Pewnego razu Dzień postanowił nigdy się nie kończyć. Słońce świeciło mocno, a trawa zieleniła soczyście. To był taki dzień, kiedy zdecydowana większość ludzi czuje się szczęśliwsza niż zwykle. A przynajmniej nie czuje się tak nieszczęśliwa jak zazwyczaj.
Odkąd słońce wstało o świcie na wschodzie czas biegł sobie bez pośpiechu tak, jakby truchtem. Bez zadyszki i nie goniąc za niczym.
Ludzie w takie dni są spokojniejsi i bardziej pogodni. Tak, jakby światło słoneczne spływało im prosto do głów i serc. Są dla siebie milsi i lepiej postrzegają siebie i innych. Przyszłość jawi im się w jasnych barwach. A o przeszłości w ogóle nie myślą.
Taki to był właśnie Dzień.
Godziny mijały i wszystkim się zdawało, że dawno już powinien być wieczór. Tymczasem niebo było jasne i błękitne, a na ulicach i w parkach panował gwar.
– Jak pani sądzi – zapytał pan w jasnym kapeluszu – czy ten dzień nie dłuży się troszkę?
– Może troszkę – odpowiedziała pani w kwiecistej apaszce – ale to taki ładny dzień!
Często wydaje nam się, że dni są za krótkie i że brakuje czasu na wszystko. No to proszę bardzo. Dzień trwał i trwał i nie przestawał być pogodny. Wszyscy powinni być zadowoleni.
I wielu było. Taki piękny dzień. I taki długi. Można spacerować bez końca. Można siedzieć bez końca na ławce. Albo rozmawiać z przyjaciółmi o wszystkim i o niczym cały dzień. Wielu ludzi cieszył Dzień, który postanowił się nie kończyć.
Ale, ale … a co z tymi, którzy są w pracy i chcieliby już odpocząć??? Albo leżą w szpitalu bo coś bardzo ich boli? Albo z tymi, którzy czekają na coś, co ma się wydarzyć jutro? Czy ktoś pomyślał o nich? Bo nawet jeśli świeci mocno słońce i trawa soczyście się zieleni, to przecież biegu pewnych spraw nie zmienia.
Dzień był więc zadowolony z siebie, ale nie całkiem zasadnie.
Pan w jasnym kapeluszu przysypia na ławce. A pani w kwiecistej apaszce chętnie popatrzyłaby już na gwiazdy. I tęskni za ciszą wieczoru, przetykaną koncertami świerszczy.
Wieczór puka w drzwiczki zaplecza.
– Dniu, złaź stamtąd. Już wystarczy. Miałeś dobre chęci, ale niektórzy chcą już odpocząć.
– Ale ludzie mnie lubią. Jestem taki, jaki powinien być każdy dzień. Cieszą się, że jestem.
– Mnie też lubią – odpowiada Wieczór – A poza tym: lubią czy nie lubią, ale mnie potrzebują. Tak już jest.
Chłodny Wieczór w gwiaździstej pelerynie niecierpliwi się i stuka butem głośno w podłogę.
Wszystko ma swój początek i koniec. I to nie prawda, że początek jest od końca lepszy. Albo, że lepiej jeśli końca w ogóle nie ma. Początki bywają trudne, a trwanie bez końca – nużące. A chłodny wieczór daje wytchnienie i nadzieję na kolejny, jeszcze lepszy dzień.