Monthly Archives: December 2020

Naparstek magii

– Nie hałasuj tak – syknął ktoś w ciemności, która od kilku godzin obejmowała całą okolicę swoim aksamitnym ramieniem. W dodatku głos dochodził z wysoka, jakby z okolic dachu – wszystkich pobudzisz, a nie chcielibyśmy tego, prawda?
– Niby prawda – odezwał się drugi głos pół szeptem, który w wieczorej ciszy było całkiem dobrze słychać – ale ja nie hałasuję. Po prostu niewygodnie mi na tym dachu. Czy możemy już zejść?
– Nie możemy – odezwał się pierwszy głos – obiecałeś, że nie będziesz marudny. Pamiętasz, jak ćwiczyliśmy pozytywne nastawienie?
– Pamiętam – odezwał się w ciemności drugi głos, ale nie brzmiał zbyt entuzjastycznie.
Gdyby ktoś przechodził właśnie w tej chwili ulicą i zatrzymał się w pobliżu, a potem zadarł głowę wysoko do góry, zobaczyłby dwóch bardzo dziwnych jegomościów siedzących na dachu stojącego w tym miejscu domu. Jeden z nich wygodnie oparł się o nieco nadgryziony zębem czasu, chylący się komin, drugi trochę nieporadnie przytrzymywał się jedną ręką wystającej dachówki, podczas gdy drugą pocierał się po czole, jakby go coś bardzo trapiło.
Jednak o tej porze nikogo na ulicy nie było i nie mogło być. Wszyscy mieszkańcy miasta dawno spali w swoich mniej lub bardziej wygodnych łóżkach i śnili mniej lub bardziej kolorowe sny.
Tymczasem na dachu jednego z domów nadal toczyła się rozmowa:
– Tak, jak ci wspominałem, uważam, że zbyt szybko się poddajesz. Wiem, że nigdy nie byłeś jakiś specjalnie przebojowy i że zawsze byłeś raczej introwertykiem. W dodatku tradycjonalistą. Takim osobom trudniej jest znosić przeciwności losu. Ale przecież wszyscy cię wspieramy. I naprawdę jesteśmy gotowi być zawsze przy tobie.
– Taaa… – odezwał się drugi głos, ale można w nim było wyczuć rezygnację – te deklaracje są bardzo miłe, ale ja nie jestem naiwny. Trzeba wiedzieć, kiedy powinno się zejść ze sceny. Na pewno wtedy, kiedy nikt cię już nie chce, o ile nie wcześniej. Wiesz dobrze, że nie jestem bardzo miękki. Ale walka o swoje miejsce po prostu mnie zmęczyła.
– Ale przecież to tylko twoje miejsce i nikogo innego! Zawsze tak było i będzie! – jegomość, który dotąd opierał się o komin teraz nachylił się w stronę swojego towarzysza i patrzył na niego przez chwilę przysuwając do jego twarzy swój dosyć długi nos. Trzymał przy tym cały czas ręce w kieszeniach obszernego płaszcza, czy może raczej kożucha, i gdyby ktoś o słabych nerwach spojrzał w tej chwili w stronę dachu wystraszyłby się nie na żarty, że zaraz będzie świadkiem bardzo nieprzyjemnego wypadku. Jednak nasz bohater po chwili znów spokojnie wrócił do poprzedniej pozycji i zaczął z zainteresowaniem, a jednocześnie z błogim wyrazem twarzy, spoglądać w gwiazdy.
– Popatrz tylko – powiedział chichocząc pod nosem – biała Niedźwiedzica znowu goni młodego, który pewnie wcale nie chce iść spać. To nicpoń mały. Zaraz obudzą Smoka i Żyrafę. Zobaczysz! I tak od wieków to samo. Czy to nie wspaniałe?
Jego towarzysz również spojrzał w niebo i wyraźnie się rozchmurzył.
– Oj, tak, tam czuję się dobrze. Spokój, cisza, stałość w niestałości. Chaos, który nie powstaje z zaniedbania. Nieskończoność myśli i wrażeń…
Teraz już obaj patrzyli w niebo, a ten przy kominie zaczął nawet cicho pogwizdywać pod nosem.
– No, nie! Tylko nie ta melodia! Przecież to od niej wszystko się zaczęło! – jego towarzysz aż podskoczył na swoim miejscu. Bujna i całkiem siwa czupryna zachwiała mu się na głowie a biała broda aż się zatrzęsła z oburzenia – wszędzie ją teraz puszczają do znudzenia, uszy pękają.
– Oj, przepraszam. Zapomniałem. No i – sam przecież dobrze wiesz – ja po prostu tak bardzo się tym wszystkim nie przejmuję.
– Nie? Nie przejmujesz? – przedrzeźniał go kolega – pozytywne nastawienie powiadasz? Akceptacja dla zmian? Dla nowego podejścia? Dla… dlaczego właściwie?! – prawie krzyczał i teraz naprawdę mogło się zdarzyć, że obudzi wszystkich wokoło.
– Nie hałasuj, proszę – uspokajał go przyjaciel – przeprosiłem przecież. Co jeszcze mam zrobić?
– Przede wszystkim pozwól mi wreszcie zejść z tego przeklętego dachu! A przy okazji: skoro jesteś takim zwolennikiem zmian, to chyba sam uznasz, że włażenie przez komin z workiem pełnym prezentów to mało praktyczna metoda. Przeżytek i w ogóle bzdura!
– Wcale nie chciałem, żebyś przez niego wchodził – odpowiedział jego towarzysz nieco obrażonym tonem – tylko, żebyś znowu poczuł ten klimat. Żebyś znowu poczuł sens tego wszystkiego. Żebyś przestał się odgrażać, że w tym roku to już na pewno ostatni raz!
Przez chwilę obaj milczeli patrząc znowu w gwiazdy, jednak tym razem ze zmarszczonymi czołami, jakby się nad czymś mocno zastanawiali.

Ten, który opierał się wygodnie o komin miał staroświeckie bokobrody, ledwie dopiero przyprószone siwizną i długi nos, jak zostało już wspomniane. Z postury był raczej szczupły, a nawet – patykowaty. Miał na sobie długi brązowy płaszcz z dużym futrzanym kołnierzem. Jego towarzysz z bujną siwą czupruną i gęstą brodą miał na sobie coś bardziej na podobieństwo kożucha, tylko jaśniejszego koloru. Był budowy raczej mocnej – wysoki i nie żaden chuderlak. Brzuch miał nawet trochę zaokrąglony i zdecydowanie wyglądał na kogoś, kto lubi słodycze. Miał też krzaczaste, białe jak śnieg brwi, spod których spoglądały oczy pełne ciekawości i spokoju, w których na ogół można było dostrzec coś figlarnego. Ale nie dzisiaj. Dziś przesłoniła je jakaś ciemna chmura. A może po prostu tylko ciemny wieczór?

Niedźwiedzica ze swoim małym synkiem zatrzymała się na chwilę na niebie nad głowami dwóch niezwykłych gości na dachu i podniosła łapę, zupełnie jakby chciała do nich pomachać. Obaj zareagowali żywo i pomachali wesoło w stronę nocnego nieba.
W końcu właściciel długiego nosa zaczął głosem pojednawczym:
– Tak naprawdę to się z tobą całkowicie zgadzam. Magia znika w zastraszającym tempie i teraz nie znajdziesz jej tak naprawdę więcej, niż można by włożyć do naparstka. W tych wszystkich gorączkowych przygotowaniach, zbyt żywych kolorach, skocznych melodiach i telewizyjnych reklamach łatwo gubi się sens i cel tego wszystkiego. W końcu nikomu nie chce się zatrzymywać tych chwil, tylko przeżyć je szybko i intensywnie. Jak wszystko dziś. Zamiast cierpliwie czekać do ostatniej chwili, do momentu, w którym powinno się zacząć, a potem już tylko rozciągać w nieskończoność, rozdrabniać na smakowite okruszki i rozsmakowywać się w chwilach, w których czas spowalnia, wszystko robi się dzisiaj zupełnie odwrotnie. Najpierw wszyscy się długo i dużo za wcześnie przygotowują, a potem nie mają już siły się tym cieszyć. Albo czują przesyt i przesłodzenie. Nie wspominając o presji!
– Właśnie – odparł ten drugi – i do tego ten Internet i reklamy na każdym kroku. Smartfony i tym podobne. Jak myślisz, czy ktoś jeszcze w ogóle wierzy w to, że jakiś gość nie wiadomo skąd pojawia się z prezentami, na które wszyscy czekają cały rok? Czy ktoś jeszcze czeka na niego? Wiesz jak to jest… kiedy stajesz się zupełnie obojętny wszystkim możesz zrobić dwie rzeczy: albo zabiegać rozpaczliwie o powrót do tego co było, narażając się na dodatkowy stres i prawdopodobną przegraną, a nawet – co gorsza – na ośmieszenie, albo – dać sobie spokój, zmienić się w kogoś zupełnie innego, poszukać innego zajęcia i uznać, że to, co było, nie wróci.
– Jak to zmienić w kogoś zupełnie innego? – zdumiał się właściciel bokobrodów – jak się kimś jest to się nim jest i tyle! Nie można się zmienić w kogoś innego.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Czułeś się kiedyś nikomu już niepotrzebny? Chociaż raz w życiu?
– Ale ty jesteś potrzebny! Według mnie bardziej teraz niż kiedykolwiek! I z tą obojętnością nie przesadzaj. Przyznaj, trochę się nad sobą rozczulasz?
– A może po prostu się wypaliłem?! Nie pomyślałeś o tym? Po tylu wiekach mam prawo czuć się zmęczony. Poza tym czasy się zmieniają, a ja do tych po prostu nie pasuję. Nie widzisz tego?
– Nie – odparł długonosy właściciel staromodnych bokobrodów – nie mogę się z tobą zgodzić – po czym usmiechnął się pojednawczo i dodał: – Nie po to jestem przy tobie i nie po to zaciągnąłem cię na ten dach. Nie jest moją rolą ci przytakiwać, gdyby tak było oboje w końcu byśmy zniknęli. I co by było?

Jego przyjaciel spojrzał na niego już bez złości, lecz raczej dobrotliwie. Przyszła mu nawet do głowy dziwna myśl: a może faktycznie wystarczy kiedy nasze istnienie ma sens tylko dla jednej jedynej osoby na świecie? A resztą w ogóle nie należy się przejmować?
– Możemy już zejść z tego dachu? – zapytał łagodniejszym tonem – jest mi tu naprawdę niewygodnie.
– Czyli jesteś pewien, że komin odpada? – mrugnął jego przyjaciel.
– Ten na pewno niedługo odpadnie – powiedział jego towarzysz i spojrzał znacząco na przekrzywiony komin, który stanowił tak wygodne oparcie dla długonosego. A potem roześmiał się tak serdecznie i głośno, że aż zatrząsł mu się brzuch. Długonosy pomyślał w tym momencie, że takiego śmiechu nie ma absolutnie nikt na świecie.

– Czas do pracy – powiedział nagle jegomość z siwą czupryną i wstał energicznie, co zupełnie nie pasowało do jego siwizny. Był naprawdę słusznej postury i w tej chwili jego sylwetka przesłaniała długonosemu całe niebo.
– Tak, tak – podskoczył długonosy – trzeba jeszcze dopasować twój płaszcz, ostatnio zdaje się znowu przesadziłeś ze słodyczami.
– Ten czerwony płaszcz – westchnął siwowłosy – nie cierpię go szczerze. Co to za pomysł z tą czerwienią.
– Dobrze wiesz czyj to pomysł i już to zostawmy. Czasami trzeba się trochę dopasować. Nawet kiedy jest się tobą.
– Dlaczego nie mogę chodzić w moim ulubionym kożuchu, jak kiedyś?
– Ależ możesz, oczywiście, że możesz – odparł jego kolega – myślę, że tak naprawdę nikomu to nie robi różnicy.
– Akurat! Wiesz dobrze, jacy ludzie potrafią być drobiazgowi. Wszystko przeinaczają, poprawiają po swojemu, zmieniają sens i wiedzą zawsze lepiej. Ech, nie masz pojęcia jak to wszystko mnie czasami denerwuje.
– Ciebie coś denerwuje? – zainteresował się długonosy – jakoś nigdy nie zauważyłem.
– Tobie się naprawdę to wszystko wydaje takie proste!
– Słuchaj – powiedział nagle długonosy – bo to jest proste. Najprostsze na świecie.
Najważniejsze jest to, żebyś był. Czy to taka ciężka praca? Zobacz, jak to niewiele. A znaczy tak dużo! Dla niektórych – znaczy nawet wszystko!
– Jakoś wątpię. Zupełnie inaczej to czasami widzę.
– Lepiej przyznaj – lubisz to. Lubisz to, co robisz i nawet ludzi lubisz. I tę magię, chociaż raz w roku.
– Jaką znowuż magię? – podskoczył znowu jegomość w kożuchu – nie widzisz, że dzisiaj nikt nie wierzy już w magię? Sam to zresztą powiedziałeś: magia znika w zastraszającym tempie i teraz nie znajdziesz jej tak naprawdę więcej niż można by włożyć do naparstka.
– Być może – odparł na to długonosy i poklepał kolegę przyjacielsko po plecach – ale my tu jesteśmy od tego, żeby tego naparstka nie zgubić! Prawda?

Jego towarzysz popatrzył na niego spod swoich imponujących brwi i uśmiechnął się szeroko pod wąsem. Ale zaraz zrobił poważną minę, podniósł do góry jeden palec i rzekł:
– Ostatni raz! Naprawdę. Za rok już mnie nie namówisz. Kończę z tym! Niech sobie zmieniają zwyczaje na inne. Mogę sobie być przeżytkiem. Mają tyle sklepów i tak bardzo je lubią. Poradzą sobie beze mnie. Nawet nie zauważą, że mnie nie ma, przekonasz się.
– Ech… – westchnął długonosy – znowu to samo. Jak co roku… i tak od kilku lat…

Jednak ostatnich słów nikt nie mógłby już dosłyszeć nie tylko dlatego, że wszyscy w okolicy spali od dawna jak susły w swoich mniej lub bardziej wygodnych łóżkach, śniąc mniej lub bardziej kolorowe sny, ale też dlatego, że rozpłynęły się w powietrzu. Tak jak i dwaj dziwni jegomoście, którzy dopiero co przecież siedzieli na tym dachu. Co prawda nikt ich nie widział, bo dookoła panowała całkowita ciemność. Możliwe więc, że wcale ich tu nie było, i że wszystko to sobie zmyśliłam. Czasami zmyślam różne historie … 😉

Chociaż… chwileczkę, jednak był ktoś.
Możecie przecież zapytać białą Niedźwiedzicę na niebie! Zdaje się, że udało jej się już zagonić synka do łóżka. I teraz spogląda zamyślona na okrągłą Ziemię, która wygląda zupelnie jak kolorowa piłka i z odległości gwiazdozbiorów wydaje się tak lekka, jakby nie obciążały jej żadne problemy, kłopoty, spory. Unosi się lekko i obraca powoli w kosmicznej przestrzeni, trochę jak bombka na choince. Magia!
Tak, biała Niedźwiedzica na pewno mogłaby to potwierdzić. Dobrze ich widziała i może nawet słyszała. O ile oczywiście będzie miała ochotę z wami rozmawiać. Ale z tego co wiem nie jest zbyt rozmowna ;).