Zając i Niedźwiedź

Pewnego razu byli sobie zając i niedźwiedź. Zając, jak zając: niewielki, szarawy, z długaśnymi uszami. Uosobienie miał spokojne, a serce miał dzielne – odważny był i pełen zapału do wszelkich wielkich czynów, do jakichkolwiek ktokolwiek chciałby go namówić. Siła ducha zająca była odwrotnie proporcjonalna do jego wyglądu. Nie miał ani mięśni, ani wzrostu, ani żadnych innych atrybutów, które mogłyby z daleka świadczyć o jego dzielności i śmiałości. Mieszkał sobie w wygodnej norze pod wielkim i pięknym drzewem, którego czubka nie byłby w stanie dojrzeć i czuł się jak król w jakimś zamku. Nie dlatego, że chciałby być królem, rządzić i mieć poddanych. Tylko dlatego, że czuł się wyjątkowo obdarowany przez los. Codziennie rano wychodził przed drzwi swojej nory i przeciągał się długo. Potem rozglądał się z zadowoleniem po najbliższej okolicy i rozpoczynał swój kolejny dzień.
Życie jest pełne różnych trudów. Dookoła czyhają niebezpieczeństwa, a kiedy jest się nie za dużym i nie za silnym to jest się narażonym na trudne sytuacje rzekomo częściej i bardziej. Rzekomo. Ale tak dokładnie nikt tego chyba nigdy wcale nie sprawdził.
Nieopodal miejsca, w którym żył nasz zając, mieszkał niedźwiedź. Olbrzymi, brunatny, wysoki jak drzewo i ciężki jak głaz. Miał długie, ostre pazury i ostre zęby. Ale wcale nie musiał ich używać. Gdyby chciał kogoś skrzywdzić – lub przed kimś się obronić – wystarczyłoby żeby pchnął go swoją wielką łapą lub przygniótł ciężarem swojego cielska. Byłoby po delikwencie. Sam widok tego olbrzyma już mógł budzić strach. A jeśliby zaryczał… wtedy chyba wszystkie ptaki z drzew zerwały by się do ucieczki, a wszystkie żyjące wokół zwierzęta schowały gdzie tylko się da. No może z wyjątkiem zająca, który pomyślałby pewnie: niedźwiedź ryczy. Ciekawe dlaczego?
Jednak w rzeczywistości ten niedźwiedź nigdy nie na nikogo nie ryczał. Nigdy też nikomu nie zrobił krzywdy. W dodatku serce miał często przepełnione lękiem i tysiącem obaw, z którymi nie bardzo potrafił sobie radzić. Dlaczego tak było? Nie wiadomo, taki po prostu już był. Ale o tym nie wiedział nikt poza nim samym. Wszyscy inni po prostu omijali go z daleka. Jego wygląd był tak przerażający, że nikt nie chciał za żadne skarby spotkać go na swojej drodze.

