Wierszyk o zwyczajnym poranku

🥐

Mała mysz dzbanek kawy

Na stoliczek odstawia

Na patelni podgrzewa

Chrupiącą chałeczkę

W międzyczasie plan

Na dzień cały omawia

Z sąsiadką z naprzeciwka

Co wpadła na chwileczkę

Kawa pachnie

I chałka jak marzenie

A to przecież

Zwyczajny poranek

Żadne wielkie

Wyjątkowe wydarzenie

Szum za oknem

Jasne niebo zza firanek…

☕️
🌤
☕️
🌤
☕️
🌤
☕️
🌤

(… W podzięce za

zwyczajne poranki

I wszystkie świata

porannych kaw filiżanki)

Krótka bajka o harmonii życia

– Posuń się. Masz swoje miejsce. Zawsze się rozpychasz!

– Nieprawda. To właśnie ty się rozpychasz! Przesuwasz się zawsze w moją stronę i ja nie mam już miejsca.

– Ciii… – przestańcie się kłócić. – Zaraz któraś spadnie i będzie nieszczęście!

– Ta półka jest za wąska. Zaraz wszystkie spadniemy…

Kremowe filiżanki w drobne wzorki wierciły się na półce nad kuchennym blatem i szturchały bez przerwy.

Duża cynowa cukiernica wzdychała ciężko. Co za hałas! Nie można odpocząć. Te filiżanki nigdy chyba nie spoważnieją. Nie potrafią siedzieć spokojnie. Duża cynowa cukiernica nie znosiła hałasu. Uważała też, że powinna bywać w bardziej wytwornych miejscach niż ta kuchnia. Kuchnia była co prawda obszerna i cała w bieli, a gospodyni bardzo dbała o porządek. Po środku kuchni stał duży okrągły stół, a cukiernica zajmowała na nim honorowe miejsce. Mimo wszystko… te ciągłe hałasy. Uszy pękają!

Filiżanki były dzisiaj wyjątkowo nieznośne. Z półki wciąż dochodziły szepty i posykiwania. Zaokrąglony dzbanek do herbaty z porcelany miśnieńskiej uśmiechał się pod nosem. Lubił gwar kuchni i lubił trzpiotki filiżanki. Przysłuchiwał się ich sporom i trochę zazdrościł. One zawsze miały swoje towarzystwo. On zwykle stał na półce samotnie. Duża cynowa cukiernica zupełnie go ignorowała i bywało, że przez cały dzień nie miał do kogo zagadnąć.

Nagle w kuchni zaczęło się poruszenie. Ktoś przyjechał i przyniósł pakunki, które wylądowały na stole. Cynowa cukiernica odsunęła się urażona, a tymczasem gospodyni poruszała się energicznie po kuchni, rozpakowując pakunki i układając w szafkach i na półkach sprawunki. W końcu stół był prawie pusty. Została jedna duża paczka, nad którą gospodyni zatrzymała się z uśmiechem na ustach. Po chwili bardzo powoli zaczęła rozpakowywać paczkę aż w końcu wyłonił się z niej bardzo kształtny przedmiot. Na smukłej zdobionej nóżce, cały z kryształu, błyszczący nowością i stylem.

– Patera na ciasto… – szepnęła duża cynowa cukiernica. – Niezwykła!

– Fiu, fiu… – zagwizdał zaokrąglony dzbanek do herbaty – coś nowego.

A w wyobraźni zobaczył siebie i paterę, gawędzących o życiu i pękających ze śmiechu, jak starzy dobrzy znajomi.

Filiżanki zamikły i wychyliły się niebezpiecznie ze swojej półki. Wszystkie teraz rozpychały się jak mogły, żeby jak najdokładniej przyjrzeć się przybyszowi.

Wszyscy czuli radość na myśl o spotkaniu na stole podczas popołudniowej herbaty. Gospodyni piekła ciasto więc wiadomo już było, że nowa patera pojawi się także. Filiżanki potrząsały uszkami na wszelki wypadek, żeby strzepnąć z nich okruszki kurzu, chociaż gospodyni zawsze wycierała je czystą ściereczką przed zaniesieniem do stołu. Duża cynowa cukiernica układała w głowie treść mowy powitalnej, której wygłoszenie – jako do najstarszej z towarzystwa – należało do niej. Miśnieński dzbanek niczym się nie przejmował. Zawsze potrafił dobrze się zaprezentować i cieszył się tylko na myśl o zupełnie wyjątkowym popołudniu.

Zapach ciasta i świeżo zaparzonej herbaty jaśminowej uciszył wszystkie troski i niepokoje. Nikt się już nie rozpychał, nikt nie wzdychał i nikt nikogo nie uciszał. Każdy znał swoje miejsce i zadanie i było jak w najlepszej orkiestrze. W której bardzo różne i zupełnie niepodobne do siebie dźwięki tworzą jedną wspaniałą harmonijną całość, zamykającą w sobie niezwykłe doznanie ulotnej szczęśliwej chwili, w której wszystko jest tak, jak powinno.

Prosty przepis na Sobotę

Najpierw wstań rano i wyjrzyj przez okno

Za oknem śnieg świat pobielił

Można już strzepnąć z głowy snów resztki

I wyjść z kokonu ciepłej pościeli

Powietrze rześkie wciągnąć w płuca

Poczuć jak krew w żyłach krąży

Dzisiaj sobota dzień pod tytułem:

“Spokojnie, wszystko się zdąży!” ☝️☝️☝️

Na sam początek ziarna kawy

Zmieli się w młynku bez pośpiechu

Kiedy jej zapach obejmie mieszkanie

Czas na chwilę oddechu

Dzień też już się rozsiadł i nić rozwija

Z motka spraw większych i małych

Można z niej utkać barwną chustę

I nosić przez tydzień cały

Jak płaszcz ochronny który nas chroni

Przed napastliwą codziennością

Która próbuje zakryć wszystkie barwy

Swą ulubioną szarością

Lecz dzisiaj przed siebie w śnieżne ścieżki

Bez Jutro ani Wczoraj!

Dzisiaj niech pośpi w zagrodzie ciszy

Natłoku myśli sfora 🐺🐺🐺

Sobota…

Krótki wierszyk o synergii

Puk puk… kto tam?

Dobry nastrój! Ja tylko na chwilę! Muszę dziś odwiedzić

Kilka osób.

Mam w zanadrzu

Na czas świąt I miły klimat

Dobry sposób

Wpadaj, siadaj…

Kawę pijesz? Zjesz pierniczka?

Czy makowiec?

Miło jakoś

Tak od razu! Dobry nastrój

Zawodowiec 💪💪💪

Aaa… kaweczka

I pierniczek Przyda się zapas

Energii

Czy już czujesz

Jak to działa? To tylko dzięki

Synergii…

Trudne słowo

Ale ładne. I plastyczne

Niesłychanie

A oznacza

Rzadką dziś rzecz:

… Współdziałanie…

Współdziałanie?

To jest sposób? Na udane

Święta?

Też… lecz także

I na życie. Mało kto o tym

Pamięta…

Krótka bajka o Dobrym Dniu

Zawadiacko przesunął czapkę na tył głowy i ruszył przed siebie raźnym krokiem. Świt zmrożony był jeszcze, jakby ktoś go dopiero wyjął z zamrażalnika. Wszystko wokół spowijała przeźroczysta i nieruchoma biel. Niebo też było jeszcze całkiem blade. Lecz na horyzoncie już pojawiała się jasnopomarańczowa linia wstającego zimowego słońca. Jeszcze niechętnie, z obowiązku jednak rozciągało cieniutkie o tej porze roku promienie.

Droga była przyjemna, wzdłuż ścieżki rosły wysokie drzewa – o tej porze bezlistne – ale ich grube pnie sprawiały, że czuł jakby szedł przez amfiladę jasnych pokoi. Na polach wokół czarne ptaki zrywały się chmarami i najpierw krążyły wysoko, a potem nagle opadały na któreś z drzew. Drzewo stawało się wówczas gadatliwe i ruchome, co dodawało otuchy samotnemu wędrowcowi.

Wkrótce słońce podniosło się i poranek nastał świetlisty. Wszystko wokół stało się dużo wyraźniejsze. Świat nadal był chłodny i niedostępny, ale nieco odtajał.

Kiedy wyszedł na szeroką polanę wszyscy byli już na miejscu. Gwar rozmów poruszał powietrze. Wszyscy byli podekscytowani. To już dziś. Nastał ten dzień i wreszcie można było odetchnąć od codziennych zajęć i rozpocząć celebrację.

– Przed nami dzień pełen przyjemności! Dzisiaj nikt do nikogo nie będzie miał o nic pretensji. Dzisiaj wszyscy jesteśmy sobie bliscy mimo wszelkich różnic między nami. Dzisiaj też wszyscy się wspieramy i okazujemy sobie sympatię.

– A jeśli ktoś jednak powie coś niechcący? – zapytał ktoś.

– Cóż, to wtedy nikt się nie pogniewa. Bo czasami zdarza się, że komuś przez przypadek powie się niechcący coś niezbyt miłego. Ale warto się zastanowić czy gniewanie się i obrażanie prowadzi do czegoś dobrego czy wręcz odwrotnie.

– Jednak niektórzy są bardzo wrażliwi i słowa ich dotykają.

– Słowa rzeczywiście potrafią mocno dotknąć lecz… to przecież tylko słowa… Wiatr może zabrać je ze sobą jak suche liście już kolejnego dnia. Trzeba je puścić, niech odlecą…

Poprawił czapkę, uśmiechnął się szeroko i rozłożył ramiona.

– Bądźmy dzisiaj dla siebie dobrzy. Nie twierdzę wcale, że to łatwe, ale można nabrać wprawy, jeśli próbuje się często. O tym mogę was zapewnić.

Rozległy się oklaski. Wszyscy mieli na ustach uśmiechy. Nikt nie wiedział dokładnie kim był i skąd przychodził, ale zawsze przynosił ze sobą ten nastrój. Powietrze robiło się nagle cieplejsze i zdawało się być miękkie. W tej miękkości wszyscy mieli ochotę pozostać jak najdłużej lub choćby zapamiętać ją na wiele kolejnych dni i tygodni.

Nic nie jest trwałe w życiu, a zwłaszcza ulotne są chwile. Jednak można je czasami chwycić mocno i przycisnąć do serca. Jak ogrzewacz, który ma wielką moc.

Cała prawda o świętym M …

Nie lubię czerwonego

Wolałbym płaszcz zielony

Kapelusz z dużym rondem

Lub z daszkiem czapkę

Lubię styl nowoczesny

Wygodę i Internet

Pod ręką mam zawsze komórkę

I w Google mapkę

Dbam o kondycję i linię

Nie jadam słodyczy

A worek na prezenty

To niepraktyczne

Prezenty są całkiem spoko

Tę część swojej pracy lubię

I lubię rozważania

Metafizyczne

Szóstego mam mnóstwo pracy

Od północy do rana

Nadążam ze wszystkim dzięki

Tabelkom w Excelu

Ubieram się w tę czerwień

Chociaż mi nie do twarzy

I ruszam do pracy – zwyczajnie

Jak wokół ludzi tak wielu

A co myślałeś? Przyjacielu?

Że to się samo wszystko

Dzieje?

Że jestem jakimś

Czarodziejem??? 😉

Krótka bajka o Grudniu

Grudzień przysiadł na walizce i wyjął z kieszeni batonik. Jeszcze tylko jedna stacja i będzie na miejscu. Lubił podróże i ta też mijała mu całkiem przyjemnie. Jednak cel podróży był bliski i Grudzień odczuwał na tę myśl lekki niepokój, połączony z ekscytacją.

W tym roku będzie inaczej. Nigdzie nie będzie się śpieszył. Nikogo nie będzie poganiał. I nic nikomu nie będzie narzucał. Będzie dużo spacerował – batoniki zaczęły odkładać mu się ostatnio już w boczkach – i dużo czytać.

– Hej – ktoś tuż nad jego głową zakrzyknął wesoło – ty jesteś Grudzień! Od razu poznałem!

Grudzień przyjrzał się temu, kto zakłócił mu tę spokojną przerwę w podróży. Przed nim stał bardzo wysoki gość z bujną czupryną i szerokim uśmiechem na twarzy. Długi barwny płaszcz sięgał mu do kostek, wokół szyi zawiązany miał niedbale kolorowy szal.

– Znamy się? – zapytał Grudzień. Czuł jeszcze czekoladowy smak batonika i było mu błogo na duszy. Chętnie zawrze nowe znajomości.

– Jeszcze nie – zaśmiał się wesoło dryblas – ale chętnie cię poznam. Słyszałem, że miły z ciebie gość.

– Miły? – zdziwił się Grudzień – nie dla każdego… Jedni cały rok na mnie czekają, inni mnie przeklinają. Nie jest wcale tak kolorowo. – Grudzień spojrzał na kolorowe ubrania nieznajomego, niektórym chyba jest kolorowo zawsze.

– Tym się nie przejmuj – odpowiedział jego rozmówca – tak ma każdy. Ty masz do zrobienia to, co masz do zrobienia, a inni niech pilnują swoich spraw. Możesz zresztą zrobić bardzo wiele dobrego, ale i tak znajdzie się ktoś niezadowolony.

– Słuszna uwaga – westchnął Grudzień – poza tym nie zawsze jest łatwo. Niektórzy mają bardzo duże oczekiwania. Ciężko za nimi nadążyć. A inni mają bardzo niewielkie – ale do tych bardzo trudno dotrzeć.

– Właśnie – wysoki jegomość zamyślił się – dlatego cieszę się, że cię tu złapałem. Zanim jeszcze dotarłeś na miejsce, bo muszę z tobą pogadać.

– Dobrze – powiedział Grudzień i podniósł się z walizki. Pociąg będzie zaraz ruszał. – Jedziesz ze mną tym pociągiem?

– Tak. Opowiem ci czym się zajmuję. Może mi pomożesz. Wiesz, ostatni miesiąc w roku to trudny czas dla niektórych. Przedświąteczna atmosfera, która nie udziela się wcale wszystkim… tymi, którym się nie udziela trzeba się koniecznie zająć. Mam kilka pomysłów, ale może coś doradzisz…

– Chętnie o tym pogadam – odparł Grudzień – ten temat dawno mnie uwierał…

Grudzień ze swoją walizką i wysoki jegomość w kolorowym płaszczu do kostek zniknęli w przedziale pociągu, który powoli ruszał ze stacji.

Co nam przywiezie ten pociąg w tym roku? Jakie emocje i jakie wrażenia? Oby to były najprostsze rzeczy i nie wygórowane pragnienia. Więcej spacerów i ciszy i może trochę kolorów – ale tylko tych, które wiążą się z tym, co najwartościowsze. I pamięć o tym, że Grudzień nie wszystkim przynosi to samo – za to my możemy zawsze coś wartościowego dać komuś od siebie. Coś najprostszego…

Krótki wierszyk na zimowy poranek

W białej kawy filiżance

Schował się chłodny

Poranek

Na półeczce w rządku stoi

Jeszcze kilka

Filiżanek

Kiedy zima i mróz na szybie

Maluje

Wzór firanki

Wtedy dobrze mieć pod ręką

Ulubione z porcelany

Filiżanki

Które mimo że leciwe

Wciąż lśnią bielą jakby były

Całkiem nowe

W których mogą się codziennie

Chować w smaku dobrej kawy

Poranki zimowe

Które są jak mały wszechświat

Albo jak Księżyca srebrna

Pełnia

W których co dzień coś

Od nowa

Nam się spełnia

Na przykład marzenie o zupełnie

zwyczajnym życiu… 🙂

Krótka bajka o dwóch drogach

Dzień zaczął się szary i przepełniony minionym deszczem. Słońce schowało się w jakimś odległym zakamarku swojego nieboskłonu. Nawet nie próbuje przebijać się dzisiaj przez grubą zasłonę szarych chmur. Deszcz odpoczywa po nocnej zmianie – spać już nie będzie, czuwać raczej.

Świetliści mieszkańcy niebieskich krain zajmują się swoimi sprawami po drugiej stronie szarości. Nie wpadną dzisiaj na kawę. Nawet na chwilę nie zajrzą. Dzisiaj na wybiegu tylko wszystkie odcienie szarości! Nawet na kolor kawy z mlekiem nie ma co liczyć. Lecz na jej smak i zapach już tak…

Feliks przeciągnął się powoli i wychylił nos na ulicę. Nieliczni o tej porze przechodnie przemykali szybko przed siebie, owinięci szarymi płaszczami i ze skulonymi ramionami.

– Zimno… – westchnął i ziewnął – jesień daje po kościach.

Tro popatrzył na niego znad miski, którą pani Berbeć codziennie rano wystawiała pod drzwiami, a robiła to z miłości do kotów wszelkiej maści. Tro – odkąd przychodził tu napić się świeżego mleka od pani Berbeć nabrał jeszcze większej wiary w świat i ludzi.

– Krótki spacer dobrze nam zrobi. Rozgrzejemy się i rozruszamy kości. – powiedział lekko i wrócił do mleka.

Feliksowi nie wystarczyła miska mleka do tego, żeby cieszyć się lekkością bytu i przyjaźnie spoglądać na szare niebo. Niektórym zresztą nic nie pomoże i świat widzą zawsze w szarych lub ciemnych barwach.

– Do głowy ci uderza to mleko od rana – fuknął na kolegę – nie widzisz realiów, spacer nikogo nie zbawi.

– A czy powiedziałem, że zbawi? – zdziwił się Tro – chciałem tylko się rozgrzać. Zresztą spacer zawsze jest dobry.

– W taką pogodę nic nie jest dobre – mruknął Feliks ponuro i zamilkł na krótką chwilę. Na chwilę pochłonął go mrok, który nosił w sobie. Nawet białe jak śnieg mleko nie było w stanie nigdy go rozjaśnić

Po chwili Tro, zadowolony ze śniadania, szturchnął go lekko w bok.

– Chodź. Sprawdzimy, co dzieje się w okolicy. Może zajrzymy do cukierni? Zjadłbym kawałek ciasta. – rozmarzył się.

– Cukier jest szkodliwy – odburknął Feliks, ale ruszył powoli przed siebie. Tro dreptał przy nim i rozglądał z zainteresowaniem na wszystkie strony. Jakby pierwszy raz widział te stare kąty. Feliks wzrok wbił przed siebie, jakby nic go nie interesowało.

Słońce spojrzało z góry przez grubą zasłonę z chmur. Tylko na momencik, żeby sprawdzić jak zaczął się dzień. Dwa niewielkie koty wędrowały ulicą, rozmawiając o czymś, a świat wokół załatwiał jak zawsze swoje ważne sprawy, w ogóle nie zważając na nie.

Ktoś bardzo mądry powiedział, że są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko. Feliks i Tro szli obok siebie, ale droga każdego z nich była zupełnie inna. Bez względu na pogodę i na panią Berbeć. Jednak tylko bardzo wprawne oko mogło dostrzec to niemal od razu.

No to w drogę …

A na stacji o świcie

Tłum do Szklarskiej Poręby

Z walizami, plecakami

Trwa w oczekiwaniu

“Wsiaaaaadaaać… proszę…!”

Ups… pędzą spóźnialscy…

Ktoś się nawet tam przewrócił

Przy wsiadaniu 🫣

Pan konduktor czuwa jednak

I melduje bardzo grzecznie

Że już pociąg

Opuszcza stację

Pociąg rusza przed siebie

Jeszcze ruch w przedziałach

Ale w perspektywie już

mini wakacje!

( Szklarska Poręba…😊)

A my film kręcimy stojąc

Na skraju peronu

Kiedy pociąg rusza

Po torach

I wagony się toczą

Całkiem raźnie i szybko

Chociaż dzień jeszcze nie wstał

Tak wczesna jest pora

Moglibyśmy tak stać tutaj

Nawet i do wieczora

Obserwując powroty

I pożegnania

( bo lubimy ten klimat…💙)

Ale wjeżdża nasz pociąg

I nas teraz pan konduktor

bardzo grzecznie acz stanowczo

Pogania

“Wsiaaaaadaaać….prooooszę!

Odjeżdżamyyyy!

Po sygnale

Nie ma wsiadania!!!…☝️☝️☝️