeśli ktoś nie lubił gotować to w czasie świąt nie powinien tego robić. Podobnie jeśli chodzi o sprzątanie czy nawet spacerowanie lub czytanie. Dlatego wszystko to, jeśli była taka potrzeba, należało zrobić przed świętami.

Oznaczało to, że Miko miał teraz bardzo dużo pracy i musiał się śpieszyć. Gotować akurat lubił mógł więc zostawić przygotowanie niektórych potraw na czas świąt. Sprzątaniem nigdy nie zawracał sobie głowy. Za to zostało mu kilka rzeczy do przeczytania, a za czytaniem nie przepadał. Musiał też napisać kilka listów – to zawsze sprawiało mu kłopot, a nawet przyprawiało o ból głowy.
Tymczasem od paru dni spał bardzo źle. Budził się w środku nocy i przewracał z boku na bok prawie do rana. W dodatku wydawało mu się, że słyszy jakieś hałasy w korytarzu, a przecież mieszkał sam.

W Jagodolandzie opowiadano sobie od lat niezwykłą historię o tym, że w okresie świąt – tuż przed końcem roku – do niektórych przychodzi Antyczny Skrzat. Nie zawsze można go zobaczyć, za to usłyszeć już tak. Skrzat pojawia się bardzo rzadko i tylko u tych, którzy nie są zadowoleni ze swojego życia. Przynosi im zmiany, których oczekują, chociaż często nawet o tym nie wiedzą. Ta stara legenda od lat krążyła po Jagodolandzie, ale –  jak to bywa z legendami – mało kto dawał jej wiarę.

Miko nie zastanawiał się za bardzo nad swoim życiem. Było podobne do życia innych mieszkańców Jagodolandu. Praca, która nie była zbyt wymagająca, ale także nie fascynująca. Popołudnia ze znajomymi w klubie Pod Niebieską Myszą. W weekend pływanie łódką po rzece i gotowanie kaszy z grzybami i bakłażanem. Czytania nie lubił. Pisywać musiał czasami do rodziny, ale to nigdy nie sprawiało mu radości. Długo szukał słów i szybko je gubił. Bywały nieznośnie nieposłuszne.

Czy Miko rozmyślał czasami o tym, że mógłby mieć inne życie? W innym miejscu, z innymi zajęciami. Wiedział o tym, że niedaleko, w Cytrolandzie mieszka jego kuzyn – pisywali do siebie, a z listów kuzyna wynikało, że życie tam jest dużo weselsze niż tutaj. Czy to wiadomo jednak czy aby faktycznie?
Nieco dalej położony był Truskiew. Mieszkańcy Jagodolandu opowiadali niezwykłe historie o tym miejscu. Podobno wszyscy mieszkańcy Truskawia byli zawsze uśmiechnięci i szczęśliwi. A w czasie świąt nikt tam nie odkładał zajęć na później, bo wszyscy lubili swoje zajęcia. W związku z tym nie obowiązywał ich żaden zakaz.

Życie codzienne upływa zazwyczaj w podobnym tempie i ma swój stały rytm. Mało kto na co dzień zastanawia się nad tym dlaczego jest takie, a nie inne. I to jest nawet dobrze. Kto myśli za dużo ten miewa bóle głowy, a czasami i serca. Czy jednak nie warto od czasu do czasu rozejrzeć się wokół i zastanowić nad tym, czy codzienny rytm nie sprawia, że po kawałku znikamy? Że coś gubimy i już nie znajdziemy, że coś tracimy bezpowrotnie? Bo kiedy na przykład idziemy wciąż tą samą ścieżką lub codziennie tą samą drogą to nigdy nie dowiemy się, co jest poza nią i czy nie pasowałoby do nas bardziej…
Choć są i tacy, którzy przez całe życie tak mogą.

W ciszy nocnej coś zaskrzypiało. Tak jakby ta jedna klepka przy drzwiach, która zawsze była luźniejsza. Po chwili stuk-puk – coś jakby stuknęło o podłogę lekko.
Kto tam? – Miko poderwał się z łóżka – kto tam jest?
Cisza i tylko szum drzewa za oknem. Lecz Miko już nie zaśnie. Jak co noc od kilku dni.
Szuuur… – jakby ktoś przesunął po podłodze ciężki mebel – szuuur….
Miko wyskoczył z łóżka na równe nogi. To mu się na pewno nie zdawało! Rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś, czym mógłby postraszyć intruza. W końcu chwycił ciężką książkę kucharską, która zawsze leżała przy jego łóżku. Zacisnął mocno palce na skórzanej okładce i trzymając książkę przed sobą ruszył w kierunku korytarza.

Niewielka lampka jak zwykle świeciła się nad drzwiami wejściówymi. Światło obejmowało równym kręgiem drewnianą podłogę. Mimo to było dość ciemno i Miko musiał przez chwilę wpatrywać się w mrok, żeby przyzwyczaić do niego oczy. Nagle drgnął i poczuł nieprzyjemne mrowienie na plecach kiedy dostrzegł w mroku postać…

Antyczny skrzat siedział na krześle pod drzwiami, o które oparł sękatą laskę. Pochylony do przodu, z dłońmi założonymi jedna na drugą i opartymi na brzuchu patrzył wprost na Miko. Miko tymczasem miał totalny mętlik w głowie.

– No… Zaczął skrzat powoli – na nas już czas. Czy jesteś gotowy?
– Gotowy na co? – wychrypiał Miko kompletnie zdezorientowany.
– Na nowe życie. Inne. Tego miałeś przecież już dość… – odparł skrzat.
– Nigdy tak nie twierdziłem! – krzyknął Miko – wcale nie… – jednak zawiesił głos. Bo nagle uświadomił sobie coś, czego dotąd sobie nie uświadamiał. Nagle poczuł przypływ zupełnie nowego, nieznanego dotąd uczucia. Tak, jakby nagle gdzieś w środku, na dnie serca pękła lekko szklana bańka.
Bardzo szybko przygotował się do drogi. Wziął właściwie tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Chociaż nie był pewien czy na pewno będą mu potrzebne. Jego życie miało ulec zmianie, ale jeszcze nie wiedział dokładnie jakiej. Nie wiedział też dokładnie, dokąd się wybiera jednak czuł, że wyruszyć w drogę powinien natychmiast.

Zmiany bywają trudne, ale wiele z nich przynosi dużo dobrego. Łatwo jest się na nie zdecydować – trudniej wprowadzić w życie.

Antyczny Skrzat właśnie dlatego zawsze pojawiał się znienacka i wtedy już nie było odwrotu. Była tylko droga, która biegła aż po horyzont i jeszcze dalej. Miko właśnie na nią wkraczał. Czuł lęk, podekscytowanie i niepewność zarazem. Ale także radość – przede wszystkim dlatego, że stara legenda okazała się prawdą. Kto wie ile jeszcze takich legend sprawdza się w życiu nawet jeśli w ogóle nie dajemy im wiary? I czy to nie pokrzepiająca myśl na koniec starego roku i na początek zupełnie nowego… ?

O dobrych emocjach

W ciszy i w mroku

W serca wahaniu

Coś błyszczy

Jak kamyk świetlisty

Rozjaśnia zbyt wczesne

Godziny wieczorne

I sny spóźnione

To coś, co serce

Ogrzewa na długo

I coś w nim porusza

Coś, co ulotne jest

I warto to złapać

Jak zjawy wyśnione

Co zieleń wśród bieli

I czerwień gorącą

Odkrywa w dni chłodu

Co nawet kamień

Ten na dnie serca

W końcu rozkruszy

Jak najprawdziwszy

Łamacz lodów!

Lub pracowity skrzat

W kopalni prawdziwych

diamentów ☝☝☝

Lecz to jest lepsze

Niż milion

Diamentów

A bywa

Tak rzadkie

Jak one

Wystarczy jednak

W dniu zwykłych pośpiechu

I uczyć odmętów

Wybierać zawsze

Tę jasną stronę

Ten mały kamyk świetlisty … 😊

Dobrych emocji 💌

Jesienna herbatka

🍁

Pan imbryk przystojny choć nieco pękaty 🫖

Pokłonił się nisko zgromadzonym

Szanowni państwo! Serdecznie zapraszam!

Stół herbaciany zastawiony🍮

Stół bardzo dumny dygnął w ukłonie

Zaszeleścił obrusem 🎀

Dzisiaj specjalna jest okazja

A on może czuć się prymusem🎗

Filiżaneczki kruche w kwiatuszki

I mały srebrny mlecznik

Duża patera na której ktoś zdolny

Wymalował słonecznik

A na paterze kruche ciasteczka

I biszkopciki pachnące🍪

Świeże owoce kolorowe🍇🍉🫐

A obok bakalie błyszczące

Dzbanek z herbatą parującą krok w krok

Z panną Cukiernicą

Zaraz do tańca ruszą z gracją💃

I wszystkich znów zachwycą

Promienie słońca jesiennego

Wkradają się przez firankę

Któryś z nich chwycił w złote palce leciutką filiżankę🌞

I nawet imbir zwykle dość oschły

Dziś w parze z miodem staje🍯

Czyż picie herbatki

To nie czysta magia? 🪄

Czy tylko mi się tak zdaje?

😊

Koniec i początek

– Dlaczego jesteś smutny? – zapytał Kio swojego kolegę, który stał obok milcząc.
– Bo to już koniec – odparł Rino i ze smutkiem raz jeszcze spojrzał na zieloną dolinę, która rozciągała się przed nimi i wyglądała, jak trójwymiarowy obraz kochającego kolory impresjonisty.
– Koniec? – powtórzył po nim Kio – to duże słowo. Zazwyczaj koniec to zarazem początek czegoś innego, nowego. Wobec tego czegoś maleje i staje się nie aż takie przygnębiające.
– Czy ja wiem? – zapytał Rino w zamyśleniu – nie zawsze początek czegoś oznacza dobre rzeczy. Czasami zupełnie nie.
– Rino, daj spokój. Mazać mogą się słabeusze i małe dzieci. Jeśli smutno ci z tego powodu, że musimy stąd wyjechać pomyśl, ile szczęścia miałeś przeżywając tutaj tak dobre chwile. Tęsknota także oznacza, że coś dobrego zdarzyło nam się w życiu. To chyba w porządku?
– Udaje ci się nie czuć smutku? – zapytał Rino, patrząc na Kio z zaciekawieniem – jak to robisz?
– Czuję smutek – odparł Kio – ale staram się sobie z nim radzić. Myślę o tym, co dobrego mnie czeka i to mogą być drobiazgi. Na przykład nowa książka, którą po powrocie wypożyczę z biblioteki, albo nowa gra, którą ściągnę sobie z sieci. Wakacje to nie jedyna dobra rzecz na świecie! – Kio zaśmiał się i nastrój Rino poprawił się nieco.

Wakacje w dolinie były rzeczywiście wspaniałe. Poczucie wolności, piękna przyroda ogrzewana promieniami słońca od samego rana, ciepła woda w rzece, która była miejscami na tyle płytka i spokojna, że można było się w niej bezpiecznie kąpać. W innych miejscach była na tyle głęboka, że cały dzień przemierzali ją w kajakach, docierając do miejsc, które wyglądały jak rajskie ogrody, których nie odkrył dotąd żaden człowiek. Letnie wieczory to najwspanialsza część wakacji. Niebo usiane gwiazdami i dym z ogniska pędzący do gwiazd.

Piękne wakacje są jedną z tych rzeczy, które kształtują nas w dzieciństwie na resztę życia – tak mawiała babcia i na pewno miała rację. Niektórzy twierdzą, że to, za czym tęsknimy i co przywołuje w nas najlepsze wspomnienia mówi o nas najwięcej. Czy tak jest naprawdę? Z pewnością coś w tym jest.

