Monthly Archives: March 2017

Wiosna

Pewnego razu Wiosna uparła się, że nie wstanie z łóżka.
Odwróciła na bok głowę
I przykryła dużą poduszką.

Chciało jej się spać i nie miała ochoty z nikim rozmawiać.

I chociaż wszyscy z utęsknieniem jej wyczekiwali
Chociaż Maj i Kwiecień dawno już wstali
ona odwracała się na drugi bok i twardo spała
I nawet trochę podczas snu pochrapywała.

Marzec przysiadł na jej łóżku strapiony
Zaczął szturchać ją, nie za mocno:
Hej Wiosno – mówił do niej – już czas zmieniony
Pąki już na gałązkach rosną, wyjrzyj przez okno!

Ale Wiosna słuchać go nie chciała
Tylko spała i spała…

Śniła o zimie i sukni ze śniegu białej
śniła o jesieni i barwnym z liści szalu.
A potem też o lecie – i o promieniach słońca.
A jej sny kolorowe zdawały się nie mieć końca.

Wiosno – Kwiecień szepcze jej do ucha – wstawaj szybko!
Na dworze zimno i brzydko!
Wiosno – złości się Maj – po stokroć! Nie chcę już dłużej marznąć i moknąć!

Wiosna niechętnie otwiera oczy.
Patrzy na Maj i Kwiecień zaspana.
– Dlaczego mnie budzicie tak z rana!
Zimno i deszcz za oknem.
Tylko w koc się zawinąć i płakać.
Wolałabym wstać dopiero
w środku ciepłego lata!

Hej – mówi Maj niecierpliwie – póki nie wstaniesz będzie zimno wszędzie!
A poza tym bez ciebie
lata w ogóle nie będzie!

Wstaje więc Wiosna powoli.
Zieloną farbą przeciąga po drzewach.
Słońce na sufit nieba wznosi.
A przy tym nuci sobie i śpiewa…
I – wierzcie lub nie wierzcie –
rozkręca się nareszcie :).

Rozmowa – Cośki

Mamo ten dżem jest taki pyszny i gładki, że wygląda mi na dokładkę.
🙂
Mamo, znowu dzisiaj w przedszkolu była zupa ogórkowa! Ohyda!
Zjadłem tylko troszkę.
Nie cierpię tej zupy, bo pływają w niej takie cośki!
🙂

Szary piesek

Czy widzieliście o tym, że zwierzęta mówią? I wcale nie raz do roku, w jakieś wyjątkowe święta. Mówią bez przerwy, paplają jak najęte! Uszy by wam pękły gdybyście musieli tego słuchać. Gaduły nieprzeciętne. I o czym tak ciągle nawijają? Psy na przykład dużo o pogodzie. To taki ich ulubiony temat. Czy będzie słoneczny dzień czy też znowu błoto wszędzie. Czy może śnieg spadnie wreszcie czy wiatr zawieje… Mogą o tym mówić godzinami.
Koty lubią filozofować. Chociaż to taka typowo kocia filozofia. Jakby świat kręcił się wokół kotów i ich problemów z bezsennością.
Myszy gadają najwięcej. Prawie ich nie słychać ale szemrzą bez przerwy. O zapasach na zimę, o dzieciach, których mają sporo. I o sprawach rodzinnych.
Oczywiście psy, koty i myszy rozumieją swoją mowę. Ale rzadko znajdują wspólny temat do rozmowy. To zupełnie inne światy. Psy są otwarte na świat, pełne energii i ciekawości tego co dzieje się dookoła. Koty zachowują się jakby wszystkie rozumy pozjadały ale też natura dała im pewną mądrość, dzięki której mogą mieć dystans do rzeczywistości. Myszy nauczone są siedzieć cicho pod miotłą i tylko w swoim gronie, w przytulnym kącie, mogą dyskutować swobodnie. Są przy tym bardzo rodzinne i poza rodziną niewiele co je obchodzi. Tak już mają.
Poza tym psy, koty i myszy żyją obok siebie ale nie ze sobą. Tak podobno ustanowiła natura. Ale też inność trudno jest zaakceptować i właśnie to jest prawdziwy powód.

Świat zwierząt pełen jest rozmów i sporów, a czasami nawet zwykłych plotek.
Plotki to taka dziwna rzecz. Istnieje od zawsze i ma swoje dobre strony. Ale potrafi też zrobić wiele złego. Co jest plotką? Czy plotką jest nieprawdziwa ale zupełnie niewinna informacja? Czy może plotką jest wierutne kłamstwo, które powołuje do życia zdarzenia do jakich nigdy nie doszło? Czy jedno i drugie, przy czym to drugie może być bardzo krzywdzące?
Na plotki trzeba bardzo uważać i zawsze pamiętać, że mowa jest narzędziem dosyć perfidnym.

– Cześć – szary kundelek zamachał radośnie krótkim ogonkiem – ładna dzisiaj pogoda. Spacer będzie długiii…
Wysoki pies o piaskowej sierści nie miał ochoty na rozmowę. Odpowiedział więc krótko:
– Na to wygląda – i oddalił się spokojnie.
Szary piesek nie dawał za wygraną. Koniecznie chciał dzisiaj podzielić się z kimś swoim dobrym nastrojem.
– Witaj – zawołał do czarnej jamniczki – dawno cię nie było.
– Chorowałam trochę – odparła jamniczka nieco speszona – jeszcze mnie łapki bolą.
– Pogoda piękna, można spędzić cały dzień na dworze! – kontynuował szary piesek beztrosko.
Ale jamniczka już go nie słuchała.
Nieopodal grupka psów dyskutowała zawzięcie. Zdaje się, że umawiały się na grę w piłkę popołudniu. Szary piesek nie przepadał za piłką. Wolał biegać swobodnie i nawiązywać nowe znajomości. Nie było to typowe. Większość psów bardzo lubi grać w piłkę. To świetna okazja do wybiegania się. A przecież psy bieganie wprost uwielbiają.
Za to wiele z nich nie przepada za rozmową dla samej rozmowy. W końcu od filozofowania są koty, a od plotkowania myszy.

Szary piesek lubił pogadać. Trochę więc różnił się od innych. Powędrował dalej, szukając możliwości porozmawiania z kimkolwiek.
Był otwarty na świat – jak to pies. Był bardzo przyjazny – jak większość psów na świecie. Był też bardzo tolerancyjny i nie widział przeszkód, żeby różne gatunki zwierząt przyjaźniły się między sobą.

Dlatego kiedy spotkał na ścieżce czarnego kota, który łazęgował tu czasami i piesek znał go dobrze z widzenia, od razu zagadnął do niego :
– Witaj, piękny dzień mamy dzisiaj!
Kot z początku zupełnie nie wziął tego do siebie. Nigdy żaden pies go nie zagadywał. To nie było w zwyczaju. Nie odpowiedział więc wcale i wędrował dalej.
– Hej, kocie – krzyknął piesek – dlaczego nie odpowiadasz. Nie nauczono cię manier?
– Od kiedy to psy gadają z kotami – mruknął kot zdziwiony – macie się za lepszych odkąd pamiętam.
– Dlaczego nie mielibyśmy pogadać? – zdziwił się szary piesek – ty potrafisz mówić, ja również. Nie ma żadnych przeszkód.

I tak pies z kotem rozpoczęli rozmowę. O różnych rzeczach. Rozmowa była interesująca i piesek dziwił się, dlaczego wcześniej nie spróbował rozmawiać z kotami.

Odtąd często spotykał czarnego kota i za każdym razem wymieniali się poglądami. A to na pogodę, a to na kocią bezsenność, a to znowu na temat nowego ogrodzenia na osiedlu albo sklepiku, którego właściciel pod koniec dnia zostawiał jedzenie dla okolicznych psów i kotów. Oczywiście w dwóch różnych miejscach.

Pewnego razu kiedy szary piesek spacerował wypatrując czarnego kota, nagle coś poruszyło się w trawie. Pies szybko skoczył w to miejsce, z ciekawości. W trawie siedziała mała mysz i trzęsła się cała.
– Nie zjadaj mnie proszę – zapiszczała.
– Daj spokój! Nie zjadam myszy – skrzywił się szary piesek – nie musisz się mnie bać.
– No nie wiem… Przyjaźnisz się z kotami, a koty… Brrr… One nie cierpią myszy! Chyba, że na śniadanie.
– To chyba bujda z tymi kotami – odparł szary piesek – z tego co wiem dawno już nie jadają myszy. Rozwój cywilizacji idzie naprzód.
– Być może, ale lepiej być ostrożnym. A ty, dlaczego rozmawiasz z kotami? Psy zawsze patrzą na koty z góry.
– Nic o tym nie wiem. I nie widzę powodu, dla którego miałyby patrzeć z góry.

Czarny kot zupełnie znienacka pojawił się na ścieżce. Z niechęcią popatrzył na małą mysz i prychnął na nią groźnie.
– Zmiataj stąd! – powiedział głośno – nie cierpię myszy.
Szary piesek był nieco zdezorientowany.
– Czego chcesz od tej małej? – zapytał zdziwiony – zrobiła ci coś?
– Słuchaj, powiedziałem moim braciom, że równy z ciebie pies. Ale właśnie zmieniłem zdanie. Nie wiedziałem, że zadajesz się z myszami. Nie chce mi się z tobą gadać.
– Ale… – szary piesek właściwie nie wiedział co powiedzieć. Że nie zadaje się z myszami? A właściwie dlaczego by nie miał?
Kot odwrócił się na pięcie i oddalił szybko. Szybko jak na kota, bo generalnie poruszał się raczej powoli.

Szary piesek smutny wracał do domu. Po drodze natknął się na grupkę psów, graczy w piłkę. Przerwały rozmowę i patrzyły na pieska ze złośliwymi uśmieszkami.
– No i co? Koniec przyjaźni – kocie??? – krzyknął za nim któryś.
– Nie jestem kotem – odpowiedział piesek zdziwiony.
– A może myszą??? – wszystkie psy zaśmiały się głośno. A piesek teraz dopiero zrozumiał, że kpią sobie z niego.

Nazajutrz rano wstał w dobrym nastroju. Bo taki już był. Świat odbierał jako miejsce przyjazne i pełne miłych niespodzianek. Wybiegł na dwór merdając radośnie ogonem, bo pogoda była piękna.
Na trawniku, który błyszczał dzisiaj w promieniach słońca, spotkał czarną jamniczkę.
– Witaj piękna! – przywitał ją wesoło. Ale jamniczka spuściła łepek i podreptała w swoją stronę. Nagle jednak zawróciła i podeszła do szarego pieska.
– Ale narobiłeś bigosu! Jak mogłeś??? Podobno namówiłeś czarnego kota, żeby zjadł rodzinę tej małej myszy, która mieszka pod sklepem. I zrobiłeś to tylko dla dowcipu! Nie lubię myszy ale to już przesada!
Szary piesek stał zdumiony a jamniczka oddaliła się szybko.
Nie zdążył poukładać sobie w głowie tego co powiedziała, kiedy na ścieżce pojawił się czarny kot.
– Tak jak sądziłem, jesteś jak wszystkie psy! Teraz moja rodzina nie chce mnie znać. Podobno to ty im powiedziałeś, że czuję się bardziej psem niż kotem! I że wolę myszy niż koty! Zupełnie zwariowałeś?
Kot fuknął groźnie i zostawił szarego pieska w zupełnym osłupieniu na ścieżce.
Nagle jak spod ziemi wyrosła przed nim mała mysz.
– Jesteś wstrętny! Myślałam, że jesteś przyjacielem wszystkich. A ty jesteś wrogiem wszystkich! Wstydź się!
Mała mysz patrzyła na niego z prawdziwą niechęcią. A potem czmychnęła w trawę i tylko poruszające się czubki traw wskazywały drogę, którą się oddalała.

Trudno było ustalić kto postanowił skłócić szarego pieska ze wszystkimi wokół. Najpierw podejrzewano, że to psy, te od gry w piłkę, chciały mu dać nauczkę. Potem jednak ktoś wspomniał, że szary kot, przyjaciel czarnego, z zazdrości naopowiadał plotek o szarym piesku. A może każdy dołożył coś od siebie i z tego powstała ta dziwaczna historia?

Tymczasem szary piesek czuł się przez chwilę kompletnie zagubiony. I nie wiedział z kim powinien a z kim nie, rozmawiać. Po co komu język i mowa, skoro używa ich do złych celów? Słowami można wyrazić tyle dobrego, tyle rzeczy wyjaśnić. Dzięki mówieniu można poznać siebie nawzajem i przekonać się, że inność nie oznacza “gorszości”. Ktoś kto za pomocą mowy niszczy zamiast budować, może w ogóle nigdy nie powinien był nauczyć się mówić? Dziwne, bo mały szary piesek nie poczuł się źle z powodu odrzucenia przez innych. Poczuł się źle bo po raz pierwszy to on miał ochotę odrzucić wszystkich, którzy źle używali swej mowy. Miał ochotę odciąć się i od psów, i od kotów i nawet od myszy, chociaż w tym przypadku akurat nie one plotkowały.

Jednak następnego dnia rano wstał już w lepszym nastroju. Taki był od zawsze, że widział raczej dobre niż złe strony świata. Nadal przecież na świecie jest wiele porządnych i mądrych psów, inteligentnych kotów i miłych myszy. Nie miał zamiaru tłumaczyć się nikomu i zmieniać swoich zwyczajów. Nie miał zamiaru żyć w strachu przed plotkami. Nie chciał, żeby plotki miały jakikolwiek wpływ na życie jego czy innych. I nie po to dano mu mowę, żeby miał bać się rozmawiać. Z każdym, z kim tylko miał ochotę. I z każdym kto miał ochotę porozmawiać z nim. Nawet gdyby to miał być człowiek. Bo właściwie dlaczego nie miałby zadawać się także z człowiekiem? Przecież dobre i złe strony mówienia dotyczyły także i jego.

O czasie

Pewnego razu wskazówki wszystkich zegarów zatrzymały się. Tak, jakby ktoś dla zabawy machnął czarodziejską różdżką. Można by martwić się, że czas przestał płynąć. Ale przecież czas nie jest zaklęty w zegarach. Nie da się powstrzymać jego biegu, zatrzymując ich wskazówki.

Pewien człowiek miał jednak nadzieję, że zdąży teraz nareszcie zrobić to, na co zawsze brakowało mu czasu. Wstał więc bez pośpiechu z łóżka i powoli przygotował sobie śniadanie. Zjadł je bez pośpiechu, przeglądając gazetę. I tym razem nie skupiał się tylko na tym, co było dla niego ważne lub interesujące. Czytał też te fragmenty, które nie interesowały go wcale i które zawsze pomijał. Czas go nie gonił.
Potem ten pan bez pośpiechu wypił filiżankę gorącej i czarnej jak smoła kawy, do której wsypał łyżeczkę brązowego cukru. Przedtem bardzo powoli mieszał łyżeczką w tej kawie i patrzył jak brązowe kryształki rozpuszczają się jeden po drugim. Pierwszy raz udało mu się zaobserwować jak słodkie drobinki znikają w ciemnym pachnącym płynie. A jednocześnie są w nim nadal, bo przecież z nich bierze się  karmelowy smak kawy. Obserwując to zjawisko, zszedł myślami na zupełne manowce, bo nagle zaczął myśleć o tym, jak niezwykle funkcjonuje świat. O tym, że każde z ciał stałych ma zupełnie odrębny, własny, określony kształt i objętość. A jednocześnie tak łatwo można zmienić kształt niektórych z nich. Nie dotyczy to ludzi. Ale – jego myśli błądziły jeszcze dalej – czy to samo można powiedzieć o ludzkiej duszy? Czy jej stałość jest pewna? Czy jej kształt nie zmienia się nigdy?

Myśli potrafią zabłądzić, kiedy tylko się ich nie upilnuje. Jednak mucha latająca uporczywie nad niedojedzonym ciasteczkiem pozwoliła zagonić je z powrotem na utarte ścieżki codziennych rozmyślań.
Jak długo żyje taka mucha? Czy ma ochotę na niedojedzone ciasteczko? Czy ciasteczko kojarzy się jej z czymś szczególnym? Czy jest jej wszystko jedno, czym się pożywi?
Czy brzęczenie to odgłos, który uzyskuje dzięki drganiom maleńkich strun głosowych – czy też czegoś na ich kształt? Czy to z trzepotania cieniutkimi skrzydełkami bierze się brzęczenie?

Zegary stały jak zaklęte. Zniknął pośpiech i wszelkie plany. Można snuć czas jak długą nić i nawinąć ją sobie na palec. Albo też zerwać tę nić po prostu, bez konsekwencji.
Człowiek delektował się tą darowaną nieskończoną ilością czasu, który zatrzymał się w zegarach. Jednakże nadal płynął. A wyraźnym dowodem na to było, że oto nagle zaburczało mu w brzuchu. Czyli, że od śniadania upłynęło już trochę czasu.

Gdyby tak zegary milczały jak zaklęte, a ich wskazówki przystroił kurz, czas nadal biegłby przed siebie. Jednak gdzieś obok, jakby równolegle. Nie czulibyśmy się zmuszeni do tego, aby biec razem z nim.
Może wtedy nasz czas byłby zmarnowany? Bo spalibyśmy pół dnia, a drugie pół spacerowali. A może właśnie nie? Może w ten sposób odzyskalibyśmy czas?

Taka mucha żyje około czterech tygodni. Nie ma czasu na marnowanie czasu. Ani na spoglądanie na wskazówki zegara. Bo drugich takich czterech tygodni mieć już nie będzie. I chociaż wcale o tym nie wie, na pewno dobrze wykorzystuje swój czas.

Mały Jeżyk

Dla mojego Siostrzeńca, który skończył dzisiaj 5 dni 

Pewnego dnia na świecie pojawił się mały Jeżyk. Pewnie jest wiele takich dni w roku, kiedy na świat przychodzą małe jeżyki. Jednak ten dzień i ten Jeżyk to było zupełnie co innego.
Tego dnia Księżyc świecił na tle gwiazdozbioru Oriona, przy granicy z Bliźniętami, a jego tarcza miała fazę 65%. Niewiele ponad 4° nad nim świeciła para gwiazd Tejat Prior i Tejat Porsterior, natomiast 6° na wschód – Alhena.
Tego samego dnia w roku 1902 założono klub piłkarski Real Madryt. A w 1899 w Niemczech została zarejestrowana aspiryna produkowana przez firmę Bayer. W 1885 tego dnia odkryto planetoidę Asporina – czy to stąd pochodzi nazwa aspiryny? Jeszcze wcześniej bo w 1869 tego dnia Dmitrij Mendelejew zaprezentował układ okresowy pierwiastków chemicznych. W 1521 roku tego dnia Ferdynand Magellan dotarł do wysp Guam i Rota w archipelagu Marianów. A w roku 1409 na zamku w Chinon doszło do pierwszego spotkania Joanny d’Arc z królem Francji Karolem VII Walezjuszem.
W takich oto okolicznościach na świecie pojawił się mały Jeżyk, który zupełnie nie miał o nich pojęcia i jeszcze przez długi czas nie będzie go to zupełnie interesowało. Data jego urodzin dołączyła do tych dat, które należy zapamiętać jako bardzo szczególne.
Teraz mały Jeżyk leżał sobie w małym wózeczku, otulony szczelnie ciepłym becikiem. Na głowie miał ciepłą czapeczkę a pod nią różne bardzo ciekawe sny.
Zastanawialiście się kiedyś o czym śnią takie zupełnie małe istotki, które dopiero co pojawiły się na świecie? Jakie mogą być ich sny skoro jeszcze niczego nie widziały i nie wiedzą o świecie? A może wcale tak nie jest, że nie wiedzą… Może pamięć poprzednich pokoleń – bo przecież zawsze pochodzimy od kogoś, kto już żył i przeżył wiele, a jeśli zsumuje się pamięć naszych genów to wychodzi tego naprawdę sporo – odtwarza się jak nagranie ze starej płyty w głowie maluszka. I chociaż on sam nie może z tego za wiele zrozumieć, to pewne rzeczy wczytują mu się do pamięci i już nie jest jak ta biała kartka, która nie ma o czym śnić.
Zresztą co tu filozofować. Skoro już Jeżyk był na świecie to przecież otaczały go teraz głosy, zapachy, barwy, które wpływały na małe komóreczki w jego głowie i teraz one naradzały się ze sobą jak to wszystko nazwać i oswoić.
Na szczęście dla małego Jeżyka tuż obok była jeżykowa mama, która na pewno wyjaśni mu z czasem wszystko to, co go otacza. A jeśli nie będzie potrafiła wyjaśnić wszystkiego to przynajmniej wiadomo będzie dlaczego Jeżyk czegoś nie rozumie. Bo to po prostu jest zbyt trudne.
Zresztą jak to bywa w świecie, kiedy Jeżyk dorośnie i będzie już całkiem dorosłym Jeżem, będzie pewnie wiedział dużo więcej niż jego rodzice. I tak właśnie powinno być.

Jeże to bardzo pożyteczne stworzenia. Dbają o przyrodę i dlatego są pod ochroną. Każdy kolejny jeż jaki pojawia się na świecie to szansa na przetrwanie dla wielu roślin. Jeż jest spokojnym stworzeniem i nikomu nie robi krzywdy. A kolce, które wyrastają mu na grzbiecie są mu potrzebne do samoobrony.
Około czternaście dni po urodzeniu małe jeże otwierają oczy i są bardzo ciekawe świata. A już po około miesiącu maminej opieki małe jeżyki, ważące około trzystu gram, wyruszają na podbój świata.
Małe stworzonka są bardzo dzielne. Nie sztuka być odważnym kiedy jest się dużym i dobrze zbudowanym. Sztuką jest być dzielnym maluchem, który nie dość, że przynosi pożytek przyrodzie to jeszcze żyje z nią za pan brat.

Właśnie dlatego wielu właścicieli pięknych ogrodów chciałoby zaprosić do nich jeża. Bajkowe stworzonko, które podobno lubi nosić na grzbiecie jabłka. To oczywiście wymysł bajkopisarzy, podobno jeże wcale nie lubią jabłek. Co przecież nie oznacza, że nie może wśród nich znaleźć się jeden, który akurat jabłka lubi.

Jeże lubią spokój. I zdecydowanie preferują życie nocne. W dzień śpią a w nocy łazęgują. Ich życie obok człowieka przebiega w całkowitej symbiozie. Lepiej jednak nie zawracać mu głowy i nie zaczepiać. Bo wtedy zwinie się w kolczastą kuleczkę i lepiej się do niego nie zbliżać.

Tak, tak, zapamiętajcie, jeże lubią chodzić swoimi ścieżkami. Pod żadnym pozorem nie powinno się ingerować w ich dziką egzystencję. To co je interesuje najbardziej to być jak najbliżej natury, która nie jest zmieniona ludzką ręką.

Tymczasem mały Jeżyk śpi sobie smacznie w małym łóżeczku i śni o tym co działo się pokolenia przed jego narodzinami. Śni mu się sad pełen czerwonych okrągłych jabłek, które spadają lekko, prosto na jego kolczasty grzbiet. Śnią mu się niezwykłe miejsca,które kiedyś zobaczy i pozna. Na razie świat, który go otacza jest bardzo niewielki, miękki i pachnący jak kolorowa dziecięca pościel. Z tego świata na razie czerpie swoją siłę, która pozwoli mu kiedyś być tym kim ma być.

Śpij smacznie mały Jeżyku i rośnij zdrowo. Masz już swoje miejsce w kalendarzu obok Magellana, Joanny Darc i planetoidy Asporina. To całkiem dobry początek jeżykowego życia. Reszty dokonasz kiedy tylko podrośniesz.

Skrzat

Pewnego razu był sobie skrzat. Kto to skrzat? Skrzat to taki ktoś, kto jest bardzo maleńki ale jednocześnie bardzo dzielny. I zawsze ma na głowie mnóstwo spraw.
Skrzaty zawsze dokądś się spieszą. Zawsze mają coś pilnego do załatwienia. I zawsze wiedzą, co dzieje się w okolicy. Kogo boli brzuch, kto zgubił klucz do spiżarki, kto hałasował w nocy tak, że niektórzy nie mogli spać.
Nasz skrzat był właśnie dokładnie takim skrzatem. Pełnym życia i wigoru. Energicznym i śmiałym. Po prostu – skrzat!

Życie zazwyczaj toczy się jakimś stałym rytmem. Dni bywają podobne do siebie, słońce codziennie wstaje rano a zachodzi wieczorem. W ten stały rytm wpasowuje się zwykle czynności, których wykonywanie jest jak tykanie zegara, nieodzowne aby minął kolejny dzień. Takie dni upływają spokojnie, czasami szybciej, czasami wolniej. W zależności od tego czy urozmaicił je jakiś nieprzewidziany element, czyjaś wizyta, miłe słowo, nowy smak lub inne niezwykłe wrażenia.
Tak mijał czas każdemu skrzatowi. Nasz skrzat codziennie rano wstawał wcześnie i budził ze snu zięby mieszkające obok. To od zawsze należało do jego obowiązków a swoje obowiązki traktował bardzo poważnie i wykonywał sumiennie.
Kiedy zięby strzepywały ze swoich skrzydełek resztki snów i szykowały się do porannego ćwiczenia głosów, skrzat zaglądał do starej piwniczki gdzie mieszkały bezpańskie koty. Sprawdzał czy wszystkie wróciły do domu po całonocnej włóczędze. Koty to straszne łazęgi. Taka jest ich natura. Skrzat nigdy nie zastanawiał się nad tym czy to dobrze czy też źle. Naturę trudno sobie wybrać. Można próbować pracować nad pewnymi złymi przyzwyczajeniami. Ale jeśli ktoś woli spać w dzień a w nocy uprawiać wędrówki, to właściwie co w tym złego? Ktoś jednak musiał czuwać nad tym, żeby wszystkie wracały do domu. Same nigdy by się nie upilnowały. Taka już była ta ich natura.
Po sprawdzeniu czy wszystkie koty śpią już smacznie w starej piwniczce, skrzat biegł do niewielkiej norki pod wystającym z ziemi korzeniem dębu. Mieszkała tam rodzina państwa Myszy, pan i pani Myszowie z całą gromadą małych myszątek. Skrzat codziennie odprowadzał starsze myszątka do szkoły. Pani Mysz musiała zostać z młodszymi myszkami a pan Mysz bardzo spieszył się do pracy. Skrzat punktualnie o wpół do ósmej pukał do drzwiczek ich norki a potem prawadził radosną gromadkę prosto do szkoły, którą prowadziła pani Wiewiórka.

Potem w ciągu dnia skrzat miał jeszcze bardzo wiele innych zadań. Przez godzinę pomagał w sklepiku z narzędziami pana Borsuka. Borsuk nie był już taki młody i potrzebował pomocy przy przyjmowaniu towaru, który pan Lis przywoził przed południem. I zawsze bardzo się spieszył. Ktoś musiał szybko to rozpakować.
Przez dwie kolejne godziny skrzat pomagał Lisicy w jej kawiarni pod klonem i parzył najlepszą kawę w całej okolicy. Dlatego w tym czasie w kawiarni nie można było dostać wolnego stolika.
A potem biegł odebrać mysią gromadkę ze szkoły i wśród śmiechów i ozywionych rozmów, podskoków i gonitwy, odprowadzał do norki pani Myszy.
Wreszcie popołudniu pomagał panu Sowie w bibliotece przy katalogowaniu książek. Za to pan Sowa czasami dawał mu w prezencie piękne książki bo wiedział, że skrzat kocha książki ponad wszystko na świecie!
Małe mieszkanko skrzata pełne było książek różnej wielkości i grubości. Leżały w różnych miejscach ale nie w żadnym nieładzie czy zaniedbaniu. Po prostu stanowiły bardzo ważną część życia skrzata, były kimś lub raczej czymś na kształt najlepszych towarzyszy. Których dobrze mieć zawsze przy sobie.

Kiedy dzień zbliżał się ku końcowi skrzat wracał do swojego mieszkanka pełnego książek. Był zmęczony i marzył tylko o dużym kubku słodkiej herbaty. I o tym, żeby usiąść w głębokim miękkim fotelu i zatopić w lekturze, aż do późnych godzin nocnych.