Posts By asia

na Koniec i Początek Roku

W ciszy nocnej coś stuknęło. Coś upadło czy ktoś upadł?
– Co do diaska? – ktoś zaklął cicho – gdzie to się podziało?
Szmery w ciemności i westchnięcia… Coś się tam dzieje w korytarzu.
– Kto tam? – zawołał głośno Miko – czy ktoś tam jest?
Zapadła cisza, jak makiem zasiał. Wszystko chyba w porządku.

Święta w Jagodolandzie trwały co roku kilka dni. Przez tych kilka dni nikt nie mógł pracować ani też robić rzeczy, które nie sprawiały mu radości lub przyjemności. Na przykład jeśli ktoś nie lubił gotować to w czasie świąt nie powinien tego robić. Podobnie jeśli chodzi o sprzątanie czy nawet spacerowanie lub czytanie. Dlatego wszystko to, jeśli była taka potrzeba, należało zrobić przed świętami.

Oznaczało to, że Miko miał teraz bardzo dużo pracy i musiał się śpieszyć. Gotować akurat lubił mógł więc zostawić przygotowanie niektórych potraw na czas świąt. Sprzątaniem nigdy nie zawracał sobie głowy. Za to zostało mu kilka rzeczy do przeczytania, a za czytaniem nie przepadał. Musiał też napisać kilka listów – to zawsze sprawiało mu kłopot, a nawet przyprawiało o ból głowy.
Tymczasem od paru dni spał bardzo źle. Budził się w środku nocy i przewracał z boku na bok prawie do rana. W dodatku wydawało mu się, że słyszy jakieś hałasy w korytarzu, a przecież mieszkał sam.

W Jagodolandzie opowiadano sobie od lat niezwykłą historię o tym, że w okresie świąt – tuż przed końcem roku – do niektórych przychodzi Antyczny Skrzat. Nie zawsze można go zobaczyć, za to usłyszeć już tak. Skrzat pojawia się bardzo rzadko i tylko u tych, którzy nie są zadowoleni ze swojego życia. Przynosi im zmiany, których oczekują, chociaż często nawet o tym nie wiedzą. Ta stara legenda od lat krążyła po Jagodolandzie, ale –  jak to bywa z legendami – mało kto dawał jej wiarę.

Miko nie zastanawiał się za bardzo nad swoim życiem. Było podobne do życia innych mieszkańców Jagodolandu. Praca, która nie była zbyt wymagająca, ale także nie fascynująca. Popołudnia ze znajomymi w klubie Pod Niebieską Myszą. W weekend pływanie łódką po rzece i gotowanie kaszy z grzybami i bakłażanem. Czytania nie lubił. Pisywać musiał czasami do rodziny, ale to nigdy nie sprawiało mu radości. Długo szukał słów i szybko je gubił. Bywały nieznośnie nieposłuszne.

Czy Miko rozmyślał czasami o tym, że mógłby mieć inne życie? W innym miejscu, z innymi zajęciami. Wiedział o tym, że niedaleko, w Cytrolandzie mieszka jego kuzyn – pisywali do siebie, a z listów kuzyna wynikało, że życie tam jest dużo weselsze niż tutaj. Czy to wiadomo jednak czy aby faktycznie?
Nieco dalej położony był Truskiew. Mieszkańcy Jagodolandu opowiadali niezwykłe historie o tym miejscu. Podobno wszyscy mieszkańcy Truskawia byli zawsze uśmiechnięci i szczęśliwi. A w czasie świąt nikt tam nie odkładał zajęć na później, bo wszyscy lubili swoje zajęcia. W związku z tym nie obowiązywał ich żaden zakaz.

Życie codzienne upływa zazwyczaj w podobnym tempie i ma swój stały rytm. Mało kto na co dzień zastanawia się nad tym dlaczego jest takie, a nie inne. I to jest nawet dobrze. Kto myśli za dużo ten miewa bóle głowy, a czasami i serca. Czy jednak nie warto od czasu do czasu rozejrzeć się wokół i zastanowić nad tym, czy codzienny rytm nie sprawia, że po kawałku znikamy? Że coś gubimy i już nie znajdziemy, że coś tracimy bezpowrotnie? Bo kiedy na przykład idziemy wciąż tą samą ścieżką lub codziennie tą samą drogą to nigdy nie dowiemy się, co jest poza nią i czy nie pasowałoby do nas bardziej…
Choć są i tacy, którzy przez całe życie tak mogą.

W ciszy nocnej coś zaskrzypiało. Tak jakby ta jedna klepka przy drzwiach, która zawsze była luźniejsza. Po chwili stuk-puk – coś jakby stuknęło o podłogę lekko.
Kto tam? – Miko poderwał się z łóżka – kto tam jest?
Cisza i tylko szum drzewa za oknem. Lecz Miko już nie zaśnie. Jak co noc od kilku dni.
Szuuur… – jakby ktoś przesunął po podłodze ciężki mebel – szuuur….
Miko wyskoczył z łóżka na równe nogi. To mu się na pewno nie zdawało! Rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś, czym mógłby postraszyć intruza. W końcu chwycił ciężką książkę kucharską, która zawsze leżała przy jego łóżku. Zacisnął mocno palce na skórzanej okładce i trzymając książkę przed sobą ruszył w kierunku korytarza.

Niewielka lampka jak zwykle świeciła się nad drzwiami wejściówymi. Światło obejmowało równym kręgiem drewnianą podłogę. Mimo to było dość ciemno i Miko musiał przez chwilę wpatrywać się w mrok, żeby przyzwyczaić do niego oczy. Nagle drgnął i poczuł nieprzyjemne mrowienie na plecach kiedy dostrzegł w mroku postać…

Antyczny skrzat siedział na krześle pod drzwiami, o które oparł sękatą laskę. Pochylony do przodu, z dłońmi założonymi jedna na drugą i opartymi na brzuchu patrzył wprost na Miko. Miko tymczasem miał totalny mętlik w głowie.

– No… Zaczął skrzat powoli – na nas już czas. Czy jesteś gotowy?
– Gotowy na co? – wychrypiał Miko kompletnie zdezorientowany.
– Na nowe życie. Inne. Tego miałeś przecież już dość… – odparł skrzat.
– Nigdy tak nie twierdziłem! – krzyknął Miko – wcale nie… – jednak zawiesił głos. Bo nagle uświadomił sobie coś, czego dotąd sobie nie uświadamiał. Nagle poczuł przypływ zupełnie nowego, nieznanego dotąd uczucia. Tak, jakby nagle gdzieś w środku, na dnie serca pękła lekko szklana bańka.
Bardzo szybko przygotował się do drogi. Wziął właściwie tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Chociaż nie był pewien czy na pewno będą mu potrzebne. Jego życie miało ulec zmianie, ale jeszcze nie wiedział dokładnie jakiej. Nie wiedział też dokładnie, dokąd się wybiera jednak czuł, że wyruszyć w drogę powinien natychmiast.

Zmiany bywają trudne, ale wiele z nich przynosi dużo dobrego. Łatwo jest się na nie zdecydować – trudniej wprowadzić w życie.

Antyczny Skrzat właśnie dlatego zawsze pojawiał się znienacka i wtedy już nie było odwrotu. Była tylko droga, która biegła aż po horyzont i jeszcze dalej. Miko właśnie na nią wkraczał. Czuł lęk, podekscytowanie i niepewność zarazem. Ale także radość – przede wszystkim dlatego, że stara legenda okazała się prawdą. Kto wie ile jeszcze takich legend sprawdza się w życiu nawet jeśli w ogóle nie dajemy im wiary? I czy to nie pokrzepiająca myśl na koniec starego roku i na początek zupełnie nowego… ?

O dobrych emocjach

W ciszy i w mroku

W serca wahaniu

Coś błyszczy

Jak kamyk świetlisty

Rozjaśnia zbyt wczesne

Godziny wieczorne

I sny spóźnione

To coś, co serce

Ogrzewa na długo

I coś w nim porusza

Coś, co ulotne jest

I warto to złapać

Jak zjawy wyśnione

Co zieleń wśród bieli

I czerwień gorącą

Odkrywa w dni chłodu

Co nawet kamień

Ten na dnie serca

W końcu rozkruszy

Jak najprawdziwszy

Łamacz lodów!

Lub pracowity skrzat

W kopalni prawdziwych

diamentów ☝☝☝

Lecz to jest lepsze

Niż milion

Diamentów

A bywa

Tak rzadkie

Jak one

Wystarczy jednak

W dniu zwykłych pośpiechu

I uczyć odmętów

Wybierać zawsze

Tę jasną stronę

Ten mały kamyk świetlisty … 😊

Dobrych emocji 💌

Jesienna herbatka

🍁

Pan imbryk przystojny choć nieco pękaty 🫖

Pokłonił się nisko zgromadzonym

Szanowni państwo! Serdecznie zapraszam!

Stół herbaciany zastawiony🍮

Stół bardzo dumny dygnął w ukłonie

Zaszeleścił obrusem 🎀

Dzisiaj specjalna jest okazja

A on może czuć się prymusem🎗

Filiżaneczki kruche w kwiatuszki

I mały srebrny mlecznik

Duża patera na której ktoś zdolny

Wymalował słonecznik

A na paterze kruche ciasteczka

I biszkopciki pachnące🍪

Świeże owoce kolorowe🍇🍉🫐

A obok bakalie błyszczące

Dzbanek z herbatą parującą krok w krok

Z panną Cukiernicą

Zaraz do tańca ruszą z gracją💃

I wszystkich znów zachwycą

Promienie słońca jesiennego

Wkradają się przez firankę

Któryś z nich chwycił w złote palce leciutką filiżankę🌞

I nawet imbir zwykle dość oschły

Dziś w parze z miodem staje🍯

Czyż picie herbatki

To nie czysta magia? 🪄

Czy tylko mi się tak zdaje?

😊

Koniec i początek

– Dlaczego jesteś smutny? – zapytał Kio swojego kolegę, który stał obok milcząc.
– Bo to już koniec – odparł Rino i ze smutkiem raz jeszcze spojrzał na zieloną dolinę, która rozciągała się przed nimi i wyglądała, jak trójwymiarowy obraz kochającego kolory impresjonisty.
– Koniec? – powtórzył po nim Kio – to duże słowo. Zazwyczaj koniec to zarazem początek czegoś innego, nowego. Wobec tego czegoś maleje i staje się nie aż takie przygnębiające.
– Czy ja wiem? – zapytał Rino w zamyśleniu – nie zawsze początek czegoś oznacza dobre rzeczy. Czasami zupełnie nie.
– Rino, daj spokój. Mazać mogą się słabeusze i małe dzieci. Jeśli smutno ci z tego powodu, że musimy stąd wyjechać pomyśl, ile szczęścia miałeś przeżywając tutaj tak dobre chwile. Tęsknota także oznacza, że coś dobrego zdarzyło nam się w życiu. To chyba w porządku?
– Udaje ci się nie czuć smutku? – zapytał Rino, patrząc na Kio z zaciekawieniem – jak to robisz?
– Czuję smutek – odparł Kio – ale staram się sobie z nim radzić. Myślę o tym, co dobrego mnie czeka i to mogą być drobiazgi. Na przykład nowa książka, którą po powrocie wypożyczę z biblioteki, albo nowa gra, którą ściągnę sobie z sieci. Wakacje to nie jedyna dobra rzecz na świecie! – Kio zaśmiał się i nastrój Rino poprawił się nieco.

Wakacje w dolinie były rzeczywiście wspaniałe. Poczucie wolności, piękna przyroda ogrzewana promieniami słońca od samego rana, ciepła woda w rzece, która była miejscami na tyle płytka i spokojna, że można było się w niej bezpiecznie kąpać. W innych miejscach była na tyle głęboka, że cały dzień przemierzali ją w kajakach, docierając do miejsc, które wyglądały jak rajskie ogrody, których nie odkrył dotąd żaden człowiek. Letnie wieczory to najwspanialsza część wakacji. Niebo usiane gwiazdami i dym z ogniska pędzący do gwiazd.