Jesień przyszła znienacka i odmieniła zupełnie jeszcze niedawno zalane słońcem, rozgrzane ulice miasta. Powietrze pełne było wilgoci i zapachu liści, a ptaki za oknem cichły z dnia na dzień. Wspomnienia wakacji powoli zaczęły blednąć i przypominać nieco zapomniany sen, a z drugiej strony życie toczyło się równym tempem, połykając kolejne godziny i dni. Czasami deszcz stukał uporczywie w parapet już od rana, przywołując myśli o tym, co pilnego jest do załatwienia na dziś. Czasami słońce znienacka pojawiało się na niebie i wtedy wszystko wokół pełne było blasku.

Dlaczego czas lata, palącego słońca, gwałtownych burz i setek dźwięków i kolorów wydaje się czasem tak wyjątkowym i upragnionym? Dzieje się wtedy dużo i wszędzie, ludzie rozmawiają głośno do późnej nocy, a ich śmiech nad ranem dźwięczy, odbijając się od uchylonych okien i drzwi balkonowych. Sen bywa krótki i płytki, a dni – mimo, że długie – zdają się gnać dokądś na oślep.

Kio zapalił lampę stojącą obok fotela w dużym pokoju. Jasne światło objęło wysokie oparcie i koc w kratę. Książka z biblioteki miała miękkie kartki, które szeleściły przyjemnie przy przerzucaniu kolejnej strony – ile osób dotąd miało ją w swoich dłoniach i powierzyło jej swoje emocje i marzenia? Teraz była tutaj, jak portal do innego świata, który bywa zupełnie inny w zależności od tego, kto go używa. Kio usadowił się wygodnie i zagłębił w lekturze. Za oknem szumiały drzewa i wieczór powoli skradał się, żeby uciszyć odgłosy okolicy.

Lato ze swoim blaskiem i nieznośnym gorącem, który wspaniale chłodzą morskie fale lub miękka woda w jeziorze, odpłynęło w czas miniony. Jednak zostało gdzieś głęboko w tych, którym trudno było się z nim rozstać. Jak zapas drogocennej energii w tkankach i żyłach, która ciepłym strumieniem dociera do najdalszych komórek i daje im życie. Po to właśnie jest – nie po to, by trwało wiecznie. Za to jesień daje głowie i sercu czas na inne dobre emocje, małe wzruszenia i wielkie przeżycia – takie do głębi duszy, która wreszcie słyszy samą siebie. I wie – z roku na rok coraz lepiej – w jakim kierunku chce podążać.

Mama

Pewnego razu pewna mama

Postanowiła pobyć sama

Nie tak przez chwilę czy na trochę

Tylko na dłużej

Najpierw więc poszła na długi spacer

Sama by poczuć się raz inaczej

wypiła kawę w kawiarence, w małej kwiaciarni

Kupiła róże

Potem usiadła na ławeczce

By poopalać się troszeczkę

Bukiet pachnący tuż obok siebie

Położyła

Spojrzała w niebo całe w błękicie

– Piękne jest życie! – Tak pomyślała

Oczy przymknęła i całkiem się

Rozmarzyła

W końcu chwyciła bukiet róż

– pora do domu wracać już!

Co mi tam niebo i kawiarenki

Pustawe

W domu czekają na mnie dzieci

Tam jasne słońce dzień cały świeci

Ciekawe jaką wymyślą dzisiaj

Nową zabawę?

A kawę

przecież można pyszną

Wypić w domu!

Na co komu

Pić ją samotnie gdzieś tam … ?

Taka już jest ta upragniona

samotność mam 🙃

Maj

Maj 🍀🍀🍀
Co ma zielone oczy
I włosy jak liście zielone
Od świtu gada z ptakami
I zerka w stronę
rzeki
🐟🐠🐟🐠🐟
Czasami
plecak szmaciany
Na ramiona narzuca
I wędruje przed siebie
Mrucząc
opowieści
👟👟👟👟
Kapelusz 👒
Kawy kubek
Zapach trawy i słońca
I bezczynność słodka
Bez końca!
i bez początku💃💃💃
A czasami
świetlisty
Z uśmiechem czarującym
Ramiona rozpościera
I deszczem pachnącym
Spada na ziemię 🌦🌦🌦
Życie w Maju 💚 zwalnia tempo… ☝
😊😊😊

Most

Pewnego razu był sobie most. Mocny i solidny chociaż wyglądał tak, jakby był utkany z setek cieniutkich nitek, połączonych bardzo skomplikowanymi splotami. Tak naprawdę nie był zrobiony z cieniutkich nitek, bo to byłoby niebezpieczne. Materiały, których użyto do budowy były mocne, jak stal i trwałe, jak najmocniejsze liny okrętowe.
Most zawieszony był wysoko nad rwącą rzeką, pomiędzy dwoma skalistymi zboczami. Dzięki temu mieszkańcy okolic mogli przemieszczać się z jednej strony na drugą bezpiecznie i szybko. Nikt nie pamiętał kto i kiedy zbudował most, ale wszyscy bardzo się cieszyli, że mogą z niego korzystać.

Tak było przez długi czas jednak pewnego razu stało się coś dziwnego. Jedna barierka na moście uszkodziła się. Nie to jednak było dziwne. Dziwne było to, że nagle mieszkańcy z jednej strony rzeki zaczęli spierać się z mieszkańcami drugiej strony o to, kto powinien zająć się naprawą i ponieść jej koszty. Ponieważ uszkodzenie powstało z prawej strony mostu – patrząc od ujścia rzeki – mieszkańcy lewego brzegu uznali, że to nie ich problem. Jednak mieszkańcy obu brzegów korzystali przecież z całej długości mostu – barierka była więc potrzebna i jednym i drugim.

Patrząc na pewne sprawy z boku – lub z pewnej perspektywy – czasami bardzo szybko można znaleźć rozwiązanie. Jednak kiedy jest się w środku konfliktu, wówczas często nie jest to takie proste. Chociaż wydawałoby się, że powinno być odwrotnie. Temat uszkodzonej barierki urósł w niedługim czasie do rozmiarów poważnego problemu. Tak jakby barierki nie można było naprawić wspólnie w ciągu jednego dnia i zamknąć sprawę.
Zwaśnione strony z dnia na dzień coraz bardziej zaciekle broniły swoich racji i nagle życie nad rzeką stało się bardzo trudne. Mieszkańcy prawej strony mostu uznali, że skoro uszkodzona barierka jest po ich stronie mostu – mimo, że zawsze uważali, że most należy do wszystkich – postanowili nie wpuszczać na tę stronę sąsiadów z naprzeciwka. Mieszkańcy lewej strony byli oburzeni i codziennie domagali się naprawy uszkodzeń i jednocześnie możliwości korzystania z przejścia.
Wkrótce atmosfera stała się tak nieznośna, że już nikt nie zbliżał się do mostu i nikt z niego nie korzystał. Ci, którzy po drugiej stronie rzeki mieli przyjaciół lub nawet rodzinę nagle przestali się z nimi kontaktować. Ci, którzy zaopatrywali się po drugiej stronie rzeki w różne produkty nagle musieli się bez nich obejść. To powodowało frustrację i coraz większą niechęć do tych, którzy byli po drugiej stronie rzeki – bez względu na to, po której stronie się mieszkało.

Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc coraz trudniej żyło się nad rwącą rzeką. Z czasem już nikt nie pamiętał o uszkodzonej barierce za to wszyscy czuli w sobie wrogość i złość, jakiej nigdy chyba tu nie zaznano. Wielu osobom było z tym bardzo ciężko, a jednak nikt nie wiedział, jak wyjść z tego impasu. Wszelkie próby nawiązania kontaktu z drugą stronę uznawano za zdradę. Żadna ze stron nie dopuszczała też możliwości naprawienia barierki, bo to uznano by za poddanie się bez walki.
Sami słyszycie: poddanie się, walka, zdrada… Tego typu określeń nigdy przedtem tu nie używano. Teraz stały się bardzo popularne.

