Monthly Archives: January 2025

Wierszyk o zwyczajnym poranku

馃

Ma艂a mysz dzbanek kawy

Na stoliczek odstawia

Na patelni podgrzewa

Chrupi膮c膮 cha艂eczk臋

W mi臋dzyczasie plan

Na dzie艅 ca艂y omawia

Z s膮siadk膮 z naprzeciwka

Co wpad艂a na chwileczk臋

Kawa pachnie

I cha艂ka jak marzenie

A to przecie偶

Zwyczajny poranek

呕adne wielkie

Wyj膮tkowe wydarzenie

Szum za oknem

Jasne niebo zza firanek…

鈽曪笍
馃尋
鈽曪笍
馃尋
鈽曪笍
馃尋
鈽曪笍
馃尋

(… W podzi臋ce za

zwyczajne poranki

I wszystkie 艣wiata

porannych kaw fili偶anki)

Kr贸tka bajka o harmonii 偶ycia

– Posu艅 si臋. Masz swoje miejsce. Zawsze si臋 rozpychasz!

– Nieprawda. To w艂a艣nie ty si臋 rozpychasz! Przesuwasz si臋 zawsze w moj膮 stron臋 i ja nie mam ju偶 miejsca.

– Ciii… – przesta艅cie si臋 k艂贸ci膰. – Zaraz kt贸ra艣 spadnie i b臋dzie nieszcz臋艣cie!

– Ta p贸艂ka jest za w膮ska. Zaraz wszystkie spadniemy…

Kremowe fili偶anki w drobne wzorki wierci艂y si臋 na p贸艂ce nad kuchennym blatem i szturcha艂y bez przerwy.

Du偶a cynowa cukiernica wzdycha艂a ci臋偶ko. Co za ha艂as! Nie mo偶na odpocz膮膰. Te fili偶anki nigdy chyba nie spowa偶niej膮. Nie potrafi膮 siedzie膰 spokojnie. Du偶a cynowa cukiernica nie znosi艂a ha艂asu. Uwa偶a艂a te偶, 偶e powinna bywa膰 w bardziej wytwornych miejscach ni偶 ta kuchnia. Kuchnia by艂a co prawda obszerna i ca艂a w bieli, a gospodyni bardzo dba艂a o porz膮dek. Po 艣rodku kuchni sta艂 du偶y okr膮g艂y st贸艂, a cukiernica zajmowa艂a na nim honorowe miejsce. Mimo wszystko… te ci膮g艂e ha艂asy. Uszy p臋kaj膮!

Fili偶anki by艂y dzisiaj wyj膮tkowo niezno艣ne. Z p贸艂ki wci膮偶 dochodzi艂y szepty i posykiwania. Zaokr膮glony dzbanek do herbaty z porcelany mi艣nie艅skiej u艣miecha艂 si臋 pod nosem. Lubi艂 gwar kuchni i lubi艂 trzpiotki fili偶anki. Przys艂uchiwa艂 si臋 ich sporom i troch臋 zazdro艣ci艂. One zawsze mia艂y swoje towarzystwo. On zwykle sta艂 na p贸艂ce samotnie. Du偶a cynowa cukiernica zupe艂nie go ignorowa艂a i bywa艂o, 偶e przez ca艂y dzie艅 nie mia艂 do kogo zagadn膮膰.

Nagle w kuchni zacz臋艂o si臋 poruszenie. Kto艣 przyjecha艂 i przyni贸s艂 pakunki, kt贸re wyl膮dowa艂y na stole. Cynowa cukiernica odsun臋艂a si臋 ura偶ona, a tymczasem gospodyni porusza艂a si臋 energicznie po kuchni, rozpakowuj膮c pakunki i uk艂adaj膮c w szafkach i na p贸艂kach sprawunki. W ko艅cu st贸艂 by艂 prawie pusty. Zosta艂a jedna du偶a paczka, nad kt贸r膮 gospodyni zatrzyma艂a si臋 z u艣miechem na ustach. Po chwili bardzo powoli zacz臋艂a rozpakowywa膰 paczk臋 a偶 w ko艅cu wy艂oni艂 si臋 z niej bardzo kszta艂tny przedmiot. Na smuk艂ej zdobionej n贸偶ce, ca艂y z kryszta艂u, b艂yszcz膮cy nowo艣ci膮 i stylem.

– Patera na ciasto… – szepn臋艂a du偶a cynowa cukiernica. – Niezwyk艂a!

– Fiu, fiu… – zagwizda艂 zaokr膮glony dzbanek do herbaty – co艣 nowego.

A w wyobra藕ni zobaczy艂 siebie i pater臋, gaw臋dz膮cych o 偶yciu i p臋kaj膮cych ze 艣miechu, jak starzy dobrzy znajomi.

Fili偶anki zamik艂y i wychyli艂y si臋 niebezpiecznie ze swojej p贸艂ki. Wszystkie teraz rozpycha艂y si臋 jak mog艂y, 偶eby jak najdok艂adniej przyjrze膰 si臋 przybyszowi.

Wszyscy czuli rado艣膰 na my艣l o spotkaniu na stole podczas popo艂udniowej herbaty. Gospodyni piek艂a ciasto wi臋c wiadomo ju偶 by艂o, 偶e nowa patera pojawi si臋 tak偶e. Fili偶anki potrz膮sa艂y uszkami na wszelki wypadek, 偶eby strzepn膮膰 z nich okruszki kurzu, chocia偶 gospodyni zawsze wyciera艂a je czyst膮 艣ciereczk膮 przed zaniesieniem do sto艂u. Du偶a cynowa cukiernica uk艂ada艂a w g艂owie tre艣膰 mowy powitalnej, kt贸rej wyg艂oszenie – jako do najstarszej z towarzystwa – nale偶a艂o do niej. Mi艣nie艅ski dzbanek niczym si臋 nie przejmowa艂. Zawsze potrafi艂 dobrze si臋 zaprezentowa膰 i cieszy艂 si臋 tylko na my艣l o zupe艂nie wyj膮tkowym popo艂udniu.

Zapach ciasta i 艣wie偶o zaparzonej herbaty ja艣minowej uciszy艂 wszystkie troski i niepokoje. Nikt si臋 ju偶 nie rozpycha艂, nikt nie wzdycha艂 i nikt nikogo nie ucisza艂. Ka偶dy zna艂 swoje miejsce i zadanie i by艂o jak w najlepszej orkiestrze. W kt贸rej bardzo r贸偶ne i zupe艂nie niepodobne do siebie d藕wi臋ki tworz膮 jedn膮 wspania艂膮 harmonijn膮 ca艂o艣膰, zamykaj膮c膮 w sobie niezwyk艂e doznanie ulotnej szcz臋艣liwej chwili, w kt贸rej wszystko jest tak, jak powinno.

Prosty przepis na Sobot臋

Najpierw wsta艅 rano i wyjrzyj przez okno

Za oknem 艣nieg 艣wiat pobieli艂

Mo偶na ju偶 strzepn膮膰 z g艂owy sn贸w resztki

I wyj艣膰 z kokonu ciep艂ej po艣cieli

Powietrze rze艣kie wci膮gn膮膰 w p艂uca

Poczu膰 jak krew w 偶y艂ach kr膮偶y

Dzisiaj sobota dzie艅 pod tytu艂em:

“Spokojnie, wszystko si臋 zd膮偶y!” 鈽濓笍鈽濓笍鈽濓笍

Na sam pocz膮tek ziarna kawy

Zmieli si臋 w m艂ynku bez po艣piechu

Kiedy jej zapach obejmie mieszkanie

Czas na chwil臋 oddechu

Dzie艅 te偶 ju偶 si臋 rozsiad艂 i ni膰 rozwija

Z motka spraw wi臋kszych i ma艂ych

Mo偶na z niej utka膰 barwn膮 chust臋

I nosi膰 przez tydzie艅 ca艂y

Jak p艂aszcz ochronny kt贸ry nas chroni

Przed napastliw膮 codzienno艣ci膮

Kt贸ra pr贸buje zakry膰 wszystkie barwy

Sw膮 ulubion膮 szaro艣ci膮

Lecz dzisiaj przed siebie w 艣nie偶ne 艣cie偶ki

Bez Jutro ani Wczoraj!

Dzisiaj niech po艣pi w zagrodzie ciszy

Nat艂oku my艣li sfora 馃惡馃惡馃惡

Sobota…