Pewnego razu, daleko stąd, dawno temu… żył sobie bardzo ubogi człowiek. Nie miał prawie nic. Coś tam jednak miał. Miał dwa buty, spodnie i koszulę, szary ciepły płaszcz i brązowy kapelusz. I to właściwie było wszystko.
Człowiek ten niewiele jadł- tyle tylko ile potrzeba aby przeżyć. A to jest naprawdę niewiele. Niewiele pił. Tyle tylko ile potrzeba, żeby nie czuć pragnienia. Niewiele spał. Tyle tylko ile potrzeba, żeby nabrać sił przed kolejnym dniem.
Do życia naprawdę nie potrzeba wiele. Zastanówcie się. Żołądek pełen, nie czuć pragnienia ani chłodu. Jeśli do tego nic nie boli – wystarczy. Resztę można dostać od życia za darmo. Spacer po parku – nic nie kosztuje. Siedzenie na ławce w słońcu lub w cieniu – też nic. Wyobrażacie sobie??? Nikt z nas nie musi za to płacić! Płatki śniegu na języku- za darmo! Zapach kwiatów- całkiem gratis… Rozmowa z przyjacielem-bez opłat. Piękne chwile z pięknymi ludźmi- wartość bezcenna i… całkowicie darmowa. Jeśli tylko się chce i umie tak żyć.
Dlatego właśnie ten biedny człowiek wcale nie czuł się biedny. A w dodatku wcale na biednego nie wyglądał. Jego ubrania zawsze były czyste i leżały na nim dobrze. A jego twarz była pogodna.
Często spacerował ulicami i zaglądał w witryny sklepów. Było tam mnóstwo pięknych rzeczy i można było na nie patrzeć- zupełnie za darmo!
Brak chęci posiadania tych rzeczy uważał za wielki dar, który otrzymał od losu. To taki rodzaj wolności, bezcennej.
Ten człowiek miał jeszcze jeden wielki dar. Potrafił opowiadać niesamowite historie. Pełne niezwykłych stworzeń, elfów, wróżek. Potworów i gadających roślin.
Pełne dalekich krajów i szalonych przygód. Tak jakby w jego głowie, pod brązowym kapeluszem mieszkały wszystkie te niesamowite stworzenia i codziennie przeżywały nowe przygody. Jakby płynęły pod nim rzeki i wyrastały góry. Jakby toczyło się tam życie pełne magii i czarów.
Pewien mały chłopiec codziennie przybiegał do parku, żeby posłuchać tych opowieści. Słuchał i słuchał. A potem śniły mu się one w nocy. I chciał do nich wracać wciąż i wciąż.
Brązowy kapelusz był dla człowieka najcenniejszą z niewielu posiadanych rzeczy. Piękny, czekoladowo-brązowy. Z czarną karbowaną tasiemką wokół. Magiczny? Wyglądał na zupełnie nowy. Nosił go zawsze na głowie a głowę nosił wysoko. Co nie oznaczało, że czuł się lepszy od innych. Ale to, że nie czuł się od innych gorszy.
Kiedy ktoś spotykał tego człowieka w jego szarym płaszczu i czekoladowym kapeluszu nie mógł odgadnąć, że to jakiś biedny człowiek. Dopiero po dłuższej obserwacji mógł dostrzec, że ma na sobie jedyne ubranie jakie posiada. Spodnie, koszulę i dwa buty.
Szary ciepły płaszcz i kapelusz, który wyglądał zupełnie jak nowy.
Ponieważ człowiek nigdy nie rozstawał się ze swoim kapeluszem, po okolicy zaczęła krążyć plotka, że w kapeluszu zaszyty jest skarb. Drogocenny kamień lub coś w tym stylu. No bo jeśli ktoś jest taki zawsze zadowolony mimo bardzo skromnego życia to przecież nie może być prawdą, że jest biedny. Kto by uwierzył, że można cieszyć się słońcem, deszczem albo brakiem chęci posiadania czegokolwiek? Kto by uwierzył, że wolnością jest nic nie posiadać i cieszyć się chwilą? No?! Nikt by w to nie uwierzył!