Mosty buduje się po to, żeby łączyć. Kiedy się je burzy, to znaczy, że nie chce się zgody i porozumienia. Most nad rwącą rzeką wciąż wisiał i mógł służyć tak wielu osobom. Tymczasem stawał się bezużyteczny, co było zupełnie niezrozumiałe.
– Rozbierzmy ten most! – krzyknął ktoś podczas jakiegoś zgromadzenia po prawej stronie rzeki.
– Przetnijmy liny – słychać było głosy po drugiej stronie rzeki – niepotrzebny jest skoro nikt z niego nie korzysta!
Zadziwiająca jednomyślność jak na dwie zwaśnione strony konfliktu. Czy nie można by tak w kwestii naprawy i przywrócenia mostowi jego dawnej roli?

Niektórzy twierdzą, że natura ludzka jest taka, że po prostu nie da się tak, aby na świecie była zgoda i przyjaźń. Konflikt jest wpisany w ludzką naturę i prędzej czy później da o sobie znać. Jaka szkoda, że tak chętnie przyjmujemy to za pewnik i poddajemy tej teorii, zamiast udowadniać na każdym kroku, że to nieprawda.

Któregoś dnia mieszkańcy obu stron rzeki zaczęli jednocześnie zbierać się przy moście. I jedni i drudzy przyszli z zamiarem zniszczenia mostu – na złość tym z naprzeciwka, chociaż przecież tak naprawdę chyba na złość sobie samym. Nagle jednak stało się coś zupełnie niespodziewanego. Jasne błękitne niebo w jednej chwili zasłoniły ciemne i ciężkie chmury. Zagrzmiało. Błysnęło. Zerwała się tak potworna burza, jakiej tutaj nie pamiętał nikt. Ludzie musieli skryć się w swoich domach, bo inaczej chyba zmyłoby ich z powierzchni ziemi.

Na drugi dzień rano, kiedy niebo znów było jasne i pogodne, oczom mieszkańców całej okolicy ukazał się smutny widok. Piękny i mocny most był w strzępkach. Mocne liny, które wyglądały, jak nitki, rozwiewał poranny wiatr. Nie było już zepsutej barierki. Nie było żadnych barierek. Nie było już nic.

To, co sobie wyobrażamy często nijak się ma do tego, co potem widzimy na oczy. Zazwyczaj to drugie nie dorównuje pierwszemu i dotyczy to zarówno wyobrażeń tego, o czym marzymy, jak i tego, czego bardzo nie chcemy. Tylko, że w przypadku marzeń wyobraźnia podsuwa piękniejsze obrazy niż mogą być w rzeczywistości. Z kolei w przypadku rzeczy nie fajnych i smutnych – dopiero rzeczywistość potrafi nam je unaocznić.

Kiedy mieszkańcy dwóch brzegów rzeki zobaczyli rozmiar zniszczeń poczuli wielki smutek. Jakimś cudem – jakby to nie było oczywiste od samego początku – dopiero teraz zrozumieli, że przejście na drugą stronę bez wiszącego mostu jest prawie niemożliwe. Rzeka, nad którą mieszkali miała bardzo wartki nurt, nikt nie odważyłby się jej przekraczać. Most był wybawieniem.

Mam nadzieję – i chyba wy także – że mieszkańcy otrzeźwieli i odłożyli na bok waśnie. Że razem zabrali się za budowę nowego mostu, który będzie służył wszystkim. A przy okazji z pewnością nauczyli się jednej ważnej rzeczy: że dużo łatwiej byłoby naprawić istniejący most – na przykład uszkodzoną barierkę – niż budować go całkiem od nowa. Bo mosty zerwane między ludźmi odbudowuje się czasami bardzo długo, a czasami – w ogóle nie da się tego zrobić. Warto zawsze o tym pamiętać.

Baranek

Pewnego razu był sobie baranek
Który był mistrzem
W robieniu pisanek
Robił ich mnóstwo każdego roku
zachwycał tym bardzo
Wszystkich wokół
‍‍‍‍‍‍‍‍‍‍‍
Na gładkie skorupki jajek wapniowe
Nanosił w skupieniu
Obrazki gotowe
Były tam góry, lasy i szare zające na łące
I jasne słońce i księżyc blady
I gwiazdy na niebie błyszczące
✨
I były miasta, małe miasteczka i rzeczki
Które tak lśniły jak wąskie
Niebieskie wstążeczki
I byli też ludzie, którzy tak wyglądali
Jak kiedy ktoś z bardzo wysoka patrzy
Drobniutcy i mali!
‍♂️‍‍♀️‍
A ich problemy całkiem wtedy znikały
Bo żeby je dostrzec z wysoka
były na to za małe
‍♀️‍♂️‍♀️‍♂️
Odmalowany przez baranka na pisankach świat
Wydawał się więc pozbawiony
Wszelkich wad
Świat pozbawiony smutku i mroku
odtwarzał baranek na skorupkach
Co roku
I ozdabiał go girlandami zielonych liści
Z nadzieją, że w końcu mu się
ziści…

Człowiek i Nuda

Pewnego razu był sobie człowiek
Który się nigdy nie nudził
Zawsze miał w głowie jakąś ideę
Z nowym pomysłem się budził

Wstawał gotowy by w życie wdrażać
Kolejne koncepcje swoje
Zajęć miał tyle, że by starczyło
Na ludzi dwoje lub troje

Czas mu upływał szybko i dobrze
I zawsze niezmiernie miło
Problem z zajęciem? Nudy na pudy?
To go nie dotyczyło!

Skąd brał pomysły? Skąd w jego głowie
Zawsze idei tysiące?
Ot, tak – po prostu – się pojawiały
Jak rano na niebie słońce!

Nigdy specjalnie tym się nie trudził
By wpaść na coś specjalnego
A jednak wciąż miał nowe pomysły
Po prostu – miał głowę do tego!

Nuda to proste i krótkie słowo
A tyle w sobie zawiera
W dodatku mimo, że takie krótkie
To jednak w plecy uwiera

Lecz nasz bohater brał je za rogi
Żeby ją zdystansować
I nuda nigdy mu nie dokuczała
Mógł się czym innym zajmować

Wiosna

Wiosna obudziła się późno jakoś. Za oknem słońce dawno już rozgościło się na niebie. Niebo oślepiało błękitem, a w gałęziach drzew ptaki rozgadane hałas czyniły niesamowity. Wiosna zdziwiła się, że spała tak mocno skoro dzień już taki piękny. Lecz może to tylko pozory? Może to Zima żarty sobie stroi? Bywa zmienną i czasami żarty się jej trzymają. Wiosna na szczęście dużo ma cierpliwości i spokoju w sobie. Cierpliwie czeka na swój czas i w ogóle nie przejmuje się tym, że Zima od czasu do czasu przymierza jej sukienki.

Na zjedzenie śniadania nie zostało już zbyt wiele czasu. Może wypicie jogurtu dzisiaj wystarczy. I kawa koniecznie – z liśćmi dzikiej koniczyny. Zieleń czas zacząć przyjmować w jak największych ilościach – zieleń daje zdrowie i życie. I mnóstwo energii, która przydaje się na co dzień. Zieleń to kolor życia, chociaż każdy kolor ma duże znaczenie dla Wiosny.

Niektórzy Wiosny nie traktują poważnie. Patrzą na nią z przymrużeniem oka. Wydaje się być zawsze zbyt młoda na to, żeby być poważną, zbyt zielona na to, żeby zrozumieć prawdziwe problemy otaczającego świata, zbyt radosna – czy to nie pozory? – żeby dało się z nią poważnie porozmawiać. Ubiera się zawsze za lekko. Nie dba o dodatki. Nie przejmuje się modą. Lubi wygodę i lubi życie, a kto dzisiaj je lubi? Tylko ci, którzy mają nie po kolei w głowie!

Czy kapelusze są modne w tym sezonie? Kto by się tym przejmował … Z pewnością nie Wiosna. Nigdy nie zważała na to, co na jej temat sądzą inni. Nigdy zresztą nie miała z tym jakiegoś problemu. Biegła przed siebie, nie zważając na innych – nie szkodząc nikomu, ale też nie zatrzymując się nad tym, co nie interesowało jej lub nie bawiło. Czy zbyt lekko podchodziła do wszystkiego? Być może. Czy było w tym coś złego? Chyba niezupełnie.

Czas płynie szybciej jakoś, kiedy ciepło i ptaki śpiewają. Dni trwają niby dłużej, a z drugiej strony – znienacka przychodzą ciepłe wieczory, które szybko pogrążają się w ciemności granatowych nocy. Trudno jest złapać chwile, które przelatują jak jerzyki w powietrzu nie gubiąc ani piórka. Czy warto je łapać? Czy lepiej patrzeć, jak fruną w piękną dal? Wiosna nigdy nie miała tendencji do zbieractwa. Wolała kwiaty rosnące na łące niż więdnące w wazonie. Wolała słowa, które wpływają na emocje w danej chwili niże te uwięzione na zawsze w formułkach, definicjach i teoriach.

Zapachy zdają się mieć kształty wiosną. Zdaje się czasami, że unoszą się w powietrzu jak duże mydlane bańki – tylko nie są z mydła, a z aromatów płynących od strony rzeki i lasu. Kiedy pęcherzyk zapachu pęka nam tuż obok nosa zdaje nam się, że wszystko wiruje i zaprasza nas do tańca. Oczywiście są i tacy, na których to nie działa. Zawsze tacy są. Wiosna to kolory i zapachy. Mówią, że powietrze pachnie wiosną inaczej, ale to nie powietrze pachnie. To przez powietrze płyną zapachy, które tworzyłyby niesamowity krajobraz, gdyby tylko były widzialne.

Co roku Wiosna budzi się z lekkim bólem głowy. Z roku na rok jest starsza – czy to jest przyczyną? Być może. Być może z wiekiem nabierała rozumu, a przecież to boli. No – sami przyznajcie! Lepiej jest biec przez życie nie myśląc i nie czując. Wtedy nie boli nic. Na ból myślenia jest jednak rada. Zdrowa dieta – ot co. Dużo zieleni – stąd w kawie dzika koniczyna – i dużo barwnych warzyw i owoców. Przy takiej diecie myśli są lżejsze. Głowa jest lżejsza. Dłonie i stopy także. Po prostu.

Zima zebrała poły swojego długiego szarego płaszcza i rozejrzała się w zamyśleniu. Trzeba mieć dużo w sobie pewności, żeby nie dać się stłamsić złej opinii. Tylko dzieci lubią Zimę. To jej wystarczy. Zresztą co ją to właściwie obchodzi? Jeśli ma się do spełnienia rolę, a z drugiej strony taką, a nie inną osobowość to czy warto ciągle od nowa to rozpatrywać pod każdym możliwym kątem? Czy nie szkoda na to czasu?

Wiosna w przekrzywionym kapeluszu wpadła na nią w progu. Zima spojrzała surowym wzrokiem tak, jak się patrzy na młodszą siostrę. Czyli nie takim aż surowym, jak można by sądzić. Jednym ruchem dłoni poprawiła kapelusz Wiosny na jej głowie.

– Teraz lepiej – mruknęła – i nie szalej tak. Potem znów będziesz narzekać, że bolą cię nogi. Czasami usiądź, poczytaj trochę. Świat kręci się przecież bez tej twojej ciągłej bieganiny.

– Dobrze – uśmiechnęła się Wiosna – postaram się trochę uspokoić chociaż wiesz jaka jestem …

– Wiem, wiem – odparła Zima i odwróciła się do drzwi – odzywaj się czasem.

– Będę! – zawołała Wiosna i uśmiechnęła się na myśl o czułych listach od siostry, które spadały lekkimi płatkami śniegu na zielone łąki jeszcze na początku kwietnia.