Niedźwiedź i zając od lat byli sąsiadami, ale właściwie jeden na drugiego nie zwracał uwagi. Tak bywa między sąsiadami. Tolerowali się nawzajem, nie wchodzili sobie w drogę, nie przeszkadzali sobie, ale i nie pomagali. Tak przecież można żyć długo obok siebie i obie strony są z tego zadowolone. Jednak życie lubi plątać supełki na naszych ścieżkach i sprawiać, że nagle sprawy przybierają zupełnie inny obrót niż byśmy chcieli, planowali czy po prostu – byli w stanie przewidzieć.
Pewnego razu w całym lesie dało się słyszeć pomruk, który chwilami zamieniał się w groźny ryk i sprawiał, że niemal ziemia w okolicy się trzęsła. Liście chwiały się niepewnie na gałęziach drzew, a ptaki kuliły skrzydła nasłuchując i wstrzymując wszelkie naturalne dla nich odgłosy. W całym lesie zapanował niepokój nikt bowiem nie wiedział skąd może dochodzić ten straszny dźwięk i co oznacza. To trwało cały dzień, a przed wieczorem ucichło. Jednak kolejnego dnia od świtu znowu groźny pomruk zatrząsł lasem, a potem przez cały dzień słychać było złowrogie ryczenie. Zwierzęta zaczęły zbijać się w grupki w różnych miejscach lasu i dyskutować o tym, co się działo. Część z nich była wyraźnie zaniepokojona, a nawet zaczynała wpadać w palnikę. Niektórzy tak mają. Dotąd panował w lesie spokój i nic nie zakłócało zwykłych dni jego mieszkańców. Była jednak także grupa mieszkańców, którzy nie ulegali nerwom tak łatwo i raczej wybierali chłodną analizę sytuacji nawet wobec wielkiej niepewności co do jej przyczyn. Zastanawiali się teraz skąd mogą dochodzić te zupełnie niecodzienne dźwięki i czy rzeczywiście jest powód do strachu.
Zwierzęta dyskutowały zawzięcie, a nawet przekrzykiwały się chwilami. Niewiele z tego wynikało i zaczynał panować chaos. W tym czasie zjawił się nasz główny bohater, zając, i teraz stał z boku i przysłuchiwał się rozmowom.
– Przepraszam – odezwał się po jakimś czasie głośno i wyraźnie – najmocniej przepraszam!
Spory ucichły i wszystkie oczy i uszy zwróciły się na niego.
– Chyba wiem, jakie jest źródło problemu, który spędza wam sen z powiek. Te pomruki i ryki… to mój sąsiad, niedźwiedź. Nie mam pojęcia co mu dolega, ale ostatnio chyba nie czuje się najlepiej.
Zwierzęta patrzyły na niego w milczeniu, a miny miały tak zdumione, jakby zobaczyły kosmitę.
– Mieszkam obok niego od dawna. Zwykle się tak nie zachowuje, ale ostatnio chyba coś mu doskwiera.
– Mieszkasz obok niego? – zapiszczał borsuk, a inne zwierzęta przysunęły się do borsuka i wyczekująco patrzyły na zająca.
– Tak – odparł zając – dokładnie obok.
– Ale co teraz zrobimy? – wtrąciła sarna – przecież tego nie da się słuchać. Dzieci się boją!
Zwierzęta kiwały głowami zdenerwowane i przejęte. Cała ta sytuacja wszystkich niemal wytrącała z równowagi. Nagle znów rozległ się ryk tak potężny i straszliwy, że niektórym ze strachu pociemniało aż przed oczami. Małe zwierzątka tuliły się do swoich rodziców, ale ich rodzice sami byli w strachu. Kiedy ryk ucichł zapanowała cisza, która wydawała się jeszcze gorsza. Nawet żaden listek na drzewie się nie poruszał. W tej ciszy dał się słyszeć dźwięczny głos zająca:
– Sprawdzę, co go dręczy. W końcu to mój sąsiad. Może potrzebuje pomocy?
Zdaje się, że nawet widok kosmity nie wprawiłby bardziej w osłupienie mieszkańców lasu. Pomysł zająca wydał im się kompletnym szaleństwem! Kto normalny chciałby pójść do wielkiego strasznego niedźwiedzia i sprawdzać, dlaczego ryczy tak straszliwie. Przecież to może być równe samobójstwu.
– Jesteś albo bardzo zuchwały albo głupi – odezwał się lis – nikt nigdy nie wchodził w drogę niedźwiedziowi i chyba lepiej żeby tak zostało. Co będzie jeśli go rozzłościmy i wszystkich nas pożre?
– A po co miałby to robić? – zdziwił się zając – przecież dawno mógł nas wszystkich zjeść. Mnie w pierwszej kolejności. Ale tego nie zrobił. W końcu żyje tu z nami i nikomu krzywdy nie robi. Chodzi nad rzekę łowić ryby. Nikomu z was nie przeszkadza.
– Może właśnie teraz ma zamiar – krzyknął borsuk. Miał panikę w oczach i widać było, że w tej chwili nie myśli racjonalnie.
– Dobra – powiedział zając – a jaką wy macie propozycję?
Cóż. Nikt nie miał pomysłu, jak rozwiązać ten problem. Pomysł zająca wydawał się szalony, ale skoro zgłosił się na ochotnika to przecież chyba wie, na co się pisze.

Pół godziny później zając zbliżał się dziarskim krokiem do chaty niedźwiedzia. Drzewa kołysały się nad jego głową, a serce wypełniał spokój. Nie to, że tak całkiem się nie bał. Trochę obawiał się pierwszej wizyty u swojego sąsiada. Nie znał jego usposobienia, nie miał też pojęcia, co takiego dzieje się z nim teraz, że doprowadził do takiego strachu wszystkich w lesie. Ale mieszkał nieopodal od dawna. Czasami widywał niedźwiedzia z jakiejś odległości i ten nigdy nie spojrzał na niego wrogo. Żyli obok siebie nie wadząc sobie nawzajem. Dlaczego teraz miałby zrobić mu krzywdę?
W tym momencie zza drzwi chaty dobiegł groźny pomruk – brzmiało to tak, jakby nadciągała olbrzymia burza, która za chwilę połamie drzewa w lesie. Zając przystanął. Jego dzielne serce zadrżało, ale tylko na chwilę. Szybko odzyskał równowagę i głośno zapukał do drzwi chaty.
– Odejdź – odezwał się głos zza drzwi – nikogo nie chcę wiedzieć. Daj mi spokój!
– Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się zając – ale jestem sąsiadem i chciałem zapytać czy w czymś mógłbym pomóc.
– W niczym – odburknął niedźwiedź – idź sobie.
– Podszedłbym bo każdy ma prawo nie chcieć nikogo widzieć. Ale wszyscy w lesie się niepokoją. Czy na pewno czujesz się dobrze?
W chacie przez chwilę panowała zupełna cisza. Po chwili drzwi chaty uchyliły się, co zając zrozumiał jako zaproszenie do środka.
– No – pomyślał – raz kozie śmierć. Być może zaraz zginę. Ale jeśli moje przeczucie mnie nie myli, to raczej nie.

W chacie panował półmrok, ale bez kłopotu można było dostrzec leżącego w kącie na legowisku niedźwiedzia. Przykrył się barwnym kocem i leżał bez ruchu. Mogłoby się zdawać, że śpi.
– Boli mnie brzuch – wystękał w końcu – tak bardzo, że chyba zaraz eksploduje. Nie mogę w ogóle się ruszyć.
Zając rozejrzał się po chacie niedźwiedzia. Na stole stała miska niedojedzonych dzikich jeżyn, z których wiele było jeszcze całkiem zielonych. Sprawa wydawała się jasna.
– Hej, kolego. Nie zjada się zielonych dzikich jeżyn. To może całkowicie roztroić żołądek. Ale mam na to radę. Poczekaj tu na mnie, przyniosę ci coś z mojej nory.
– Nigdzie się nie wybieram – mruknął niedźwiedź i westchnął głęboko.

Zwierzęta w lesie były przekonane, że więcej zająca nie zobaczą. Powędrował sam w paszczę lwa, sam więc jest sobie winien. Chociaż trochę jednak nieswojo. Nikt go nie powstrzymał ani nikt nie poszedł z nim. Czyżby nikt poza zającem nie miał krzty odwagi? Wstyd się przyznać.
Tymczasem z dnia na dzień straszne porykiwania i pomruki ucichły. W lesie znów było spokojnie. Zwierzęta mogły wrócić do swoich zajęć bez obaw. To cieszyło, chociaż pewną troską na ich życie kładła się myśl o zającu, który pewnie zginął w paszczy niedźwiedzia.
Jednak zając żył i miał się bardzo dobrze. W dodatku zyskał zupełnie nowego przyjaciela. Oddanego i wiernego. Zdarzało im się często usiąść wieczorem w cieniu wysokiego drzewa, pod którym mieszkał zając. Rozmawiali wtedy długo o życiu, ale zdarzało się też, że milczeli razem.
– Jesteś bardzo dzielnym zającem – rzekł któregoś dnia niedźwiedź – chyba niczego się nie boisz. Ja mam wciąż tyle obaw. Ja nigdy bym nie zrobił tego, co ty. Nie wszedłbym do chaty kogoś, kogo nie znam i kto jest większy i silniejszy niż ja.
– Ty jesteś największy i najsilniejszy – zaśmiał się zając – ciebie ten problem nie dotyczy.
Śmiali się potem długo i głośno, ale obaj wiedzieli o tym, że niedźwiedź wcale nie był tak groźny, jak można by podejrzewać, ale mimo to zając faktycznie jak na swoją posturę i gatunek był bardzo dzielny.

Potem zwierzęta widywały czasami niedźwiedzia i zająca nad rzeką albo wracających znad rzeki z koszem ryb. Część z nich podziwiała zająca i czciła go niemal. Druga część – zaczęła się go trochę bać bo w końcu trzymał z kimś, kto był największy i najgroźniejszy w lesie. Ale szczerze powiedziawszy kto by się tym przejmował? To zupełnie bez znaczenia, co mówią lub myślą o nas inni. Zwłaszcza jeśli mamy w sobie śmiałość i odwagę by stawiać czoła wyzwaniom i dzięki temu zyskiwać tak dużo.

Dzielne serce i spokój ducha sprawiały, że zając mógł czuć się królem świata w swojej wygodnej norze pod wysokim i pięknym drzewem. Wcale się tym nie chełpił, po prostu taki był. Zamiast rozdzielać włos na czworo wolał działać. Dzięki temu uwolnił mieszkańców lasu od niepokoju. Niedźwiedź za to nadal żył ze swoimi rozterkami i niepokojem w sercu, ale on był tak duży i straszny, że mógł sobie mieć w sercu, co tylko chciał – i tak wszyscy się go bali. Chociaż wcale tego nie chciał. Ale teraz miał sąsiada – przyjaciela, a z kimś takim zawsze jest nam na świecie raźniej.

Kto by się tego spodziewał, że to tak właśnie najczęściej bywa w życiu? Że wiele rzeczy ma się zupełnie inaczej niż można by podejrzewać? I że pozory są bardzo mylące. To zresztą dodaje życiu smaku i urody. I warto się tym delektować i cieszyć. Byłoby strasznie nudno, gdyby wszystko można było z góry przewidzieć i założyć. Prawda?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *