Aloe Vera

– Będzie dobrze – powiedział Eloes rozglądając się niepewnie. Jego mina mówiła zupełnie co innego, ale przecież tak bywa. Głośno pocieszamy siebie i innych i nasze obawy wtedy maleją. A serce drży zajęczym strachem i czuje chłód tysiąca obaw. Trzeba szybko ogrzać je słowami, które otulą je ze wszystkich stron i zatrzymają drżenie.
– Zawsze to powtarzasz, ale czy zawsze jest tak dobrze? Teraz sytuacja wymyka się jakby spod kontroli, ale ty znowu powtarzasz, że będzie dobrze. – Seole doceniał dobre samopoczucie przyjaciela. Jego pozytywne nastawienie bywało zawsze bardzo pomocne. Jednak czasami było też irytujące. W wyniku zupełnie niespodziewanych zdarzeń, zbiegów okoliczności, ale i nieuwagi i beztroski ich obu, znaleźli się nagle daleko od domu, na odległej i – zdaje się – niezbyt przyjaznej planecie, a droga odwrotu zdawała się być zamknięta.
– Tu wcale nie musi być tak źle – kontynuował Eloes – sam wiesz, że Tam wcale nie było idealnie. Wiele razy narzekałeś, że chciałbyś zmienić miejsce do życia.
– Tak, tak, ale nie sądziłem, że od razu rozpoczniesz te swoje eksperymenty. Sądziłem, że jeszcze to przedyskutujemy. Omówimy, jak zawsze. A ty od razu – jak w gorącej wodzie kąpany – puff! I przeniosłeś nas tutaj… Do tego dziwnego miejsca.

Faktycznie to było najlepsze określenie dla okolicy, w której zupełnie niespodziewanie się obaj znaleźli. Po pierwsze było tu dosyć ciemno. Nie jak w nocy. Raczej jak w bardzo pochmurny dzień. Byli tu dopiero od godziny, a ta ponura atmosfera już dawała im się we znaki. Po drugie cała roślinność, jaka była widoczna w okolicy, miała dziwną, buraczkową barwę. Kolor całkiem ładny jednak także nieco dziwaczny dla kogoś, kto lubił różne odcienie zieleni liści. Pochmurna aura w połączeniu z kolorem rosnących tu roślin sprawiały, że miejsce nie wydawało się przyjazne. W oddali majaczył zarys milczących wyniośle gór, a nad taflą jeziora, które właśnie mijali, unosiła się srebrzysta mgła. To jednak przecież tylko pierwsze wrażenie. Jakie będzie kolejne?

Tam, skąd Seole i Eloes pochodzili, przyroda była zielona i wielobarwna. Słońce świeciło jasno i ogrzewało ziemię pachnącymi promieniami. Owoce rosnące na drzewach były słodkie i soczyste. Jednak już od dłuższego czasu wszystko się zmieniało. Klimat stawał się z roku na rok coraz mniej przyjazny i sielankowe widoki stopniowo znikały, jeden po drugim. A mieszkańców coraz częściej dopadała dziwna i bardzo trudna do wyleczenia choroba. Nie była to choroba ciała lecz raczej duszy. Dusza jakby zapadała się w sobie, kurczyła, a jej właściciel z czasem tracił zupełnie chęć do życia, do zmian, do czegokolwiek. Z pozoru wszystko było dobrze, chory osobnik z zewnątrz wyglądał zupełnie tak, jak zawsze. Ale od środka był już kimś zupełnie innym. I bardzo trudno było to naprawić, a najczęściej w ogóle się to nie udawało.
Z początku Seole wcale nie chciał się wyprowadzać. Miał nadzieję, że w zmieniającej się rzeczywistości da się nadal żyć. Da się jakoś to wszystko poukładać. Wielu ludzi tak ma. Wolą zdecydowanie to, co znają i nie chcą słyszeć o zmianach. Czasami nawet perspektywa zmian na lepsze wcale ich nie zachęca bo przecież nigdy nie wiadomo.

Eloes też nie wszystkie zmiany lubił. Chyba zresztą dla każdego zmiana jest czymś, co z początku wywołuje obawy i mnóstwo pytań. Ale jedni szybko odkładają obawy na bok i uciszają je, chcąc spróbować czegoś nowego, a drudzy – bywa, że wycofują się i tkwią cały czas w tym samym miejscu.
Jeśli nie chce się zmian i jest dobrze z tym, co się ma, to może faktycznie nie ma o czym mówić. Niech sobie tak zostanie. Jeśli zmiany kuszą bardzo albo po prostu nie da się już znieść tego, co miało się dotychczas – nie ma na co czekać, trzeba działać. Nawet jeśli działanie nie od razu przyniesie dobry skutek.
Seole i Eloes – obaj pełni obaw, chociaż jeden z nich czujący jednocześnie ekscytację, a drugi głównie strach – wyruszyli ramię w ramię na zwiedzanie zupełnie nowego miejsca do życia. Nie zabrali ze sobą nic. Żadnych walizek, ważnych przedmiotów czy niezbędnych rzeczy. Nie wiedzieli przecież co może im się tu przydać. Ludziom wydaje się, że największą wartość w ich życiu stanowią przedmioty i sprzęty, które gromadzą wokół siebie. Mają wrażenie, że to one ich określają i wyznaczają ich miejsce w życiu. Dają im poczucie bezpieczeństwa. A kim są bez tego wszystkiego? Ile znaczą i co są w stanie zaoferować innym, mając puste dłonie? Jak bez tego wszystkiego udaje im się stawić czoła światu i innym ludziom?
Planeta, na której znaleźli się dwaj przyjaciele wcale nie sprawiała wrażenia miejsca przyjaznego. Zapewne między innymi dlatego, że w ogóle nie przypominała miejsca, w jakim żyli dotąd. Sytuacja nie była więc radosna. Piękne okolice, które dotąd były ich domem, zmieniały się z dnia na dzień i – chociaż niektórzy mieli jeszcze jakieś złudzenia – szans na zatrzymanie tego nie było żadnych. Nowe miejsce, które właśnie odkrywali, póki co nie wyglądało jak rajska wyspa i zupełnie nie było wiadomo, co może kryć się za następnym zakrętem. W takiej sytuacji bardzo łatwo jest poddać się zwątpieniu, a nawet wpaść w panikę. Potrzeba dużo siły żeby się nie poddawać. Siły, której nie zastąpią ani nie wzmocnią żadne magiczne przedmioty czy sprzęty. To siła, która bierze się z ducha, z głowy, z serca. I dlatego warto całe życie je wzmacniać i o nie dbać przede wszystkim.

Dwaj przyjaciele długo wędrowali przed siebie. Milcząc i rozglądając się chwilami niepewnie, a chwilami z zaciekawieniem, na wszystkie strony. Od czasu do czasu na twarzy Eloesa pojawiał się lekki uśmiech – rozbłysk nadziei. Tymczasem Seole wyglądał wciąż na zmartwionego i co jakiś czas wzdychał ciężko.
– Seole – powiedział w pewnej chwili Eloes zatrzymując się – zastanawiasz się nad tym, co nas tutaj czeka?
– Jeszcze jak! – wykrzyknął Seole – wyobrażam sobie, że nic dobrego!
– A może… Może zacznij wyobrażać sobie, że jednak na odwrót. Że będzie dobrze. Że damy sobie radę. Czy możesz spróbować sobie to wyobrazić?
Seole wyprostował się i rozejrzał wokół powoli. Potem spojrzał w dziwne niebo nad tą dziwną planetą – pochmurne, w kolorze głębokiego grafitu. Przyjrzał się w milczeniu krzewom i drzewom, których liście i łodygi były w buraczkowym kolorze.
– Takie wyobrażenie jest możliwe – odparł – i jest nawet całkiem miłe.
Kiedy tylko wypowiedział te słowa grafit na niebie rozsunął się jak ciężka zasłona i z nieba spłynęło miękkie, ciepłe światło w kolorze lodów śmietankowych. Jasne promyki zaczęły tańczyć na buraczkowych liściach, nadając im tęczowe barwy. Zrobiło się ciepło i bardzo przyjemnie. Dwaj przyjaciele stali przez chwilę oniemiali z zachwytu. To mogło trwać minutę, pięć minut lub jeszcze więcej. I minęło tak nagle, jak przyszło.
Wyniosłe i milczące szczyty gór wyznaczały kierunek marszu. Cisza wokół dzwoniła w uszach. To było zupełnie obce miejsce. Czas, który był przed Seole i Eloesem mógł przynieść dużo dobrego i dużo złego. Dni trudne i sprawy skomplikowane i chwile takie, jak ta – pełne światła i ciepła, które ogrzewa serca i głowy. Tych chwil może być mniej niż tych trudnych, ale przecież będą. Czy nie dla takich chwil właśnie wędruje się wciąż naprzód, z podniesioną głową i sercem pełnym nadziei? Bo chyba nigdzie na świecie nie jest tak, że słońce świeci bez przerwy i wszystko wokół daje powód tylko do radości. Na świecie więcej jest smutku niż szczęścia. A jednak kocha się życie. Czy to nie dziwaczne? I czyż nie bardzo pokrzepiające?

– Eloes – odezwał się po kolejnej godzinie marszu Seole – a ty?… Jak myślisz, co nas tutaj czeka?
– Nie mam pojęcia – odparł Eloes – i wcale nie chciałbym wiedzieć. Ty chciałbyś znać przyszłość?
– Czasami – odpowiedział Seole niepewnie.
– Myślisz, że tak byłoby lepiej? – zapytał Eloes – wiedzieć, co czeka cię w życiu?
– Myślę, że wtedy mniej bym się bał – powiedział Seole dobitnie.
Eloes zatrzymał się i spojrzał uważnie na przyjaciela. A potem przez chwilę patrzył na góry, które zamiast przybliżać się do nich, zdawały się wciąż oddalać. W końcu roześmiał się tak głośno, że Seole poczuł się nieswojo bo ten śmiech zdawał się rozgrywać na kawałeczki wszechobecną tutaj ciszę. W końcu Eloes przestał się śmiać i spojrzał z uśmiechem na przyjaciela.
– A ja myślę, że prawdopodobnie dopiero wtedy zacząłbyś się bać naprawdę – rzekł. I ruszył przed z siebie z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
A Seole jeszcze długo potem rozważał te słowa. Bo nigdy dotąd o tym nie pomyślał, a chyba w tym wypadku Eloes miał wyjątkowo zupełną rację.

A Wy jak sądzicie? Czy warto by było znać przyszłość? Czy to by coś zmieniło? A co na przykład? Czy chcielibyście znać zakończenie bajki już od samego początku? Czy może raczej warto przeczytać ją całą i dopiero wtedy poznać zakończenie? Bo przecież różnych możliwych zakończeń może być zawsze bardzo wiele. Nie tylko w bajkach, ale także – a może tym bardziej – w życiu. To, jak będziemy żyć i którą drogę wybierzemy, może zadecydować o tym, jakie zakończenie zostanie wybrane dla nas. Tak to chyba działa. Ale czy tak nie jest lepiej? Bo to oznacza, że póki żyjemy – tu czy gdzieś tam – to wciąż mamy wpływ na to, jakie ono będzie. Przynajmniej tak mi się wydaje. Na wszelki wypadek warto mieć to na uwadze. Każdego dnia, każego roku, od początku do końca.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *