Melon

Pewnego razu był sobie Melon. Okrągły i zielony. Zupełnie jak kula ziemska. Chociaż Melon nigdy o kuli ziemskiej nie słyszał. Do poczucia szczęścia wystarczyło mu bycie Melonem.

Właśnie dostarczono go do sklepu. Leżał sobie w drewnianej skrzyni i czekał aż zostanie mu przydzielona półka na stoisku warzywno – owocowym. Na jednej z półek leżały już piękne owoce. Śmiejące się do wszystkich pomarańcze, żółte i zagięte jak księżyc banany, jabłka, winogrona i gruszki. Doborowe towarzystwo! W sam raz dla niego. Jakże chciał znaleźć się wśród nich.
Nagle do skrzynki podeszła pani ekspedientka i zawołała głośno, na cały sklep:
– A to co za cudo???
– Melon! – odkrzyknęła inna – wrzuć go na półkę!
– Hmm, ale owoc to czy warzywo?
– A bo ja wiem… a jak wygląda?
– Nijak… – mruknęła ekspedientka, przyglądając się małej kuli ziemskiej.
Melon miał ochotę zaczerwienić się ze wstydu. Ale nie potrafił. Jak można nie wiedzieć co to Melon? Cóż za niewiedza niewybaczalna. “Jestem owocem”- krzyczało wszystko wewnątrz Melona. Najchętniej wykrzyczałby to na cały sklep, ale nie mógł… A już po chwili znalazł się – jakże mógł liczyć na ludzką domyślność – na półce z warzywami. Pomidory, ogórki, sałata, buraki, ziemniaki… wszystkie warzywa przyglądały mu się nieufnie. Nie wyglądał na jednego z nich. A jednak był tutaj. Warzywa odsunęły się nieco, patrząc nań z ukosa…
Leżał więc dzień cały pomiędzy warzywami, pomstując na ludzką ignorancję. Czuł się samotny i nie na miejscu. Nawet gdyby tego chciał, gdyby postanowił, że godzi się na bycie warzywem – trudno już, niech tak będzie – warzywa nie pozwoliłyby mu poczuć się tu swobodnie. Wyraźnie dawały to do zrozumienia zerkając na niego ponuro. Melon spoglądał tęsknie na wesołe i barwne owoce. Tam czułby się jak w domu, z pewnością.
Następnego dnia rano inna ekspedientka od rana krzątała się po sklepie. Spojrzała na zielonego Melona i cofnęła się zdumiona. A potem bez zbędnych ceregieli podniosła go i zaniosła na półkę z owocami. Melon odetchnął z ulgą i zadowolony rozejrzał się po swoich nowych towarzyszach. Wreszcie był tam gdzie powinien. Uff! Chciał się od razu przywitać i opowiedzieć o tym co go wczoraj spotkało, o tym wczorajszym nieporozumieniu, trochę żartobliwie nawet, z przymrużeniem oka. W końcu było minęło, już po wszystkim. Chciał już nawiązać kontakty z pobratymcami. Ale… cóż to? Pomarańcze, banany, jabłka, winogrona i gruszki odsunęły się od niego nieufnie. “Nie jest owocem. To warzywo – usłyszał szepty – wczoraj leżał na półce z warzywami, widziałam wyraźnie…”
Melon o mało nie pękł ze zdumienia. Leżał teraz osamotniony mimo, że wśród braci i w duszy zadawał sobie pytanie jak mogło do tego dojść? Jak los może być tak perfidny?
Tak minął kolejny smutny dzień.
W końcu jednak los zlitował się nad Melonem – lub coś w tym rodzaju – i wylądował okrągły, zielony, jak kula ziemska – w czyimś koszyku. Kołysał się spokojnie w drodze do kasy i nie zastanawiał już nad tym co go czeka. Czuł ulgę, wyzwolony od krzywdzących uprzedzeń.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *