Robaczek świętojański zapiął po szyję swój wełniany płaszczyk. Wyrównał zagniecenia, które powstały, kiedy płaszczyk wisiał w szafie. Miało być już ciepło. To już przecież maj. Dzisiaj wygląda na to, że i szal przyda się podczas spaceru.
Na zewnątrz panował chłód i powietrze pachniało deszczem. Piekny to zapach! Piękna aura.
Deszcz to żywiciel. Daje życie. Wypełnia krwiobieg i zielone komórki roślin tym, co potrzebne im do wzrostu. Słońce daje im energię, deszcz jest jak pożywienie. Bez niego nie ma nic…
Robaczek świętojański rozejrzał się i zachwycił. Zieleń liści i traw po deszczu zdawała się trójwymiarowa. Neonowa. Aksamitna i miękka.
Słońce przebijało błyszczącym promieniem ażurowy dach z liści. Udało mu się dotknąć ścieżki. Robaczek świętojański zatrzymał się w świetlistym punkcie. Światło było jego domem, gdziekolwiek je znalazł.
I nawet jeśli miał swoje własne to zawsze chętnie przyjmował więcej. Jako podarek od losu wobec ciemnych nocy i szarych czasami dni.
Bioluminescencja… na dziś i na wszystkie kolejne dni.