Różne typki spod ciemnej gwiazdy zaczęły interesować się człowiekiem w brązowym kapeluszu. Niektórzy próbowali go nastraszyć i zmusić, żeby oddał kapelusz. Inni udawali przyjaciół i próbowali zdobyć go podstępem. Ale człowiek pilnował kapelusza jak pilnuje się najcenniejszego skarbu. Czym tylko podsycał pragnienia rzezimieszków.
W końcu komuś się udało! Kapelusz zniknął – nie wiadomo kiedy i gdzie.
Biedny człowiek posmutniał. Nadal spacerował ulicami i zaglądał w witryny sklepów. Nadal siadał na ławkach w parku. Ale czegoś brakowało.
Zgarbił się jakoś. Zmienił wyraz twarzy. Smutny był i przygnębiony. Jakby bez kapelusza był trochę innym człowiekiem. A w dodatku zupełnie przestał opowiadać swoje niezwykłe historie. Jakby opuściła go cała pogoda ducha i wyobraźnia.
Tymczasem złodziej zawiódł się bardzo. W kapeluszu nie było żadnego skarbu. Ani drogocennych kamieni ani pieniędzy zaszytych pod czarną karbowaną wstążką. Nic kompletnie! Ze złością kopnął więc kapelusz a potem wyrzucił.
Kapelusz toczył się pustą alejką w parku.
I tak wpadł w ręce małego chłopca, który podniósł go, otrzepał z piasku i zaniósł biednemu człowiekowi.
– Proszę- powiedział chłopiec- twój kapelusz.
Biedny człowiek rozpromienił się na widok kapelusza. Oglądał go ze wszystkich stron jakby jeszcze nie był pewien czy to na pewno ten.
– To mój kapelusz- powiedział w końcu – z całą pewnością.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech. Założył kapelusz na głowę i poprawił. Wyprostował się i znowu wyglądał jak dawniej.
– Dlaczego ten kapelusz jest taki ważny dla ciebie? – zapytał mały chłopiec – przecież to … tylko kapelusz.
Zupełnie zwyczajny.
– Nie jest zwyczajny – człowiek uśmiechnął się tajemniczo – jest absolutnie nadzwyczajny!
– A co w nim takiego nadzwyczajnego? – dopytywał chłopiec.
– Nikomu nie powiesz? – zapytał człowiek rozglądając się – ten kapelusz to mój największy skarb. Dzięki niemu jestem tym kim jestem. A to coś najcenniejszego na świecie.
– Ale przecież jesteś tylko biednym człowiekiem – powiedział chłopiec niepewnie.
– Nie jestem biedny- uśmiechnął się człowiek – nie mam tylko pieniędzy. Mam za to coś dużo bardziej wartościowego…
Biedny człowiek zdjął kapelusz z głowy i odwrócił dnem do góry. A potem zachęcił chłopca żeby zajrzał do środka.
Czegoś takiego chłopiec nie widział nigdy dotąd! Kapelusz w środku wyglądał jak kolorowa mapa. Różniła się jednak od zwykłych map. Góry na tej mapie były wysokie, z poszarpanymi grzbietami. W rzekach płynęła woda- zimna i rześka. A w wodzie pływały ryby. I ryby te były różnokolorowe. Ich łuski błyszczały w słońcu jakby były ze szlachetnych metali i drogocennych kamieni.
Na mapie w niezwykłym kapeluszu były też wsie i miasteczka. Zaludnione przez niezwykłe stworzenia. Niebieskie, zielone i seledynowe. Z długimi rękami i nogami. W lasach, które rozciągały się pomiędzy miasteczkami i wsiami żyły prawdziwe wróżki i elfy. A lasy były zielone i pachniały żywicą. Wszystko to było niezwykłe i zupełnie nieprawdopodobne.
Człowiek w brązowym kapeluszu wędrował codziennie ulicami. Siadywał w parkach i cieszył się słońcem. Cieszył się też deszczem i śniegiem. A kiedy tylko ktoś chciał słuchać opowiadał niezwykłe historie. Takie, które potem śnią się po nocach. Do których tęskni się i chce wracać wciąż i wciąż.
A pewien mały chłopiec nigdy nie miał dosyć tych opowieści. I zawsze przybiegał, żeby ich posłuchać. I słuchał ich z zapartym tchem.
Niestety mali chłopcy zazwyczaj nie umieją utrzymać języka za zębami. I nie ma to wcale związku z ich wolą, która zawsze jest dobra. Po prostu czasami fajnie jest podzielić się z kimś tajemnicą.
Wieść o niezwykłym kapeluszu rozeszła się więc po okolicznych uliczkach i zaułkach.
– Taki kapelusz to skarb – złodzieje z okolicy znowu uwzięli się na biednego człowieka.
I wkrótce czekoladowo- brązowy kapelusz znowu zniknął.
Biedny człowiek znowu zgarbił się i posmutniał. Tak niewiele miał. Jak można okradać kogoś kto nie ma praktycznie nic? Tak jakby takiemu komuś było wszystko jedno!
– To moja wina- powiedział mały chłopiec- nie dotrzymałem tajemnicy.
– Nie martw się- powiedział człowiek- na nic nie przyda im się mój kapelusz.
– Ale to co w nim jest …- zaczął chłopiec.
– Nigdy tego nie znajdą- uśmiechnął się człowiek.
Złodzieje obejrzeli kapelusz ze wszystkich stron. Zajrzeli pod każdą niteczkę. I pod karbowaną tasiemkę. Ale nie znaleźli w nim nic. Nic kompletnie! W środku była tylko szara podszewka. Ze złością kopnęli więc kapelusz a potem wyrzucili.
Kapelusz toczył się pustą alejką w parku.
I w końcu wpadł w ręce małego chłopca, który podniósł go i otrzepał z piasku. A potem odniósł biednemu człowiekowi.
– W tym kapeluszu nic nie ma! – powiedział z żalem chłopiec – jest tylko szara podszewka. Nic więcej.
– Może i tak- człowiek uśmiechnął się i włożył kapelusz na głowę – może nie ma w nim nic. A może trzeba umieć dostrzec niezwykłe rzeczy w rzeczach zupełnie zwyczajnych.
– Nie słucham już cię! To tylko zwyczajny kapelusz – chłopiec aż popłakał się ze złości.
Człowiek uśmiechnął się łagodnie.
– Nie jest zwyczajny – powiedział- jest absolutnie nadzwyczajny! Dzięki niemu jestem tym kim jestem. A to coś najcenniejszego na świecie.
A potem biedny człowiek odszedł i więcej już nikt go nie spotkał w tej okolicy. Nikt też nie potrafił powiedzieć co się z nim stało. Mawiano, że był dziwakiem, który był bardzo przywiązany do swojego kapelusza. Bo podobno był to kapelusz po jego ojcu, który był dla niego kimś bardzo ważnym. Takie tam sentymentalne bzdury.
Mawiano też, że kapelusz był magiczny. Ale w to nikt nie wierzył. No bo kto by uwierzył w coś takiego? No? Nikt by nie uwierzył! Tak jak nikt nie wierzył, że można cieszyć się słońcem, deszczem albo brakiem chęci posiadania czegokolwiek. Albo, że wolnością jest nic nie posiadać i cieszyć się chwilą.
Tylko jeden mały chłopiec wierzył. I będzie wierzył zawsze, nawet kiedy będzie już bardzo dorosły. A potem całkiem już stary. I może nawet wtedy też będzie miał taki kapelusz? I będzie do niego tak samo przywiązany. Bo ten kapelusz będzie mu zawsze przypominał o tym kim jest. I dlaczego jest tym kim jest. I że to, kim się jest to coś najcenniejszego na całym świecie.