Skrzat

Pewnego razu był sobie skrzat. Kto to skrzat? Skrzat to taki ktoś, kto jest bardzo maleńki ale jednocześnie bardzo dzielny. I zawsze ma na głowie mnóstwo spraw.
Skrzaty zawsze dokądś się spieszą. Zawsze mają coś pilnego do załatwienia. I zawsze wiedzą, co dzieje się w okolicy. Kogo boli brzuch, kto zgubił klucz do spiżarki, kto hałasował w nocy tak, że niektórzy nie mogli spać.
Nasz skrzat był właśnie dokładnie takim skrzatem. Pełnym życia i wigoru. Energicznym i śmiałym. Po prostu – skrzat!

Życie zazwyczaj toczy się jakimś stałym rytmem. Dni bywają podobne do siebie, słońce codziennie wstaje rano a zachodzi wieczorem. W ten stały rytm wpasowuje się zwykle czynności, których wykonywanie jest jak tykanie zegara, nieodzowne aby minął kolejny dzień. Takie dni upływają spokojnie, czasami szybciej, czasami wolniej. W zależności od tego czy urozmaicił je jakiś nieprzewidziany element, czyjaś wizyta, miłe słowo, nowy smak lub inne niezwykłe wrażenia.
Tak mijał czas każdemu skrzatowi. Nasz skrzat codziennie rano wstawał wcześnie i budził ze snu zięby mieszkające obok. To od zawsze należało do jego obowiązków a swoje obowiązki traktował bardzo poważnie i wykonywał sumiennie.
Kiedy zięby strzepywały ze swoich skrzydełek resztki snów i szykowały się do porannego ćwiczenia głosów, skrzat zaglądał do starej piwniczki gdzie mieszkały bezpańskie koty. Sprawdzał czy wszystkie wróciły do domu po całonocnej włóczędze. Koty to straszne łazęgi. Taka jest ich natura. Skrzat nigdy nie zastanawiał się nad tym czy to dobrze czy też źle. Naturę trudno sobie wybrać. Można próbować pracować nad pewnymi złymi przyzwyczajeniami. Ale jeśli ktoś woli spać w dzień a w nocy uprawiać wędrówki, to właściwie co w tym złego? Ktoś jednak musiał czuwać nad tym, żeby wszystkie wracały do domu. Same nigdy by się nie upilnowały. Taka już była ta ich natura.
Po sprawdzeniu czy wszystkie koty śpią już smacznie w starej piwniczce, skrzat biegł do niewielkiej norki pod wystającym z ziemi korzeniem dębu. Mieszkała tam rodzina państwa Myszy, pan i pani Myszowie z całą gromadą małych myszątek. Skrzat codziennie odprowadzał starsze myszątka do szkoły. Pani Mysz musiała zostać z młodszymi myszkami a pan Mysz bardzo spieszył się do pracy. Skrzat punktualnie o wpół do ósmej pukał do drzwiczek ich norki a potem prawadził radosną gromadkę prosto do szkoły, którą prowadziła pani Wiewiórka.

Potem w ciągu dnia skrzat miał jeszcze bardzo wiele innych zadań. Przez godzinę pomagał w sklepiku z narzędziami pana Borsuka. Borsuk nie był już taki młody i potrzebował pomocy przy przyjmowaniu towaru, który pan Lis przywoził przed południem. I zawsze bardzo się spieszył. Ktoś musiał szybko to rozpakować.
Przez dwie kolejne godziny skrzat pomagał Lisicy w jej kawiarni pod klonem i parzył najlepszą kawę w całej okolicy. Dlatego w tym czasie w kawiarni nie można było dostać wolnego stolika.
A potem biegł odebrać mysią gromadkę ze szkoły i wśród śmiechów i ozywionych rozmów, podskoków i gonitwy, odprowadzał do norki pani Myszy.
Wreszcie popołudniu pomagał panu Sowie w bibliotece przy katalogowaniu książek. Za to pan Sowa czasami dawał mu w prezencie piękne książki bo wiedział, że skrzat kocha książki ponad wszystko na świecie!
Małe mieszkanko skrzata pełne było książek różnej wielkości i grubości. Leżały w różnych miejscach ale nie w żadnym nieładzie czy zaniedbaniu. Po prostu stanowiły bardzo ważną część życia skrzata, były kimś lub raczej czymś na kształt najlepszych towarzyszy. Których dobrze mieć zawsze przy sobie.

Kiedy dzień zbliżał się ku końcowi skrzat wracał do swojego mieszkanka pełnego książek. Był zmęczony i marzył tylko o dużym kubku słodkiej herbaty. I o tym, żeby usiąść w głębokim miękkim fotelu i zatopić w lekturze, aż do późnych godzin nocnych.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *