– Mamo, czy w kałuży mieszkają ryby?
– A chciałbyś żeby mieszkały?
– Taaak, takie kolorowe i duże…
– To znajdź jakąś dużą kałużę, i zajrzyj – może je tam zobaczysz…
Pewnego razu był sobie chłopiec, który bardzo lubił chodzić po kałużach. Wyszukiwał największe i wędrował po nich w swoich czerwonych kaloszkach. Udawał, że płynie statkiem po ciemnej tafli wody. Woda w kałużach jest ciemna i mętna. I w ogóle nie widać co jest pod powierzchnią. I trzeba bardzo uważać, żeby się nie przewrócić.
Któregoś dnia deszcz padał i padał. Krople dudniły o parapet okna a niebo było czarne od chmur. A kiedy tylko deszcz ustał chłopiec w czerwonych kaloszkach zaczął przemierzać kałuże, które pojawiły się na całej ulicy.
Kałuże były tego dnia większe i głębsze niż kiedykolwiek. Trzeba było jeszcze bardziej uważać, żeby nie wpaść do którejś. Chłopiec szedł więc powoli z oczami utkwionymi w kałuży, którą właśnie przemierzał. Z oddali słychać było uliczny szum…
Nagle usłyszał plusk i wydało mu się, że w kałuży, która była tuż obok coś się poruszyło. Kałuża różniła się od pozostałych, kształt miała bardziej regularny, była niemal okrągła. Na powierzchni kałuży pojawiły się ledwo widoczne kręgi, jakby przed chwilą ktoś do niej wskoczył. Chłopiec zatrzymał się i rozejrzał. Może ktoś rzucił kamykiem, który wpadł do kałuży i teraz kamyk leży spokojnie na jej dnie? Jednak w pobliżu nie było nikogo… Spojrzał jeszcze raz, kręgi zniknęły, tafla wody lekko tylko falowała.
Chłopiec kontynuował wędrówkę. Miał do przemierzenia jeszcze sporo kałuż tego dnia. Nagle znowu usłyszał plusk i kiedy się odwrócił zobaczył wyraźnie jak z okrągłej kałuży wyskakuje, i na chwilę zawisa nad taflą wody, duża niebieska ryba. Po czym znika szybko pod powierzchnią pozostawiając po sobie tylko kręgi na wodzie. Chłopiec stał i patrzył zdumiony. Po chwili namysłu zrobił duży krok i wszedł ostrożnie w sam środek okrągłej kałuży. Woda w tej kałuży była wyraźnie głębsza, zaczęła wlewać się do kaloszy chłopca. Ale nie zważał na to. Stał nieruchomo i wpatrywał się w wodę. I już zaczął dochodzić do wniosku, że wszystko mu się tylko zdawało, kiedy poczuł, że coś ciągnie go za nogi i wciąga pod wodę!
Nie zdążył krzyknąć… zakręciło mu się w głowie, długo opadał w dół aż w końcu się zatrzymał – na samym dnie kałuży. Nad nim i wokół niego była przejrzysta woda. Było tu niesamowicie cicho i spokojnie. Cisza i spokój zdawały się wypełniać wszystko na równi z wodą. W dodatku wszystko dookoła było niebieskie. Rosła tu niebieska trawa a dookoła pływało mnóstwo niebieskich ryb. Ryby mijały go obojętnie nawet nie spojrzawszy na niego, jakby go tu wcale nie było. Nagle chłopiec dostrzegł przed sobą drogę, całą niebieską, a na końcu drogi szklany dom. Ruszył niepewnie w jego stronę. Szedł powoli, woda chlupała mu w kaloszach. Przy drodze leżały muszle, różnych kształtów i wielkości, ale wszystkie co do jednej były niebieskie. Były tak piękne, że chłopiec nie wytrzymał, schylił się, podniósł małą niebieską muszelkę i szybko wsunął do kieszeni.
W szklanym domu, jak w szklanym akwarium, pływała powoli i dostojnie ryba, którą widział nad kałużą. Ryba spojrzała na niego i dała mu znak, żeby wszedł do środka. Kiedy wszedł do środka woda uniosła go i płynął teraz obok ryby, powoli, lekko tylko odgarniając wodę rękami. W pewnym momencie dopłynęli do wielkiego lustra i chłopiec ujrzał w nim siebie – był cały niebieski. Ręce, nogi i włosy były niebieskie. I jego kalosze … nie były już czerwone, tylko niebieskie, jak ryba, która płynęła tuż obok.
Nagle wszystko dookoła zaczęło wirować, ryba zaczęła pływać niespokojnie, szklany dom uniósł się a potem opadł i przewrócił na bok. Muszle zaczęły wpadać na siebie i kruszyć się w drobny pył, a wszystkie ryby mieszkające w kałuży skupiły się blisko siebie i z trwogą patrzyły w górę. Chłopiec też spojrzał do góry i zobaczył nad sobą jakąś olbrzymią postać. Postać sięgała wysoko ponad kałużę. Wielkimi buciorami rozdeptywała muszle i potrącała wystraszone niebieskie ryby. Ale już po chwili wszystko ucichło… Muszle znowu leżały spokojnie wzdłuż niebieskiej drogi a ryby znowu pływały dostojnie dookoła, mijając chłopca bezszelestnie. Duża niebieska ryba spojrzała na chłopca, pomachała płetwami i odpłynęła w stronę szklanego domu,który znowu stał na swoim miejscu. Chłopiec stał i patrzył jak odpływa.
W pewnym momencie poczuł szczypanie w oczach. Może piasek wpadł mu do oczu kiedy wszystko wirowało….Zamknął oczy i przez chwilę nie mógł ich otworzyć. Zaczął trzeć je mocno a kiedy znowu mógł spojrzeć… niebieski świat zniknął. Chłopiec stał pośrodku okrągłej kałuży, w swoich czerwonych kaloszkach, a w oddali słychać było uliczny szum. Woda w kałuży była ciemna i mętna.
Chłopiec powoli i ostrożnie wyszedł z wody ale jeszcze przez chwilę się w nią wpatrywał. W końcu potrząsnął głową, odwrócił się i ruszył do domu. Nie był pewien co takiego widział i przeżył ale był już na tyle duży, że wiedział, że ryby nie mieszkają w kałużach. Poczuł głód. Może z głodu pomieszało mu się coś w głowie? Jeszcze raz potrząsnął więc głową i wrócił do domu.
W domu pachniało obiadem. Chłopiec zdjął kalosze, a potem kurtkę. Coś wypadło z kieszeni i lekko stuknęło o podłogę. Chłopiec pobiegł do kuchni i zasiadł przed talerzem pachnących naleśników. Kiedy delektował się sporym kawałkiem wypełnionym słodkim dżemem mama stanęła przy nim i zapytała:
– Skąd to się wzięło? Znalazłam to na podłodze, w przedpokoju – i wyciągnęła w stronę chłopca otwartą dłoń. Chłopiec popatrzył szeroko otwartymi oczami i powoli przełknął kęs naleśnika… Na dłoni mamy leżała mała, niebieska muszelka…