Piękne wakacje są jedną z tych rzeczy, które kształtują nas w dzieciństwie na resztę życia – tak mawiała babcia i na pewno miała rację. Niektórzy twierdzą, że to, za czym tęsknimy i co przywołuje w nas najlepsze wspomnienia mówi o nas najwięcej. Czy tak jest naprawdę? Z pewnością coś w tym jest.

Jesień przyszła znienacka i odmieniła zupełnie jeszcze niedawno zalane słońcem, rozgrzane ulice miasta. Powietrze pełne było wilgoci i zapachu liści, a ptaki za oknem cichły z dnia na dzień. Wspomnienia wakacji powoli zaczęły blednąć i przypominać nieco zapomniany sen, a z drugiej strony życie toczyło się równym tempem, połykając kolejne godziny i dni. Czasami deszcz stukał uporczywie w parapet już od rana, przywołując myśli o tym, co pilnego jest do załatwienia na dziś. Czasami słońce znienacka pojawiało się na niebie i wtedy wszystko wokół pełne było blasku.

Dlaczego czas lata, palącego słońca, gwałtownych burz i setek dźwięków i kolorów wydaje się czasem tak wyjątkowym i upragnionym? Dzieje się wtedy dużo i wszędzie, ludzie rozmawiają głośno do późnej nocy, a ich śmiech nad ranem dźwięczy, odbijając się od uchylonych okien i drzwi balkonowych. Sen bywa krótki i płytki, a dni – mimo, że długie – zdają się gnać dokądś na oślep.

Kio zapalił lampę stojącą obok fotela w dużym pokoju. Jasne światło objęło wysokie oparcie i koc w kratę. Książka z biblioteki miała miękkie kartki, które szeleściły przyjemnie przy przerzucaniu kolejnej strony – ile osób dotąd miało ją w swoich dłoniach i powierzyło jej swoje emocje i marzenia? Teraz była tutaj, jak portal do innego świata, który bywa zupełnie inny w zależności od tego, kto go używa. Kio usadowił się wygodnie i zagłębił w lekturze. Za oknem szumiały drzewa i wieczór powoli skradał się, żeby uciszyć odgłosy okolicy.

Lato ze swoim blaskiem i nieznośnym gorącem, który wspaniale chłodzą morskie fale lub miękka woda w jeziorze, odpłynęło w czas miniony. Jednak zostało gdzieś głęboko w tych, którym trudno było się z nim rozstać. Jak zapas drogocennej energii w tkankach i żyłach, która ciepłym strumieniem dociera do najdalszych komórek i daje im życie. Po to właśnie jest – nie po to, by trwało wiecznie. Za to jesień daje głowie i sercu czas na inne dobre emocje, małe wzruszenia i wielkie przeżycia – takie do głębi duszy, która wreszcie słyszy samą siebie. I wie – z roku na rok coraz lepiej – w jakim kierunku chce podążać.

Mama

Pewnego razu pewna mama

Postanowiła pobyć sama

Nie tak przez chwilę czy na trochę

Tylko na dłużej

Najpierw więc poszła na długi spacer

Sama by poczuć się raz inaczej

wypiła kawę w kawiarence, w małej kwiaciarni

Kupiła róże

Potem usiadła na ławeczce

By poopalać się troszeczkę

Bukiet pachnący tuż obok siebie

Położyła

Spojrzała w niebo całe w błękicie

– Piękne jest życie! – Tak pomyślała

Oczy przymknęła i całkiem się

Rozmarzyła

W końcu chwyciła bukiet róż

– pora do domu wracać już!

Co mi tam niebo i kawiarenki

Pustawe

W domu czekają na mnie dzieci

Tam jasne słońce dzień cały świeci

Ciekawe jaką wymyślą dzisiaj

Nową zabawę?

A kawę

przecież można pyszną

Wypić w domu!

Na co komu

Pić ją samotnie gdzieś tam … ?

Taka już jest ta upragniona

samotność mam 🙃

Wanna

Pewnego razu był sobie chłopiec, który bardzo lubił kąpać się w wannie. Pławił się jak rybka, w ciepłej wodzie, a dookoła pływały zabawki. I wcale nie przeszkadzało mu, kiedy woda z ciepłej robiła się zimna. Nadal tkwił w niej i nie chciał wyjść. Może kiedyś był rybą? Kto wie….

Mimo, że w wannie miał mnóstwo zabawek, najbardziej lubił wlewać wodę do kubka i oblewać tą wodą wszystko dookoła. Twierdził, że myje ściany i kran, ale woda wylewała się na podłogę i wszystko robiło się mokre od tej wody. Mama się złościła. Prosiła: “Nie rozlewaj. Wszystko pomoczysz!” Ale on nie słuchał, jak to z dziećmi bywa. Tak lubił rozlewać, że było to ważniejsze niż złość mamy. Któregoś więc razu mama stanęła nad wanną, nachyliła się do chłopca i powiedziała: “Jak będziesz tak rozlewał, to w łazience będzie tyle wody, że zalęgną się w niej ryby, mnóstwo ryb. Będą cię szczypały w kostki aż wyrośnie ci ogon i płetwy….” Chłopiec popatrzył na mamę z szeroko otwartą buzią i zastygł na chwilę. Ale ponieważ wiedział, że mama bardzo lubi żartować, kiedy tylko wyszła z łazienki rozlewał wodę dalej i zapomniał o świecie…

Nagle usłyszał plusk. Wyraźny, tuż obok. A potem drugi. Rozejrzał się, zabawki spokojnie kołysały się w wodzie w wannie. Chłopiec już chciał wrócić do zabawy, ale na wszelki wypadek wyjrzał z wanny i aż krzyknął …. cała łazienka była w wodzie, dywanik unosił się na niej jak kolorowa tratwa. A w wodzie roiło się od ryb! Chłopiec zamarł na chwilę a potam szybko wyskoczył z wanny. Chwycił miskę i szybko zaczął wlewać wodę spowrotem do wanny. Ryby szczypały go w kostki. Próbował je łapać ale wywijały mu się, jak to ryby… Miejsca w wannie nie było tak dużo jak ryb, które kręciły się po całej łazience. Poukładał więc szybko zabawki na wannie, żeby zyskać chociaż trochę miejsca. Musiał działać szybko. Dosyć już miał tego nieznośnego szczypania w kostki no i zaraz przyjdzie mama … Wtedy przypomniał sobie jej słowa. Przerażony spojrzał w lustro i … odetchnął z ulgą. Nie miał płetw ani ogona, nadal był chłopcem. Uff! Tylko jak wytłumaczy mamie taką ilość ryb w wannie?

W tym momencie w drzwiach łazienki stanęła mama.

– Już wyszedłeś? … I posprzątałeś??? – chłopiec rozejrzał się niepewnie -rzeczywiście, łazienka lśniła, zabawki leżały równo poukładane na wannie, a w wannie…nie było ani jednej ryby! Chłopiec uśmiechnął się do mamy a mama uśmiechnęła się do niego.

Czy od tej pory nie rozlewał już wody podczas kąpieli…? A jak myślicie..?☺

Blady Świt

Pewnego razu był sobie Świt Blady. Blady i senny, w poranniku ciemnym spacerował powoli pustymi ulicami. Lekki rumieniec pojawiał się na jego twarzy dopiero po pierwszym łyku porannej kawy, wypitej w kafejce na rogu. Zaglądał we wszystkie okna, czasami dla zabawy stukał w parapety a potem patrzył rozbawiony jak ludzie wstają, potykają się o meble i poruszają w tempie jakby zwolnionym. Codziennie, niezmiennie z głębokiego snu budził ptaki, psy i ludzi. A potem znikał w swym poranniku za rogiem, mijając się z Dniem po drodze, który nadchodził krokiem szybkim i zdecydowanym